Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzy minuty na romans

Redakcja
Fot. Anna Kaczmarz
Fot. Anna Kaczmarz
Godz. 21.03, Cafe "Dworcowa". Charakterystyczne dźwięki słychać z daleka. Takty pełne pasji i namiętności. W mroku nocy trudno jednak trafić wzrokiem w odpowiednie okno, by zobaczyć tańczące pary. Przechodnie zatrzymują się na chwilę, rozglądają, potem... idą dalej. Ale nie brakuje wtajemniczonych. Takich, którzy bez mapy i wskazówek, podążają w odpowiednim kierunku. Przepych ściera się tu ze starością i zapomnieniem

Fot. Anna Kaczmarz

Wystarczy obejść stary budynek Dworca Głównego, przejść peronem, by trafić w sam środek... Buenos Aires.

Klatka schodowa z kutymi schodami i poręczami jakby wprost przeniesiona z argentyńskich knajpek z początku wieku. Rząd świec na schodach, oświetlających drogę na piętro, gdzie znajduje się galeria. Stamtąd widać więcej, można podglądać pary, które zapomniały się w tańcu. - Zaczynam rozumieć, skąd wziął się pomysł dworca. Przecież tu naprawdę cofamy się w czasie. Jesteśmy znów w Buenos Aires, w jakiejś małej knajpce pamiętającej czasy oligarchów i wielkich majątków ziemskich. Przepych ściera sie tu ze starością i zapomnieniem. Dokładnie jak w argentyńskiej stolicy - tłumaczy przy wejściu dziewczyna w czerwonej sukience i srebrnych butach na obcasie.

Późny wieczór, małe stoliki, przy których można usiąść, sączyć wino, rozmawiać ze znajomymi. I tańczyć. Lub patrzeć. - Niektórzy przychodzą tu tylko po to, by oglądać. Podziwiać pary, które prowadzą ze sobą rozmowę na parkiecie z pomocą dźwięków i ruchu. Idą, to znów zawracają. Improwizują - tłumaczy facet w czarnej koszuli i kapeluszu.

Ale nie on. Z kobietą w czerwonej sukni i srebrnych szpilkach wychodzą na parkiet, a za nimi wchodzą emocje. Złość, nienawiść, pasja, pożądanie. Do tego jeszcze dźwięki skrzypiec czy gitary - to rozstrzyga wątpliwości, jeśli jeszcze ktoś takie ma: tu rządzi tango argentyńskie.

Odwaga, by wszystko pokazać

Facet w czarnym kapeluszu to Marek, na co dzień pracownik korporacji. W jego objęciach po parkiecie wiruje Marta, studentka kulturoznawstwa. Tańczą ze sobą trzy lata. A poznali się właśnie dzięki tangu. - Oboje trafiliśmy na kurs, zaczęliśmy ze sobą tańczyć przez przypadek... - mówi Marek.

- Nie taki znowu przypadek. Bardzo się starałam, żeby stać obok niego, by poprosił mnie do tańca. I modliłam się, żeby nagle nie okazało się, że ma dziewczynę, która po prostu nie mogła tu przyjść - śmieje się Marta.

Najpierw spotykali się tylko na zajęciach, potem były wspólne kawy, wypady na milongi, czyli wieczory taneczne z tangiem w roli głównej. Dziś, z braku czasu, rzadko na nie chodzą. Ale kiedy w Krakowie jest festiwal, nie mogą sobie odpuścić. Właśnie dlatego pojawili się na Dworcu Głównym, gdzie odbywa się jeden z wieczorów tanecznych w ramach Kraków Tango Festiwal. - Figury zatańczone w odpowiednim momencie i w odpowiedni sposób pozwalają dać upust emocjom. To jak rozmowa, w której przyciągamy się i odpychamy. Jest tu pasja i namiętność, jest zdrada i nienawiść. Trzeba mieć tylko odwagę, by chcieć to wszystko pokazać - tłumaczy Marek. - Moi koledzy w biurze, gdzie pracuję, mówią "dość", nie mogą już słuchać tanga. A ja wciąż na nowo przesłuchuję CD - dodaje.

Magiczna gra w kabaretkach

Lekcje to proza życia tangueras i tangueros. Tu przychodzi się nie po to, by oddać się namiętności, lecz by... poznać kroki. - Nie ma w tym pasji, jest za to ciężka praca - mówi Marta.

Wszystko na początku jest trudne. Pierwsze kroki, niepewne, trochę chwiejne. Kiedy kupi się odpowiednie buty, na obcasie, z podeszwą irchową, która ułatwia obroty i pozwala lepiej poczuć parkiet, wcale nie jest łatwiej. Trzeba się nauczyć na nich chodzić, a co dopiero tańczyć. - Ale dla mnie to było jak manifest, jak kropka nad "i". Czułam się wreszcie prawdziwą tancerką - zaznacza Marta.
Dopiero wtedy milonga sprawia przyjemność. - Tu jest inaczej. Odpowiednia oprawa i atmosfera. Kabaretki, buty na obcasie, suknie jak z Ameryki Południowej, mocny makijaż. Zyskujemy nagle pewność siebie. I nadzieję. Na wspólną zabawę, odrobinę namiętności. Ale tango to tylko taniec. Magiczny, ale tylko taniec. To odskocznia, a nie życie. I trzeba o tym pamiętać - dodaje Marta.

Większość par na kurs tańca przychodzi już razem. Ale są także tacy, którzy dopiero tutaj się poznali. Jak Marek i Marta. - Znaleźć odpowiedniego partnera do tanga nie jest wcale łatwo, bo to taniec, w którym dzielimy się sobą. Partnerzy są tak blisko siebie, że wręcz przekraczają granice intymności - tłumaczy Marta. - Kiedy masz odpowiedniego partnera - przestajesz myśleć. Robią to za ciebie emocje. To one kierują twoim ruchem. A ty czujesz się przyjemnie i bezpiecznie - dodaje.

Nic dziwnego, że zwykło się mówić, iż tango "to trzy minuty na romans". I nie chodzi tu wcale o erotyczną przyjemność. To po prostu magiczna gra.

Taniec nie jest dla macho

Tango nie ma zamkniętego zestawu kroków czy choreografii. - Wszystko zależy od atmosfery chwili, nastroju, dnia, muzyki. Raz tango będzie intymnym spotkaniem, raz - pierwszą kłótnią. Czasem chcesz się zapaść w ramiona partnera, to znów stawiasz na kontrę. Tango to improwizacja - twierdzi Marta.

Od mężczyzny zależy w tangu wszystko. Prowadzi kobietę bez słów, tylko ruchem ciała. Przecinają parkiet, od figury do figury. - Podstawowe kroki wcale nie są trudne. A mimo to - zwłaszcza partnerom - ten taniec sprawia trudności, ponieważ trzeba tu nauczyć się najważniejszego: pewności siebie. Bez niej nigdy nie będziesz tańczył tanga, co najwyżej odtwarzał kroki - tłumaczy Marek.

Polskie milongi zaczynają się o godz. 21. - W Argentynie to nie do pomyślenia. Wtedy dopiero siada się do kolacji. A czas na wyjście na milongę jest o godz. 1 w nocy. I wtedy można tańczyć do rana - zaznacza Marta.

Prawdziwi mężczyźni do tanga proszą partnerkę wzrokiem. Słowa są niepotrzebne. Wystarczy spotkanie oczu. Ale w Polsce to rzadkość. - A szkoda. Słowa potrafią tyle zepsuć, ulotnić atmosferę - tłumaczy Marta.

Ciekawostką tej edycji Kraków Tango Festiwal był pokaz pary nieco zaskakującej, czyli dwóch... mężczyzn, Martina Maldonado i Maurizio Ghella. To nawiązanie do początku XX wieku. Wtedy właśnie w Buenos Aires mężczyźni bardzo często tańczyli ze sobą ze względów prozaicznych, czyli braku kobiet. Do tej pory są w Argentynie męskie milongi. - Wbrew pozorom to bardzo ułatwia taniec z kobietą. Może przecież pomóc mężczyźnie poczuć, jak to jest być kobietą w tangu. Wtedy też dowiaduje się, jak najlepiej poprowadzić partnerkę. Bo taniec to dialog w ruchu. I właśnie dlatego, wbrew powszechnej opinii, to nie jest taniec dla macho. Prawdziwego mężczyznę zawsze będzie interesowało, żeby być na parkiecie z kobietą i dla kobiety - dodaje Marek.

Łukasz Gazur

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski