MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tzw. ludzkość w obłędzie

Włodzimierz Jurasz
Mariusz Sieniewicz „Plankton”, Znak 2017, 348 stron
Mariusz Sieniewicz „Plankton”, Znak 2017, 348 stron
Literackie i filmowe antyutopie, przedstawiające rysowaną w czarnych barwach wizję przyszłości, żywią się swoim czasem. Przeżyliśmy już etap antyutopii ostrzegających przed komunizmem („1984” George’a Orwella), atomową zagładą („Ostatni brzeg” Nevila Shute), teraz nadszedł czas wizji świata opanowanego przez islam („Uległość” Michela Houellebecqa).

Dlatego z ciekawością sięgnąłem po „Plankton” Mariusza Sieniewicza, reklamowany jako opowieść o czasach, w których niemal cała Europa opanowana jest przez muzułmanów. Stolicę Apostolską przeniesiono do Sztokholmu (trochę bez sensu, zważywszy na liczbę islamskich imigrantów w Szwecji), inwazji opiera się tylko Polacja ze stolicą w Olsztynie. Nie bez znaczenia był też oczywiście fakt, że Mariusz Sieniewicz to nazwisko w polskiej literaturze współczesnej ważne i poważne (nominacje do Nike i Paszportu „Polityki”).

W przeciwieństwie do „Uległości”, „Plankton” trudno uznać za ostrzeżenie czy wezwanie do (samo)obrony przed islamem. To wizja Polski, choć okrojonej, uważającej się za ostatni bastion chrześcijaństwa. Rządzonej przez wszechmocny Kościół przenikający każdą sferę życia - bardzo różniący się jednak od Kościoła współczesnego. Bohater powieści, zakonnik, ma córkę spłodzoną z zakonnicą (to oficjalnie dozwolone), co wskazywałoby na jego modernistyczną nowoczesność. Z drugiej strony Kościół w „Planktonie” wprowadza na przykład listę słów zakazanych (inność, obcość, ateizm, in vitro), co może sytuować jego korzenie w prymitywnie interpretowanym „Kościele toruńskim”. Tak czy tak, to wizja od Kościoła i chrześcijaństwa odstręczająca, ba, chwilami wręcz przeciwstawiana islamowi: „Wyznają Jezusa, bo w kieracie Allaha nie wytrzymaliby pięciu minut” - stwierdza narrator.

Cała, obszerna, powieść zbudowana jest na opisach różnych aspektów świata w niej przedstawionego (fabuła jest tylko pretekstowa). Interpretowanie jej jako antyklerykalnej byłoby jednak dużym uproszczeniem, może nawet - z drugiej strony - przecenieniem. Bo „Plankton” to wielkie materii pomieszanie, chaotyczne, jak pełen chaosu jest świat w powieści opisany. Autor miota się od analiz geopolitycznych (niekiedy sensownych - starcie cywilizacji może być wojną o dostęp do źródeł wody) po obyczajowe wycieczki we współczesność (odwołanie do kultowych krakowskich knajp artystycznych, jak „Piękny Pies” czy Alchemia”), co staje się dość męczące i nie pozwala tej książki jednoznacznie wyinterpretować.

Może więc „Plankton” to po prostu kpina, z (niemal) wszystkiego i wszystkich (ze szczególnym uwzględnieniem Polski), jednak nie zawsze zabawna i nienajmądrzejsza? Może kluczem do „Planktonu” jest padające w niej stwierdzenie: „Oto i nasz Kobierzyn. (…) Nasza duma i chwała”?…

PS. Tytuł niniejszego tekstu odwołuje się do Witkacowskiego spektaklu zrealizowanego w roku 1992 w Starym Teatrze przez Jerzego Grzegorzewskiego.

Mówimy po krakosku - odcinek 12. Zróbże, idźże, weźże

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski