Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tekturowy przybytek duchów

Paweł Głowacki
Tuwima czytała Urszula Grabowska i jej studenci
Tuwima czytała Urszula Grabowska i jej studenci fot. Wacław Klag
Gdy wielogłowa Wielkość napiera zewsząd, bezlitośnie żądając ofiary z intymności - trzeba się ratować. Ojczyzna! Patriotyzm! Naród! Przyszłość Narodu! Obowiązki Wobec Ojczyzny! Honor! Bóg! Polska! Kiedy pętla tych Spiżowych Koturnów się zaciska - trzeba się schować, zamrzeć na marginesie Oficjalności, w norce z resztką normalnego powietrza.

Należy wziąć przykład z ogrodnika Dziewierskiego, bohatera „Kwiatów polskich” Juliana Tuwima. Dziewierski „znienawidził

, ” i „puścił się w ucieczkę/ Przed tą potęgą przeraźliwą”. Dokąd? „W bliską, ziemską żywość,/ W drobne i barwne ulubienia,/ W radości sztuki - w Dom Zbawienia/ Dla osaczonych szarą zgrozą”. Nie, nie była to sztuka na miarę Szekspira lub Dantego. Była to odpustowa manufaktura w drobnym pokoiku, były to dziełka czynione z byle czego - iluzja z tanich farbek, koralików, szkiełek, paciorków, kamyków.

Studenci II roku aktorstwa krakowskiej PWST: Emilia Bury, Robert Ciszewski, Mateusz Górski i Konrad Stein, wraz z profesor swoją, Urszulą Grabowską, mówili fragmenty „Kwiatów polskich”. Nie tylko mówili. Oni na pustej scence pod oknami zamieniali fabularne smakowitości fraz Tuwima w teatrzyk kilku, kilkunastu gestów, kroków, spojrzeń. By tak rzec, „przebierali” w powietrzu tym niewielkim planktonem pantomimicznym - ulotnym jak tańczące na ścianie cienie palców aptekarza Rozpędzikowskiego i prostym niczym drobiny w tekturowym przybytku duchów ogrodnika Dziewierskiego - „przebierali” podobnie jak Jacek Bylica „przebierał” palcami na klawiaturze fortepianu, grając nuty Fryderyka Chopina. Przypomniał się piękny obrazek, który lata temu Artur Sandauer napisał. Nazwał on Tuwima „żydowskim Prosperem poezji polskiej”.

Przez godzinę trwał sobie nad ziemią Tuwima Ariel migotliwy, zapętlony, wciąż wyciągający ze stylistycznego kapelusza olśniewające semantyczne króliki. Trwał Ariel nieomylny, bo ani studenci i pani profesor nie wadzili jemu, ani on nie przeszkadzał im. Takie związki zgody daleko idącej zdarzają się czasem - i to był właśnie taki przypadek.

A efekt? Kolejne stare zdanie powraca, w którym jakoś tam tkwi i tekturowy teatrzyk ogrodnika Dziewierskiego, i cienie aptekarza Rozpędzikowskiego, i godzinny seans studentów Grabowskiej. Rzecz jasna - trochę na wyrost, może nawet bardzo na wyrost, lecz jednak wracają słowa Jorge Luisa Borgesa. „Jeśli sztuka jest doskonała, świat staje się zbędny”. Zwłaszcza świat wielogłowej Wielkości. Doskonałość sztuki zaś nie wyklucza kruchości tektury.


Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski