Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To nie są proste melodie [VIDEO]

Redakcja
Mela zaprasza na koncert - ale najlepiej kupić wcześniej jej płytę Fot. Honorata Karapudy
Mela zaprasza na koncert - ale najlepiej kupić wcześniej jej płytę Fot. Honorata Karapudy
ROZMOWA z MELĄ KOTELUK, która wystąpi 18 listopada o godz. 20 w klubie Forty Kleparz.

Mela zaprasza na koncert - ale najlepiej kupić wcześniej jej płytę Fot. Honorata Karapudy

- Jesteś inicjatorką internetowej akcji „Nie bądź dźwiękoszczelny” promującą uczestnictwo w koncertach polskich artystów. Jak narodził się ten pomysł?

- Pomysł powstał spontanicznie. W lipcu zaczęłam organizować swoją pierwszą trasę koncertową. I napotkałam wiele problemów, szczególnie w małych miastach. Dlatego postanowiłam zasięgnąć rady bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek po fachu. I okazało się, że chociaż oni mają w swym dorobku dwie płyty, pięć lub więcej, napotykają podobne kłopoty z organizacją koncertów. Dla każdego twórcy spotkania z publicznością są niezwykle ważne, jeśli nie najważniejsze. Ponieważ trafiałam wcześniej na różne kampanie społeczne, na przykład dotyczące niskiego czytelnictwa w Polsce, pomyślałam, że można by taką zorganizować również na rzecz muzyki. Fajnie byłoby zmienić coś w mentalności rodaków, młodszych czy starszych. Aby koncert stał się rytuałem, by Polacy zaczęli postrzegać muzykę na żywo nie tylko jako rozrywkę, ale również jako uczestnictwo w kulturze.

- I jak przebiega akcja?

- Akcję „Nie bądź dźwiękoszczelny” wsparło bardzo wielu mniej lub bardziej znanych artystów. W perspektywie długofalowej, dobrze by było zacząć od źródła i edukować w tej kwestii małe dzieci. Brak wczesnej edukacji muzycznej to sedno problemu. O tym także rozmawialiśmy podczas konferencji inaugurującej akcję. Tradycja koncertowa bez wątpienia świetnie może się łączyć z przemyślaną edukacją, a jak wiadomo ten aspekt u nas bardzo kuleje. Dlatego też tak bardzo nam zależy aby o muzyce i benefitach jakie daje regularny i świadomy kontakt z nią, jak najwięcej rozmawiać także w przestrzeni mediów, bo jak wiemy w szkołach o to bardzo trudno. Tak właśnie możemy wspólnie budować tradycję koncertową. Kiedyś organizowaliśmy takie muzyczne audycje dla podstawówek. Jeździliśmy z kolegami po szkołach i próbowaliśmy rozpalić w maluchach miłość do muzyki. Paula wspominała, że mieszkając zagranicą, kiedy miała kilka lat dostała od nauczyciela puzon i usłyszała: „Graj!”. No i zaowocowało. (śmiech) Gdzieś kiedyś usłyszałam zdanie, że żadne armie nas nie obroniły, lecz kultura. Coś w tym jest, dlatego musimy o nią dbać.

- Wolałabyś, żeby ludzie przyszli na Twój koncert czy kupili płytę?

- Dla mnie istotą tego, co robię są spotkania z publicznością. Ale z drugiej strony – nikt nie przyjdzie na mój koncert, jeśli wcześniej nie pozna płyty. Dlatego przede wszystkim chciałabym, żeby płyty w Polsce były tańsze. Bo rozumiem, że wielu ludzi na nie po prostu nie stać. Mentalnie popieram organizację Creative Commons działającą na rzecz uwalniania muzyki w Internecie. Bo właściwie dzisiaj nie ma już innego wyjścia – trzeba się dostosować do faktu, że większość ludzi chce ściągać muzykę z sieci i niech zostanie to sensownie uregulowane.

- Czy Twoja muzyka znacznie różni się na koncertach od tego, co można usłyszeć na płycie?

- Może jestem w tej kwestii staroświecka, ale jestem nauczona że w piosence trzeba pilnować linii melodycznej i harmonii. Dlatego na koncertach raczej trzymamy się formy piosenki i nie należy to do najprostszych rzeczy. Ale oczywiście od czasu do czasu pozwalamy sobie na spontaniczność i improwizację. Dodatkowo przygotowujemy na nasze występy własne wersje nagrań innych wykonawców. Dlatego każdy z koncertów jest do pewnego stopnia inny.

- Utwory z Twojego debiutanckiego albumu są starannie zaaranżowane i ciekawie zrealizowane. To wskazuje jednak, że cenisz również pracę w studiu.

- Owszem: bardzo przykładaliśmy się do brzmienia płyty. Pracowaliśmy nad nim z pianistą zespołu - Miłoszem Wośko. Mocno nas wspomagał realizator – Marcin Gajko. Marcin miał duży wpływ na brzmienie całości, dlatego w opisie albumu umieściliśmy go jako współproducenta. Praca w studiu to zupełnie coś innego niż koncerty. Tutaj liczy się maksymalna koncentracja, pełne skupienie i umiejętność podejmowania decyzji w szybkim czasie. Szczególnie jeśli nagrywa się wszystko w dwa dni – a tak było w przypadku „Spadochronu”.

- Nie wierzę!

- Naprawdę. Nie mieliśmy miliona dolarów, aby bawić się w studiu przez pół roku. Było nawet bardziej oszczędnie: w te dwa dni to chłopaki nagrali swoje partie w studiu w Lubrzy, a ja rejestrowałam wokal w... szafie stojącej w mojej kawalerce na Mokotowie. Ale przyniosło to dobre rezultaty. Chcieliśmy bowiem uchwycić aktualny stan naszych umysłów. Nie pieścić się w studiu, bo wtedy można się zafiksować i nagrywać w nieskończoność. To była krótka piłka – w sumie można powiedzieć, że cały materiał został nagrany na setkę. Dlatego ludzie, którzy przychodzą na nasze koncerty nie czują wielkiej różnicy między tym, co usłyszeli na płycie a tym, co słychać ze sceny. I odbierają to na plus.

- No ale chyba sporo czasu poświęciliście na przygotowanie tego materiału przed nagraniami.

- Spotykaliśmy się przez cały rok raz albo dwa razy w tygodniu na próbach w naszej salce na Żoliborzu. I bardzo jestem wdzięczna chłopakom, że potrafili się tak logistycznie zmobilizować – bo przecież mają żony, dzieci, rodziny. Czasem spotykaliśmy się o ósmej rano, a kiedy indziej – o dziesiątej wieczorem na nocne próby. Ale to zaprocentowało.

- Krytycy mają problem z zaklasyfikowaniem Twojej muzyki. Jedni uważają, że to wyrafinowany pop, a drudzy – że melodyjna alternatywa. A Ty?

- My nie podchodziliśmy do pracy nad tym materiałem w ten sposób. Krytykom oczywiście pomocne jest osadzenie płyty debiutanta w jakimś konkretnym gatunku. My jednak nie mówiliśmy: „Nagramy teraz płytę pop” czy „Nagramy teraz płytę alternatywną”. Trafiłam niedawno na wywiad z Fiszem i zgadzam się z nim co do tego, że nie warto dzielić muzyki na kategorie, tylko lepiej postrzegać ją poprzez emocje.

- No właśnie: Ty nie boisz się wyrażać swoich emocji w języku polskim.

- Po liceum wyjechałam na dwa lata zagranicę. Ale wróciłam – bo stwierdziłam, że nigdy się nie nauczę tego języka tak, by móc pozwolić sobie na dwuznaczności czy żarty w stylu Monty Pythona. Poza tym angielski jest pewnego rodzaju pułapką dla tekściarza – bo jak się pomylisz, to zawsze ktoś może tego nie zauważyć czy nie zrozumieć. I to rozleniwia. Mnie łatwiej wyrażać siebie po polsku. Dlatego umieszczam swoje piosenki w tutejszej przestrzeni. No i jestem dzieckiem lat 90. – a wtedy przecież w polskiej piosence pisało się świetne teksty po polsku, robił to choćby Grzegorz Ciechowski, Edyta Bartosiewicz czy Kasia Nosowska. Chciałabym raczej kontynuować te tradycje.

- Masz już za sobą **kilkanaście** koncertów swej jesiennej trasy koncertowej. Jakie wrażenia?

- Jesteśmy uszczęśliwieni – bo publiczność wypełnia całe sale. Niedawno we Wrocławiu przyszło ponad czterysta osób, tyle samo oglądało nas wcześniej w Warszawie. I za każdym razem jest świetny odzew – chociaż mam w uszach słuchawki od odsłuchu, słyszę jak widzowie śpiewają ze mną kolejne piosenki. A przecież nie są to proste melodie! Zarejestrowaliśmy kilka takich chóralnych koncertów i kiedyś je udostępnimy w Internecie. Okazuje się, że ludziom brakowało polskich piosenek. Zresztą mnie też.

- Zaczynałaś od śpiewania w chórkach u znanych artystów. Teraz wyszłaś na pierwszy plan. Jak się z tym czujesz?

- Praca w chórkach jest u nas niedoceniana. Tymczasem z własnego doświadczenia wiem, że kryją się w nich fantastyczni wokaliści, którzy świadomie wybrali drugi plan. Ja zrobiłam krok w kierunku solowej wypowiedzi i wzięłam za to na sobie odpowiedzialność. Tym bardziej, że widzę, że ludzie utożsamiają się z tym, co robię. Powiem Ci jednak, że ustaliliśmy w zespole, że nie chcemy „wychodzić przed piosenkę”. Najpierw muzyka – potem my. Dlatego mamy osobę, która tworzy oprawę wizualną naszych koncertów w ten sposób, że jesteśmy trochę ukryci w cieniu, nie podświetleni, pojawiają się na nas różne obrazy. I dobrze nam z tym. Bo jesteśmy po prostu przekaźnikami mocy.

Rozmawiał PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski