MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Teletubisie nudzą przy Brahmsie [WIDEO]

Mateusz Borkowski
Chórzysta–drzewo w Cricotece
Chórzysta–drzewo w Cricotece fot. Michał Gąciarz
Wszystkie Stany Muzyki. O nowym spektaklu Capelli Cracoviensis „Piosenki miłości i śmierci” w reż. Cezarego Tomaszewskiego zbyt wiele dobrego nie da się powiedzieć. Może poza tym, że towarzyszy mu piękna muzyka Johannesa Brahmsa, świetnie wykonana przez krakowski zespół.

Zawsze z zaciekawieniem czekałem na nowe produkcje teatralno-muzyczne Tomaszewskiego. W jego spektaklach lubiłem absurdalny humor, moc popkulturowych odniesień oraz pomysły na nowe zaistnienie dzieł muzycznych. Bawiła mnie „bar.okowa uczta” w barze mlecznym, „Naturzyści” w Lasku Wolskim, a nawet krytykowane przez niektórych „Karaoke sakralne”.

W prezentowanych w Cricotece „Piosenkach o miłości i śmierci” nie znalazłem nic nowego, poza tym, co już wiele razy widziałem. Z zapowiadanej przez dramaturg Aldonę Kopkiewicz historii, w której miały znaleźć się interesujące odniesienia do nieszczęśliwej miłości Brahmsa do Clary Schumann, a także formuły XIX-wiecznego salonu i postaci romantycznego artysty, niewiele zostało.

Opowieść z potencjałem skutecznie „upupiła” trójka aktorów przebrana za dziecięce stwory przypominające teletubisie. Owe teletubisie odwracały uwagę od śpiewaków wykonujących „Pieśni-walce miłosne”, gotując herbatę, kopulując na scenie, obsikując drzewa i rozkładając pulpity. Sam zaś pomysł, by przebrać solistów Capelli Cracoviensis za drzewa, był mało śmiesznym powieleniem „Naturzystów” z 2012 roku.

Autor: Mateusz Borkowski

Odniesień do współczesnej popkultury, poza teletubisiami, było kilka. Była biesiadna melodia „W zielonym gaju” oraz skądinąd świetnie wykonana „Umbrella” z repertuaru Rihanny. W spektaklu było też kilka jasnych momentów. Udana była postać radiowego spikera granego znakomicie przez Jana Peszka, a także dwie pianistki wystylizowane na Lady Gagę (świetne Weronika Krówka i Olga Piotrowska), przypominające siostry syjamskie z popularnego serialu „American Horror Story”.

Najciekawsza była jednak muzyka Brahmsa, którą niestety zepchnięto na dalszy plan. Ciarki zapewniła sopranistka Capelli Magda Łukawska, która wspięła się na wyżyny wykonawstwa w „Niemieckim Requiem”.

To jednak za mało, by trwający blisko 2 godziny spektakl uznać za udany. Po prostu czasami ten sam żart powtarzany w nieskończoność przestaje śmieszyć. A kiedy nie śmieszy, niemożebnie nudzi. Tak właśnie było tym razem. Szkoda. Za to z chęcią posłucham samej Capelli śpiewającej Brahmsa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski