A pacjenci z receptą opatrzoną dopiskiem „B”, co oznacza, iż powinni otrzymać lek bezpłatnie, przy okienku dowiadują się, że jednak trzeba płacić. Kolejne kuriozum: za leki na tzw. ryczałt (3,20 zł) chorzy nierzadko muszą pozostawić w aptece kilkadziesiąt złotych.
Opisywany przez nas dzisiaj mechanizm pozorowania refundacji leków - i tym samym spektakularnego „pompowania” objętości wykazów z rzekomo dofinansowywanymi przez państwo medykamentami - to jedynie przykład gigantycznego chaosu panującego od lat w polskim systemie refundacji leków. Niestety, pacjent wydaje się w nim elementem najmniej znaczącym.
Czy przygotowany niedawno i dyskutowany obecnie projekt nowelizacji ustawy refundacyjnej, mający sytuację poprawić, w rzeczywistości cokolwiek zmieni?
Lektura noweli przynosi wiele pytań i rodzi wątpliwości. Wydaje się, że projekt zapisów z jednej strony narusza interesy potężnych grup. Z drugiej strony, jeśli nawet tzw. opór materii zostanie przełamany, wprowadzenie projektowanych paragrafów sprawi, że przepisy regulujące dostęp do leków staną się jeszcze bardziej nieczytelne.
W projekcie nie znaleźliśmy kluczowej dla uproszczenia systemu refundacyjnego propozycji zrównania - jak jest to w większości krajów - ceny detalicznej leku refundowanego z wielkością limitu jego finansowania przez NFZ. Oznacza to, że pacjent nadal będzie niemile zaskakiwany przy aptecznym okienku.
Od tego właśnie zrównania należałoby rozpocząć budowę całkowicie nowego systemu refundacji. Przez lata został on przez polityków i urzędników tak dalece skomplikowany, że wszelkie próby reformy istniejący chaos mogą jedynie pogłębić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?