MKTG SR - pasek na kartach artykułów

„Szóstka” się oddala. Unia Oświęcim po dobrym początku sezonu obecnie przechodzi kryzys formy

Jerzy Zaborski
Oświęcimianom sporo punktów uciekło we własnej hali. Czy odrobią straty na obcych lodowiskach?
Oświęcimianom sporo punktów uciekło we własnej hali. Czy odrobią straty na obcych lodowiskach? fot. Jerzy Zaborski
Unia Oświęcim przegrała wyjazdowe spotkanie z Orlikiem Opole (2:4) i jej pozycja w pierwszej „szóstce” jest mocno zagrożona, a do podziału ligi dojdzie po dwóch rundach fazy zasadniczej, a przed oświęcimianami seria wyjazdów.

Nie ma się czemu dziwić. W ostatnich sześciu kolejkach oświęcimianie wygrali tylko raz, po dogrywce w Jastrzębiu (1:0). Wcześniej przegrali trzy mecze, a porażka w Opolu była już drugą z rzędu.

Optymiści zwracali uwagę, że oświęcimianie mają szansę na wygraną w Opolu. Wszak w historii potyczek z Orlikiem w ekstraklasie notowali dotąd same zwycięstwa. Jednak każda nawet najpiękniejsza seria, musi się kiedyś skończyć. - Szkoda, że w takim momencie, kiedy bardzo potrzebujemy punktów w wyścigu po miejsce w pierwszej „szóstce” - żałował Josef Dobosz, trener oświęcimian.

Orlik wygrał, bo ma znacznie mocniejszy skład niż w poprzednich latach. Opolanie myślą nawet o włączeniu się do walki o medale. Jego ostoją jest bramkarz John Murray, a wśród napastników prym wiodą Michael Cichy i Alex Szczechura. W dodatku przed sezonem działacze pozyskali zawodników zza oceanu.

- Słabo zagraliśmy pierwszą tercję - przyznał Dobosz. - Zresztą bardzo powoli się rozkręcaliśmy. Na dobrą sprawę na wysokim poziomie zagraliśmy tylko w ostatniej odsłonie. Trudno wtedy myśleć o zdobyczach punktowych. Choć muszę przyznać, że okazji bramkowych mieliśmy tyle, że mogliśmy doprowadzić do dogrywki, a w niej wszystko mogłoby się zdarzyć. Przecież nie zawsze ładna gra ma przełożenie na punkty. Można przecież czasem także przydko wygrać. Jednak z __przebiegu całego spotkania Orlik wygrał jak najbardziej zasłużenie.

Trener nie wspomniał, że oświęcimianie walczyli nie tylko z rywalem, ale także własnymi słabościami. Kilku zawodników zagrało nie będąc w pełni sił. Choroba zmogła Radima Haasa. Problemy zawodników z przypadłościami grypowymi zaczęły się już na porannym rozjeździe, przed wyjazdem do Opola.

Gospodarzom być może mocno w głowach siedziała historia spotkań z oświęcimianami, dlatego na początku byli trochę spięci. - Powiedziałem swpim chłopcom, że potrzebujemy bramki, która dodałaby nam pewności na __lodzie- tłumaczy Jason Morgan, trener opolan. - Na szczęście przed przerwą udało nam się zdobyć nawet dwie.

Oświęcmianie mieli szansę ustawienia tego spokania pod siebie. Najpierw przy bezbramkowym wyniku mieli o jednego zawodnika więcej, a potem już po stracie pierwszej bramki. Jednak po raz kolejny udowodnili, że rozgrywanie przewag nie jest ich mocną stroną.

- Po przetrzymaniu tych osłabień mogliśmy zacząć grać swoje i myśleć o __zdominowaniu rywali - cieszył się Morgan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski