MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tulipany, goździki i parytety

Redakcja
Dzisiaj 8 Marca! Młodzi, chociaż niektórzy z nich jeszcze pamiętają o tym święcie, nie wiedzą, jak kiedyś było celebrowane. A było! We wszystkich zakładach pracy obowiązkowo odbywały się adademie lub mniej oficjalne spotkania.

Andrzej Kozioł: MOIM ZDANIEM

A na spotkaniach – obowiązkowo tulipan lub goździk, czasami jakiś prezent, często nieśmiertelne rajstopy (za pokwito- waniem!), obowiązkowo dyrektor (mężczyzna), obowiązkowo szef Rady Zakładowej (mężczyzna). Niekiedy jakieś pączki, słone paluszki, równie nieśmiertelne jak rajstopy. A czasami, już zupełnie nieformalnie, wyroby monopolowe, nalewane dyskretnie do herbacianych szklanek.

Kiedyś, podczas reporterskiej wędrówki po Polsce, 8 marca trafiłem w Sieradzu do pewnej instytucji. Ponieważ właśnie miała się odbyć akademia, szef poprosił mnie, abym jako przedstawiciel prasym zasiadł za prezydialnym stołem, a po chwili wahania zaprosił także mojego kierowcę. Siedzieliśmy więc w czterech, może w pięciu, za tym stołem, przykrytym zielonym suknem, sami mężczyźni, a salę wypełniły kobiety ściągnięte z całego województwa, często z małych miasteczek i wsi.

A kiedy skończyła się akademia, szef powiedział, że zaprasza koleżanki na herbatkę i ciastka, do mnie zaś szepnął: "Prosimy na górę, redaktorze“.

Na górze były przekąski, była golonka, o wódeczce nie wspominając.I znów sami mężczyźni. I kiedy panie opuszały salę konferencyjną, każda z tulipanem lub goździkiem, my igraliśmy z baleronikiem, z wiejską kiełbaską, z szyneczką, z goloneczką i chrzanikiem. O wódeczce nie wspomnę...

W ten sposób jeszcze raz przekonałem się, że mam rację, podejrzewając, iż Międzynarodowy Dzień Kobiet jest kolejnym potwierdzeniem męskiej supremacji.

Jednak nie był to jedyny paradoks tego święta. Chociaż znalazło się w oficjalnym kalendarzu, obok rocznicy rewolucji październikowej i rocznicy bitwy pod Lenino, tak naprawdę było benefisem ogrodników, pogardliwie nazywanych badylarzami. A badylarze byli wówczas także prywaciarzami...

Ile milionów tulipanów, ile milionów goździków pojawiało się w tym dniu na rynku, tego nikt nie wie! (Nawiasem mówiąc, goździki, czerwone i białe, nieodłączny element państwowych świąt i wręczania odznaczeń –klapa, buzia, goździk, rąsia – jakby zanikły, coraz ich mniej. Kolejny dowód na to, iż miniony system służył badylarzom). Ktoś z moich znajomych, nie ogrodnik bynajmniej, raz do roku, właśnie w marcu, nieźle zarabiał, hodując krokusy. Ależ miał z tym roboty. Krokusy albo nie chciały w porę rozkwitać, albo wprost przeciwnie – rozkwitały za wcześnie. Trzeba je więc było dogrzewać lub wyrzucać z szopy, na pole, licząc na marcowy chłód.

A jeżeli już o kobietach mowa (o czym zresztą można mówić 8 marca?), to trzeba stwierdzić, że ucichła już wrzawa wokół tak zwanych parytetów. Już nie mówi i nie pisze się o tym, jaki procent kobiet powinien zasiadać w Sejmie, jaki w kierowniczych gremiach partii politycznych, ani że według kanonów politycznej poprawności ich reprezentacja powinna odzwierciedlać strukturę demograficzną społeczeństwa. Połowę obywateli Polski stanowią panie, a więc połowa miejsc w Sejmu powinna przypaść przedstawicielkom ładniejszej płci.

Zawsze nieufnie odnosiłem się do tego rodzaju pomysłów. Dlatego że w słusznie minionej przeszłości także starano się, aby skład PRL-owskiego Sejmu w jakiś sposób odzwierciedlał strukturę społeczną i demograficzną. Oczywiście już przed wyborami dzielono tort – wielki kawał dla PZPR, mniejsze kawałki dla ZSL i SD, jakieś okruszki dla politycznego planktonu. A później rozdawano role. Tylu starych, tylu młodych, tyle kobiet, tylu mężczyzn. Odpowiednia ilość robotników, inteligentów, intelektualistów.

Potem trzeba było dobrze główkować, bo z ustaleń wynikało, że gdzieś tam powinien posłować młody robotnik, a miejscowym władzom stronnictw sojuszniczych pasowałby akurat inteligent w średnim wieku, rudy i łysiejący.

Zasada parytetu znalazła swoje odbicie w osławionym już telewizyjnym wywiadzie Lecha Wałęsy. Były prezydent zapragnął idealnego odzwierciedlenia struktury społecznej. Jeżeli homoseksualiści i lesbijki stanowią jeden procent społeczeństwa, niech swoje parady równości organizują na jednym procencie ulic miasta, i to nie w śródmieściu bynajmniej. Podobnie z posłami homoseksualitami – niech siedzą z tyłu, a może nawet za murem, w kuluarach lub w sejmowej restauracji.

Z tego rodzaju pomysłami zawsze są kłopoty. Lepiej zdać się na vox populi...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski