Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świętujemy jeden dzień

Redakcja
BOHATER MECZU. Michał Goliński już w pierwszej połowie błysnął podaniem do Matusiaka. Po przerwie zdecydował o wyniku.

Trudno chyba o lepszy debiut w derbach: zwycięstwo i decydujący gol!

- Chcieliśmy sprawić niespodziankę i nam się udało. Wszyscy, zawodnicy na boisku i na ławce, trenerzy oraz cały sztab szkoleniowy wykonali kawał dobrej roboty. Zrealizowaliśmy nasz plan w stu procentach. W pierwszej połowie mieliśmy nie stracić bramki i czekać na okazje, które też mieliśmy. Niestety, Radek Matusiak nie wykorzystał sytuacji sam na sam. W drugiej połowie, szczególnie na początku, mieliśmy uważać, a potem starać się strzelić gola. I dokładnie tak się stało! Bardzo się cieszymy z tej wygranej.

Jak ta bramka wyglądała z Pana perspektywy? Było tam chyba trochę przypadku.

- Wiedzieliśmy, że Darek Pawluśiński będzie strzelał w kierunku bramki. Mariusz Jop niefortunnie odbił albo przyjął piłkę, która mi wpadła pod nogi. Musiałem tylko dobrze strzelić. Miałem jeszcze drugą okazję. Gdybym dokładnie przyjął piłkę, może by się udało.

Czuje się Pan bohaterem meczu?

- Nie, nie powiedziałbym tak. Przecież nie ja sam biegałem po murawie, walczyła cała drużyna. Wszyscy jesteśmy bohaterami i wszyscy zasługujemy na pochwały.

Czy Matusiak podziękował Panu za tę bramkę?

- Z pewnością również on mógł zostać bohaterem spotkania, bo miał sytuacje sam na sam. Ale nieważne, kto zdobył tego gola. Liczy się wynik i trzy punkty. Graliśmy na dobrym poziomie, a warunki wcale nie był łatwe, bo murawa z minuty na minutę była coraz gorsza. Także szczęście się do nas uśmiechnęło, gdyż w ostatnich meczach mieliśmy okazje i nic. W tym spotkaniu wykorzystaliśmy szansę.

Jak się Panu grało po tej przerwie wymuszonej przez kontuzje?

- Na pewno to czułem. Jest jeszcze kilka dni do meczu w Warszawie, żebym doszedł do pełni sił. Z treningu na trening jest coraz lepiej. Pod koniec meczu już wszyscy byliśmy zmęczeni, ale wszyscy sobie pomagali.

Przetrwał Pan cały mecz bez żadnych urazów?

- Tak, nic się nie stało. Spędziłem dwa i pół tygodnia w Piekarach Śląskich u doktora Wielkoszyńskiego na indywidualnych zajęciach. Przepracowałem ten okres bardzo mocno i jestem wdzięczny, że mogłem wystąpić w tym spotkaniu.

Jakie zatem macie szanse w meczu pucharowym z Legią, która przecież wcale nie jest silniejsza od Wisły. Należy oszczędzać siły czy grać na całego?

- Z pewnością jest kilku zawodników, którzy ostatnio grali mniej i trener będzie się zastanawiał, kogo wystawić. Mamy jeszcze kilka dni. Poza tym, wracają zawodnicy po żółtych kartkach, jak Łukasz Tupalski czy Arkadiusz Baran. Nie jedziemy do Warszawy, aby odpuścić, ale za tydzień czeka nas tutaj ciężki mecz z Piastem Gliwice, a trzy punkty byłyby nam bardzo potrzebne!

Wisła czymś was zaskoczyła?

- Patrząc na ten zespół z perspektywy czasu, śmiało można powiedzieć, że to nie jest ta sama Wisła, co kiedyś, jak jeszcze grali Żurawski, Frankowski czy Szymkowiak. Tamta drużyna, nawet gdy przegrywała, potrafiła wyjść na drugą połowę i strzelić jeszcze kilka bramek. My natomiast na pewno "Białej Gwiazdy" nie lekceważyliśmy. Wiedzieliśmy, że grają tam wybitni zawodnicy i reprezentanci Polscy. Ale nie baliśmy się ich. Każdy z nas walczył i wierzył, że wygramy. Dzisiaj było widać, że nasza drużyna to jedna wielka, zgrana ekipa.

Jak Pan oceni zachowanie pseudokibiców, którzy rzucali obelgami, a po meczu palili flagi Cracovii?

- Nie chcę się na ten temat wypowiadać, gdyż żyję jeszcze meczem, ale na pewno była to głupota ze strony kibiców Wisły. Z pewnością to bardzo niemiły incydent. My natomiast cieszymy się z trzech punktów.

Pod koniec spotkania pseudokibice Wisły skandowali hasła przeciwko własnej drużynie.

- Słyszeliśmy to, gdyż śpiewali bardzo głośno. Siedzieliśmy w szatni po meczu, trochę się dziwiliśmy, bo kibice Wisły dotychczas byli znani z dobrego dopingu.

Ostatnie zwycięstwo w derbach w ekstraklasie było w 1983 roku, kiedy Pan miał dwa latka.

- Tak, kibice faktycznie musieli trochę poczekać. Ja tego nawet nie pamiętam, ale tym bardziej nam miło - szczególnie, że wygraliśmy z Wisłą na wyjeździe. Ale myślę, że Wisła jeszcze bardziej by się cieszyła z naszego zwycięstwa, gdybyśmy wygrali przy ul. Reymonta. Można powiedzieć, że w Sosnowcu jest teren neutralny.

W tym sezonie Cracovia urywa punkty wszystkim faworytom. Remis z Legią, zwycięstwa z Lechem i Wisłą.

- To prawda, ale my oczywiście chcemy wygrać każdy mecz. Niemniej bardzo nas to cieszy, że wygraliśmy takie ważne mecze!

Ile teraz będziecie świętować?

- Na to mamy maksymalnie jeden dzień, gdyż teraz nas czeka ciężki mecz pucharowy z Legią.

Rozmawiał Adam Sosnowski, Sosnowiec

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski