Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

To jest przerażająca muzyka!

Redakcja
DJ Vadim w ciemności - oby nie zrobił sobie krzywdy! Fot. archiwum organizatorów
DJ Vadim w ciemności - oby nie zrobił sobie krzywdy! Fot. archiwum organizatorów
ROZMOWA. Z gwiazdą nowej elektroniki - DJ VADIMEM - przed jego dzisiejszym występem na festiwalu Sacrum Profanum

DJ Vadim w ciemności - oby nie zrobił sobie krzywdy! Fot. archiwum organizatorów

- Rozmawiamy po angielsku czy po rosyjsku?

- Możemy po rosyjsku.

- Żartowałem, obawiam się, że mimo ponad dziesięciu lat nauki, nie dałbym rady.

- Wyjechałem z Petersburga, wtedy Leningradu, z rodzicami do Anglii, kiedy miałem pięć lat. Ale w domu mówiło się po rosyjsku, więc potrafię mówić w tym języku.

- Myślisz, że to rosyjskie pochodzenie wpłynęło w jakiś sposób na Twoją muzykę?

- Nie słucham rosyjskiej muzyki. Ale zawsze wiedziałem, że jestem obcokrajowcem. Choćby poprzez moje imię. Dlatego czułem się przez to jak outsider. I kiedy zacząłem tworzyć swoją muzykę, wiedziałem, że nie będzie ona taka, jaką robią inni wokół mnie. Chciałem wymyślić coś własnego. Poza tym Rosjanie, zresztą jak mieszkańcy innych krajów Europy Wschodniej, choćby Polacy, są bardzo pracowici. Widać to szczególnie teraz - kiedy przyjeżdżają do Anglii. I ja też lubię ciężko pracować. To jest moje rosyjskie dziedzictwo.

- Grałeś kiedyś w Rosji?

- Wiele razy, od Petersburga przez Moskwę po Murmańsk. Oczywiście, nie jestem tam jakąś wielką gwiazdą, jak Madonna, żeby ściągać tłumy, ale na każdym koncercie zawsze było kilkaset osób. Najlepiej przyjmowano mnie oczywiście w Petersburgu.

- A byłeś w Krakowie?

- Przyjechałem do Krakowa pierwszy raz w 1991 roku. Żeby kupić stare winylowe płyty. Jeździłem wtedy po całej Europie: Amsterdam, Bruksela, Monachium, Berlin, a potem Warszawa, Poznań i Kraków. Dotarłem tu nocą i pomyliłem drogę. W pewnym momencie znalazłem się na Rynku Głównym, nie wiedząc, gdzie jestem. Patrzę w lusterko i widzę radiowóz na sygnale. Kiedy policjanci do mnie podeszli, okazało się, że nie mówią ani po angielsku, ani po niemiecku. Wtedy wpadłem na pomysł: "Goworitie po ruski- " I udało się - dopiero wtedy wytłumaczyli mi, że wjechałem w niedozwolone miejsce. Kiedy powiedziałem im, że przyjechałem do Krakowa kupić płyty, jeden z nich bardzo się ucieszył, bo okazało się, że jego brat prowadzi sklep muzyczny. Mówię: "Fajnie, ale jest druga w nocy". A on na to: "Nie martw się, otworzy specjalnie dla ciebie". Zadzwonił do niego i pod policyjną eskortą pojechaliśmy do sklepu. I warto było: kupiłem trochę polskiego jazzu i rocka z lat 70. Nie dostałbym tego w Anglii.

- Zaskoczyło Cię zaproszenie na Sacrum Profanum?

- Igor Pudło ze Skalpela napisał do mnie maila: "Przyjeżdżaj do Polski zagrać w Krakowie". I to mi wystarczyło. Odpowiedziałem więc od razu "Zróbmy to!". Mimo że nigdy nie słuchałem muzyki klasycznej. Oczywiście znałem Mozarta, Beethovena czy Bacha. Ale nigdy nie chodziłem na takie koncerty. Klasyka zawsze kojarzyła mi się ze starymi ludźmi, którzy idą do restauracji i w tle grają im jakieś smyczki, albo idą do filharmonii i patrzą z podziwem na te wielkie orkiestry. To mogło być ekscytujące trzysta lat temu, ale teraz - wydawało mi się, że to coś w rodzaju muzeum. I wtedy Igor przesłał mi trzy kompozycje Pendereckiego. Kiedy ich posłuchałem - wrażenie było niewiarygodne. Poraził mnie kryjący się w nich mrok. Pomyślałem, że jakby ktoś puścił je sobie przy zgaszonym świetle, mógłby popaść w depresję i zrobić sobie krzywdę! Potem dowiedziałem się, że utwory Pendereckiego były wykorzystywane w "Egzorcyście" czy "Lśnieniu". I to miało sens - w połączeniu z obrazem. Ale słuchanie ich w oderwaniu od filmu nie było żadną przyjemnością. To przerażająca muzyka!
- I jak ją zinterpretujesz dzisiaj o godz. 20 w nowohuckiej ocynowni?

- Przez tydzień siedziałem nad tym i drapałem się po głowie. "Co tu zrobić- " I w pewnym momencie mnie olśniło - wszystko ułożyło się w odpowiednich miejscach. Dzisiaj myślę, że to jedna z najlepszych rzeczy, jakie zrobiłem w życiu! Pozostawiłem większość muzyki Krzysztofa Pendereckiego - a od siebie dodałem tylko bębny i bas, no i trochę wokalu. Dzięki temu utwory te mają rytm! Zmiksowałem wszystko przedwczoraj. I asystujący mi inżynier ze studia pyta: "Jak byś to nazwał?". A ja mu na to: "Atmospheric electronic dub". Bo jest w tym nastrój, głębokie emocje - dzięki zachowanym smyczkom, ale też mocny rytm - dzięki zdublowanym bitom.

Rozmawiał Paweł Gzyl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski