Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uber „pierze mózgi” przyszłym kierowcom

Arkadiusz Maciejowski
Arkadiusz Maciejowski
Wiesław Szanduła
Wiesław Szanduła fot. Anna Kaczmarz
Transport. Wiesław Szanduła, główny specjalista z magistrackiego Wydziału Ewidencji Pojazdów i Kierowców, opowiada o swojej walce z taksówkarską szarą strefą.

- Mówią o Panu „łowca Uberów”.

- Słyszałem. Mówią też w bardziej krzywdzący dla mnie sposób. Dlatego przygotowałem oświadczenie, które będę chciał zamieścić na oficjalnych miejskich stronach. Z nieprzychylnych mi komentarzy, zamieszczonych po ostatnich artykułach poświęconych Uberowi, wynika, że Wiesław Szanduła to jedyny w Polsce urzędnik, który uparł się na Ubera. A to nieprawda. Czynności sprawdzające wobec łamiących przepisy przewoźników prowadzimy w magistracie od lat. I patrząc nawet na statystyki, widać, że do tej pory najwięcej kar otrzymali kierowcy zrzeszeni w EKO-Taxi. Chodziło m.in. o jeżdżenie po Krakowie na licencjach wydanych w innych miastach. Nie da się jednak ukryć, że Uber robi wszystko, by w tej niechlubnej statystyce wyprzedzić EKO-Taxi.

- To był przełomowy tydzień. Sąd, na wniosek magistratu, ukarał ośmiu kierowców Ubera m.in. za wożenie pasażerów bez licencji. Szykują Państwo kolejne wnioski o kary?

- 14 kolejnych już czeka na rozpatrzenie w sądzie. A w urzędzie prowadzimy procedurę sprawdzającą dotyczącą kolejnych 44 kierowców, co do których mamy podejrzenie, że pod logo Ubera wozili pasażerów bez licencji bądź łamali inne przepisy. Chodzi też np. o to, że wykonują przewóz osób, a nie mają zarejestrowanej działalności gospodarczej. Chcę jednak zaznaczyć: to nie tak, iż cieszę się, że kierowcy są karani, bo wiem po prostu, że przechodzą tzw. pranie mózgu.

- Co ma Pan na myśli?

- Chodzę często incognito na spotkania dla przyszłych kierowców, organizowane m.in. przez Ubera. Wiem, jak one wyglądają. Uczestnicy są przekonywani, że jeżdżąc bez licencji czy bez kasy fiskalnej, nie łamią prawa. Są wprowadzani w błąd, a jednocześnie mami się ich wysokimi zarobkami, które są fikcją. Dlatego prowadzimy intensywne działania wraz z Inspekcją Transportu Drogowego, a wyroki sądu pomogą nam uświadomić kierowcom, że uwierzyli w propagandę i łamią prawo. Swoją drogą mam wrażenie, że Uber zaczyna mieć problem z pozyskaniem kierowców.

- Skąd taki wniosek?

- Jakby zamówił Pan kilka razy w ciągu dnia zwykłą taksówkę, to szansa, że przyjedzie ten sam kierowca, jest minimalna. A podczas naszych czynności kierowcy nam się powtarzają. Poza tym aż ciężko uwierzyć, jakie metody stosuje ta firma i współpracujące z nią przedsiębiorstwa, by zachęcić kierowcę do pracy. Znaczna część osób, które potencjalnie mogłyby zostać kierowcami Ubera, nie ma własnego auta. Dostają więc propozycję wypożyczenia pojazdu za ok. 100 zł dziennie.

Znam jednak przypadki, że firmy współpracujące z Uberem oferują przyszłym kierowcom auta, których nie są właścicielami. Po prostu idą do zwykłej wypożyczalni, pożyczają auto na długi okres i podnajmują je dalej - właśnie kierowcom Ubera. Co więcej, tworzą system zmianowy: na 12 godzin wypożyczają jednej osobie nie swoje auto, a na kolejne 12 godzin drugiej osobie. I na tym zarabiają. Gdy właściciele dwóch uczciwie działających firm wypożyczających auta dowiedzieli się, co dzieje się z ich pojazdami, kto nimi jeździ i jak są eksploatowane, wpadli w popłoch. I zapewne podjęli działania wobec nieuczciwych klientów.

- Mówi Pan, że wyroki sądowe pomogą w uświadomieniu, że praca bez licencji to łamanie prawa. Ale zasądzone kary - od 500 do 600 zł - nikogo nie odstraszą.

- Tak, to niskie sumy, ale to początek. Jeśli ujawnimy osobę już ukaraną, która nadal działa nielegalnie, to za działanie w tzw. recydywie konsekwencje są dużo większe. Poza tym złożyliśmy wniosek do Ministerstwa Infrastruktury o zaostrzenie przepisów, by minimalna kara dla kierowcy bez licencji wynosiła 5 tys. Ubera stać, by pokryć kierowcy 500-złotową karę - tak mnie zapewniano na spotkaniach - bo zyski z jego pracy ma większe. Pobiera 25 proc. od wypracowanego obrotu. Gdyby kara wynosiła minimum 5 tys. zł, to sytuacja wyglądałaby inaczej.

- Chciałby Pan, by Polska zakazała działalności Ubera?

- Nie, nie o to chodzi. Sam Uber działa legalnie, bo tylko udostępnia aplikację kojarzącą kierowców z klientem. My nawet chwalimy tę aplikację, bo daje ciekawe rozwiązania, np. po założeniu konta pasażer nie musi mieć gotówki czy karty, by odbyć kurs. Dlatego Uber jako firma nie jest karana, bo ona oficjalnie tylko udostępnia aplikację. Nam chodzi o to, by kierowcy Ubera jeździli zgodnie z prawem, czyli posiadali licencję, działalność gospodarczą i kasy fiskalne. Wtedy nie byłoby mowy o nieuczciwej konkurencji.

- Właśnie. Niedawno Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów stwierdził, że Uber wręcz wpływa korzystnie na sytuację na rynku przewozu osób.

- Byliśmy zdziwieni postawą UOKiK, bo najpierw stwierdził, że Uber nie narusza interesów konsumentów. Na końcu przesłanego do nas raportu było jednak zdanie, że działalność Ubera koliduje z polskim prawem. Niedługo potem UOKiK opublikował ten raport, ale... bez tego ostatniego zdania. Na szczęście sądy mają właściwy pogląd na kwestię łamania przepisów przez kierowców Ubera.

- Część mieszkańców skarży się, że magistrat walczy z kierowcami, którzy wożą ich po mieście taniej niż tradycyjne taksówki.

- Rozumiem pasażerów, że idą tam, gdzie taniej. Ceną nie można jednak uzasadniać łamania prawa. Poza tym przewozy Ubera nie zawsze są tańsze, a doświadczyliśmy tego podczas naszych czynności.

Rozmawiał Arek Maciejowski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski