Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzeba pogodzić się z losem

Redakcja
- Nie sposób nie zacząć tej rozmowy od odejścia Stopy. Czy po jego śmierci w zeszłym roku przemknęła Panu przez głowę myśl: "Co dalej z zespołem?".

Rozmowa z WOJCIECHEM WAGLEWSKIM, liderem zespołu Voo Voo, który wystąpi 25 października w klubie Lizard King

- To nie pierwsze odejście z Voo Voo. Przedtem pożegnaliśmy przecież naszego wieloletniego menedżera Mirka Olszówkę. Śmierć jest oczywiście najbardziej dramatyczną formą rozstania. Ale nawet nie wtedy padła kwestia przyszłości zespołu - wręcz przeciwnie, wszyscy czuliśmy, że jesteśmy winni Stopce kontynuowanie działalności. Pozostawało tylko pytanie: kiedy weźmiemy się w garść. Bo długo nie mogliśmy się otrząsnąć po tym ciosie.

- Jak szukaliście nowego perkusisty?

- Zapraszaliśmy kolejnych bębniarzy na próby i koncertowe zastępstwa. Nie było ich jednak wcale dużo.

- I tak trafiliście na Michała Bryndala?

- Karim go znał, bo grywał z nim przedtem. Dlatego to było proste. Ja wiedziałem tylko, że współpracuje z Wojtkiem Ma-zolewskim. Kiedy siadł za perkusją, właściwie nie mieliśmy żadnych wątpliwości.

- Co zdecydowało o jego wyborze?

- Grał inaczej niż Stopek. Wprowadził do naszej muzyki nowy puls. Początkowo szukaliśmy perkusisty, który byłby substytutem Stopka. I to było dosyć kłopotliwe. A Michał wszedł od razu na tyle mocno w swoim stylu, że właściwie wybór był prosty: albo zaakceptujemy sposób jego gry, albo go odrzucimy. I stwierdziliśmy, że taki bębniarz będzie dla nas ratunkiem - bo dzięki niemu uwolnimy się od cienia Stopka. Michał jest młody, dodał nam energii, rozbił ten marazm, w jaki wpadaliśmy z innymi perkusistami, odgrywając bez ducha stare kawałki.

- Kiedy zaczął Pan pisać piosenki na wspomnianą "Nową płytę"?

- Kilka razy zdarzyło mi się zrobić utwory, które stały się przebojami - ale podchodzenie z takim zamiarem do tworzenia jest nudne. Dlatego zawsze piszę pod kątem tego, co się aktualnie dzieje w zespole. Bo to uruchamia odpowiednią energię na koncertach. Te nowe rzeczy wynikły częściowo z tego, co robiliśmy jeszcze ze Stopką, częściowo z tego, co zamieściliśmy na dwóch naszych ostatnich płytach, a częściowo z tego, co rodziło się na ostatnich próbach.

- Jaka była atmosfera pracy w studiu z nowym muzykiem?

- Bardzo pozytywna. Postanowiliśmy bowiem nie wszystko robić od nowa. I przeprosiliśmy się z naszym dawnym realizatorem - Wojtkiem Przybylskim. To świetny producent, robiliśmy z nim pierwsze płyty, poza tym on jest znany z klasycznych dokonań dla polskiego rocka, choćby albumów Perfectu czy I- Ching. Te nagrania weszły do kanonu, ponieważ Wojtek nie stosował modnych w latach 80. efektów. Muzycy chcieli wtedy być nowocześni - a ponieważ nie mieli możliwości finansowych, te ich próby brzmią dzisiaj koszmarnie. Tymczasem ponieważ Wojtek nagrywał dużo jazzu - nie lubił nowinek. Wiedział, że żadnym efektem nie da się poprawić gry muzyka. I dlatego jego dokonania są bardziej obiektywne. Podobnie było teraz: Wojtek, jak wyjątkowo upierdliwy realizator, nie dał się przekupić i kiedy kończyłem powtarzać swoją solówkę siedemnasty raz, mówił: "Potrafisz lepiej". I dzisiaj jesteśmy mu za to wdzięczni - bo wreszcie ktoś nas popchnął do przodu. Mało tego - Wojtek znalazł wyjątkowe studio, w którym wszystkie ściany są przeszklone. A zazwyczaj przecież nagrywa się w piwnicach. Pierwszy raz pracowaliśmy w jasnym pomieszczeniu - dlatego nagrywało się nam miło, mieliśmy cały czas poczucie, że powstaje coś dobrego, mającego pozytywnego ducha. I narodziła się płyta wyrazista, zaangażowana, na której słychać, że czuliśmy się wobec tej muzyki mocno zobowiązani.
- Album ma dosyć zaskakującą konstrukcję: pierwsza część to melodyjne piosenki w stylu Voo Voo z początku lat 90., a druga - rockowe granie w psychodelicznym tonie.

- Faktycznie: ta konstrukcja jest kozacka. Początkowo miało to bowiem być coś na kształt concept-albumu. W takich przypadkach najczęściej sięga się po pomysł ze snem, co wykorzystałem na "Sno-powiązałce", albo po pomysł z radiem, co chciałem zrobić właśnie w przypadku "Nowej płyty". Bo tak jak w radiu przewijają się dobre i złe, radosne i smutne wiadomości, tak można odbyć podobną podróż w tekstach. W końcu stwierdziłem jednak, że zbuduję ten album jak koncert - zacznie się spokojnie, a potem powoli, powoli, powoli będzie coraz bardziej nabierał tempa. Pomysł ten przypieczętowały dwa występy, podczas których przetestowaliśmy nowy materiał na publiczności. I tak się nam to wszystko naturalnie ułożyło: od melodyjnych piosenek do tych bardziej rozbudowanych.

- Większą rolę odgrywają w nowej muzyce Voo Voo dęciaki. Rodzina Pospieszalskich się upomniała o swoje?

- No wszystkich bym nie pomieścił w studiu! Ale sporo z nich zagrało na płycie. Bo ja lubię instrumenty dęte, takie niestrojące orkiestry. I kiedy stwierdziłem, że potrzebuję na "Nowej płycie" podobnego utworu do "Ja płonę" z warstwowo nałożonymi saksofonami, zrobiliśmy "Na dęte", gdzie Pośpieszalscy mogli sobie pograć do woli. Zresztą te melodie niesione przez saksofony i trąbki wpisują się świetnie w koncept całej płyty - będąc wątkiem spajającym wszystkie nagrania.

- W tekstach jest mnóstwo pogody ducha. Co daje taki dystans do świata?

- Wiek. (śmiech) Z biegiem lat każdy zaczyna rozumieć, że nie ma się co buntować, tylko trzeba pogodzić się z losem. Tekst "Do Stopki" zawiera mnóstwo jego powiedzonek i bardzo podobał się jego żonie - Kasi. Cały czas czujemy, że on jest z nami. Dlatego napisałem tę piosenkę - żeby tę jego obecność jeszcze wzmocnić. Reszta też jest metafizyczna - przypominając trochę słynny dylemat Kartezjusza w stylu "Skąd wiesz, że żyjemy". To nadaje specyficzny dystans do trzech głównych tematów, o których ostatnio piszę: Boga, śmierci i miłości.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski