Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świstak

Grzegorz Tabasz
fot. 123rf
Zapobiegliwe. Zaradne. Pracowite. Wygodne. Najwięksi sybaryci pośród naszych zwierzaków. Mowa o tatrzańskich świstakach. Wpierw odrobina historii.

Świstaczy ród wywodzi się z epoki lodowcowej. Do Europy przywędrowały prawdopodobnie z Ameryki Północnej. Niski poziom oceanu pozwolił im wówczas przekroczyć Cieśninę Beringa. Nawykłe do polarnych warunków świetnie sobie radziły do chwili, gdy skorupa lodu kryła połowę kontynentu. Powrót ciepła oznaczał koniec świstaczego raju. W naturze przetrwały jedynie w wysokich partiach Alp i Tatr, gdzie klimat przypomina minioną epokę zimna. Nigdy nie osiedliły się na polanach czy stepach, gdzie mieszkają ich najbliżsi krewniacy, susły. Póki co, proszę spojrzeć na wiewiórkę. Jak przysiada na tylnych łapach i trzyma podarowanego orzeszka. Wypisz, wymaluj świstak.

Garść rekordów z życia tatrzańskich świstaków. Dziewięćdziesiąt procent życia, które może trwać nawet piętnaście lat, spędzają w podziemnych norach. Niemożliwe? Gdzie tam, właśnie zapadły w sen zimowy, który będzie trwał do ostatnich dni kwietnia. Kiedy nadejdą pierwsze przymrozki, żadna siła z przytulnej, położonej trzy metry pod ziemią komory ich nie wyciągnie. Choć mieszkają wysoko w górach, żaden z nich nie wie, co to prawdziwa zima i śnieg. Pozostały czas zajmują im prace górnicze. Trzeba wykopać sypialnię, latrynę, zapasowe ukrycia połączone z labiryntem korytarzy. Do tego jeść i przedłużać istnienie gatunku. Unikać drapieżników. I niestety, turystów, o czym wspomnę za chwilę.

A propos wyposażenia mieszkania: statystyczna sztuka znosi na zimę do sypialni blisko dziesięć kilogramów suchego siana! To niezbędna do przetrwania izolacja i ocieplenie nory w alpejskich warunkach. Teraz zapasy. We wrześniu każdy zwierzak waży mniej więcej sześć, czasem osiem kilogramów. Połowa to sadło. Jedyny magazyn energii na zimę, dzięki któremu może zapaść w głęboki sen zwany hibernacją.

Po szczęśliwym przespaniu zimy gryzoń straci połowę wagi. Sama hibernacja to wyzwanie. Temperatura ciała spada do czterech stopni. Serce uderza parę razy na minutę, a pojedynczy oddech przytrafia się co kilkanaście minut. Raz na miesiąc zwierzak wraca do życia. Z wolna człapie do oddalonej komory, gdzie załatwia te sprawy. Hibernacja hibernacją, ale spalanie tuszu, nawet bardzo wolne, wytwarza odpady, których trzeba się pozbyć.

Potem znowu sen. W połowie kwietnia obudzi go milutkie ciepło nagrzanych łąk i zapach ziół. Po blisko siedmiu miesiącach snu zwierzaki straciły ze trzy-cztery kilogramy wagi. Wychudzone, z obwisłym futrem zaczynają żarłocznie kosić tatrzańskie hale z młodej trawy, soczystych kłączy i korzonków.

Liczne świstacze rodziny stanowiły niegdyś charakterystyczny element polskich Tatr. Teraz ich liczba utrzymuje się na niewielkim poziomie. Nie więcej niż dwieście sztuk po naszej stronie gór i trzy razy tyle po słowackiej. Jeśli spojrzeć na mapę, łatwo zrozumieć przyczynę. Południowa część gór jest bardziej rozległa, więcej pustych przestrzeni i co za tym idzie, mniejsza presja turystów. W naszych najwyższych, mikroskopijnych górach, zadeptywanych przez miliony gości, nie znajdują spokoju. Szkoda. Wracając do przebudzenia, to słynny amerykański świstak Phil, który ma wróżyć pogodę, nie wyłazi z nory w połowie lutego z własnej woli. Oczekujące licznie na wiosenną przepowiednię media muszą nakręcić efektowny materiał. Nora biednego zwierzaka ma zamontowane podgrzewanie elektryczne i wyjść musi. To Ameryka. Show must go on.

Co przeszkadza świstakom? Drapieżne ptaki. Na podniebnych napastników mają wypracowany sposób. Jeden z członków rodziny stoi na czatach i bacznie kontroluje okolicę wzrokiem i słuchem. Najmniejsze niebezpieczeństwo, głośny gwizd i wszyscy znikają pod ziemią. Alarmowe, świszczące głosy zostały trafnie uwiecznione w nazwie. A propos, w podobny sposób zwierzaki reagują na ludzi. Schodzenie ze szlaków w celu sfotografowania rzadkiego stwora oznacza niepotrzebne płoszenie. I jeśli ktoś tak uczyni, to proszę potem nie narzekać, że było się w Tatrach i ani pół świstaka nie widziało. Wielkim przekleństwem świstaków były zapasy tłuszczu. Przez wieki utarł się pogląd, iż mieszkający pod ziemią zwierzak jest zdrowy i nie cierpi na artretyzm dzięki owym tłustościom. Kto je zje, będzie zdrów jak (były) właściciel sadła. Na początku zimy śpiące zwierzaki wykopywano z nor i zabijano bez litości.

Kiedyś waptece trafiłem na słoik maści ze świstaczego sadła. Wzburzony dokonałem zakupu. Lek wyprodukowano legalnie wSzwajcarii, zaś w składzie specyfiku wymieniono niewielki dodatek sadła ze świstaka. Nie mogę uwierzyć, iż sadło, czyli związek gliceryny z kilkoma kwasami tłuszczowymi, posiada lecznicze właściwości. Inkryminowany lek zawierał kamforę i olejek z dziurawca. Bingo! Wydobywany ze znanej rośliny składnik ma udowodnione działanie przeciwzapalne i przeciwbólowe. Odrobina reklamy starczy, by obolały człek wysupłał sporo grosza za lecznicze tłustości. Co do działania, zużyłem słoiczek na obolałe lędźwia. Ulga przyszła nadspodziewanie szybko. Teraz mam zagwozdkę. Czy to efekt placebo, czy działanie dziurawcowego olejku? A może w tym sadle coś rzeczywiście jest…

***

W Alpach przy uczęszczanych szlakach można napotkać oswojone gryzonie jedzące turystom dosłownie z ręki. Świstaki obdarzają wędrowców przyjaźnią, co świadczy o dużym kapitale zaufania. Alpejska populacja jest szacowana na kilkadziesiąt tysięcy sztuk. Cóż, wielkość gór i podejście ludzi do ochrony robi swoje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski