Wojciech Bonowicz szuka pozytywnej energii ks. Tischnera Fot. Krzysztof Hawrot
- A jak "Aborcja" - to pierwsze hasło w "Alfabecie Tischnera". Mocno jak na początek...
- Każda książka powinna mieć mocny początek, wtedy przyciąga uwagę czytelnika. Decyzję, by "Alfabet Tischnera" rozpocząć tym hasłem, podjąłem z kilku powodów. Po pierwsze, chciałem przedstawić Tischnera jako kogoś, kto nie bał się wkraczać na teren trudny, nie unikał konfrontacji z odmiennymi poglądami, a jednocześnie robił to z ogromną kulturą. Skupiał się na tym, żeby ukazać dany problem w szerszej i głębszej perspektywie. Po drugie, istnieje wiele nieporozumień dotyczących stosunku Tischnera - i w ogóle środowiska "Tygodnika Powszechnego" - do aborcji. Myślę, że hasło w "Alfabecie" te nieporozumienia wyjaśnia.
- I jakby realizując jego pragnienie, wprowadził Pan do "Alfabetu" hasło "Przeciwnik".
- W wielu tekstach ks. Józefa Tischnera z lat 90. powraca ostrzeżenie, że w Polsce zbyt szybko przeciwnicy stają się wrogami. To zjawisko później się nasiliło. Dziś jest niezwykle widoczne, nie tylko w polityce, ale też np. wśród publicystów.
- Dlaczego pewne hasła zdecydował się Pan ze sobą zestawić w dość zaskakujący sposób?
- W niektórych hasłach pojawiają się pary pojęć: "Dobro i zło", "Niebo i piekło". Uznałem, że ten zabieg pozwala lepiej uchwycić problematykę, której pojęcia dotyczą.
- Ale "Diabeł" występuje już solo. Ewidentnie zabrakło anioła.
- (śmiech) Bo Tischner w swoich rozważaniach nie zajmował się aniołami.
- W "Alfabecie..." znaleźli też swoje zaszczytne miejsce artyści, ale ich los jest dość smutny. Dlaczego?
- Hasło "Artysta" powstało z konkretnego natchnienia. Podczas ostatnich Dni Tischnerow-skich odbył się przegląd zespołów młodzieżowych, które napisały piosenki odwołujące się do tekstów autorstwa księdza Tischnera. Na wstępie usłyszeliśmy fragmenty jego kazania poświęconego artystom i ich miejscu "między ziemią a niebem". Artysta, mówił Tischner, tworzy dzieła dla tego świata, ale równocześnie są one drogowskazami, które prowadzą nas poza ten świat. Są to jednak tylko ziemskie drogowskazy, zupełnie zbędne w niebie. Stąd smutek.
- Niektóre hasła powstawały z natchnienia, ale były też i takie, dla których miejsce w "Alfabecie..." już dawno zostało zarezerwowane, prawda?
- Tak było w przypadku "Nadziei" czy "Solidarności" - pojęć bardzo mocno kojarzonych z osobą ks. Tischnera. I oczywiście "Gór" i "Górali". Tischner nigdy nie wypierał się swoich związków z Podhalem, przeciwnie, uczynił z nich wehikuł, który pomagał mu popularyzować pewne idee. Tak było na przykład w "Historii filozofii po góralsku". Dzieło to jest nie tylko fajerwerkiem dowcipu, ale stanowi także spojrzenie w głąb ludzkich spraw i w głąb historii myślenia. Jest hołdem Tischnera złożonym Podhalu, któremu zawdzięczał bardzo wiele.
- Co jest takiego pociągającego w góralskim etosie? Dziś często patrzymy na górali w jednowymiarowy sposób.
- Dla nas, postronnych, jest to przede wszystkim folklor - gwara, taniec, śpiew, które niekiedy nieudolnie próbujemy naśladować. Prawda o górach leży jednak zupełnie gdzie indziej - w pewnym etosie, w hierarchii wartości, która pozwoliła temu światu przetrwać.
- Światu podzielonemu jednak w jednej kwestii, w sprawie "Ognia", który także ma swoje hasło w "Alfabecie..."
- Tak. Postać Józefa Kurasia, który walczył w partyzantce na Podhalu pod pseudonimem "Ogień", wciąż budzi tam wiele kontrowersji. "Ogień" stał się zakładnikiem różnych wersji historii. Dla jednych był i jest bohaterem, dla innych - mordercą i rozbójnikiem. Tischner bronił "Ognia", mając na względzie przede wszystkim jego osobistą historię oraz motywy, jakie nim kierowały. To w ogóle było dla Tischnera charakterystyczne: patrzeć na człowieka z perspektywy tego, co w nim najlepsze.
- Gdyby ktoś zapytał Pana: "Panie Wojtku, jak żyć?", czy poleciłby mu Pan "Alfabet Tischnera"?
- To pytanie, choć niekiedy wyśmiewane, pozostaje wciąż jednym z najważniejszych dylematów, na które szukamy odpowiedzi. Jak żyć i na czym się oprzeć? Często mówię, że Tischner jest drogą, którą warto pójść. Jest to droga trudna, wymagająca. Ale idzie się nią za kimś, kto miał w sobie niesłychany ładunek pozytywności. I kto tą pozytywną energią potrafił natchnąć innych. Więc na pytanie: "Jak żyć?", odpowiedziałbym tak jak Tischner: "Nieważne jak, ważne z kim". Trzeba starannie wybierać sobie przewodników.
Rozmawiała
Urszula Wolak
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?