Andrzej Kozioł: MOIM ZDANIEM
Skąd więc brały się płynące ulicami ludzkie rzeki, Bóg jeden raczy wiedzieć. W tej sytuacji przyznanie się do permanentnej pierwszomajowej abstynencji brzmi podejrzanie, ale jednak oświadczam stanowczo – ja na pochody nie chodziłem. Jednak to wyznanie nie ma w sobie nic z kombatanctwa. Po prostu nikt mnie nie zachęcał do uczestnictwa w pierwszomajowych obchodach. W liceum, o ile pamiętam, nie było takiego przymusu, podczas studiów także, a kiedy już stałem się człowiekiem pracy i jako taki powinienem uczestniczyć w Święcie Pracy – też jakoś nikt mnie na nie nie zapraszał. Przepraszam, raz się zdarzyło.
Pracowałem wówczas w zespole badawczym zajmującym się samobójstwami oraz alkoholizmem i uważałem, że zajmujący się tak obrzydliwymi sprawami nie powinni uczestniczyć w podniosłym święcie. No bo hutnicy mogli nieść transparanty obiecujące zwiększenie wytopu stali, sportowcy plansze ilustrujące wzrost tężyzny fizycznej, a my, co? "Więcej samobójstw na dwudziestopięciolecie PRL”?
W przeddzień święta nasz zespół zaprosił dyrektor placówki, z przepaścistej dyrektorskiej szafy wyciągnął olbrzymią butlę koniaku (autentycznego, francuskiego), polał i powiedział: "Nie zrobicie mi tego. Pójdziecie na pochód”. No cóż, skoro Paryż wart był mszy, dobry koniak zasługiwał na pochód...
W ten sposób, idąc po raz pierwszy na pierwszomajową manifestację, poszedłem na koniakowy lep, sprzedałem się, i to za, co – za procenty, szlachetne wprawdzie, ale procenty...
A propos procentów, też koniakowych zreszta. Na studiach mieliśmy kolegę, który mienił się hrabią i ten rzekomy hrabia któregoś Pierwszego Maja zjawił się przed Collegium Novum UJ, gdzie formowano uniwersytecką kolumnę. Przyszedł ze świadectwem lekarskim, jak najbardziej formalnym, z pieczątką, stwierdzającym, że okaziciel, jako człowiek uczulony na kolor czerwony, nie może brać udziału w pierwszomajowej manifestacji...
Co to ma wspólnego z koniakiem? Ano to, że lekarze i koniaki stanowili wówczas tak zwane dobra komplemantarne, a oprócz tego obaj panowie, zanim zostało wypisane zaświadczenie, powojowali z pękatą butelczyną.
Wracając zaś do pierwszomajowego przymusu. Na pochód można było ludzi pogonić, ale kto zmuszał gapiów do stania na chodnikach?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?