MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Świat poniżej pasa

Redakcja
O co chodzi gejowskim działaczom - o tolerancję czy o powszechną akceptację?

BOGDAN WASZTYL

BOGDAN WASZTYL

O co chodzi gejowskim działaczom - o tolerancję czy o powszechną akceptację?

   Ma być głośno. O to głównie chodzi organizatorom marszów gejów i lesbijek. Od dawna mają swoje kluby, gdzie mogą się swobodnie spotykać, na ulicach wielkich miast nikt nie wytyka ich palcami, nie zakazuje się im zakładania stowarzyszeń, podejmowania pracy, zawierania umów cywilnoprawnych, mają pełnię praw obywatelskich, a jednak czują się dyskryminowani. Dlatego wychodzą na ulice. Petycje rzadko kto czyta, o marszu wszyscy usłyszą. O ile, oczywiście, towarzyszy temu skandal.
   W tym roku skandale udają się znakomicie. O homoseksualistach jest głośno. Przez najbliższe lata ma być jeszcze głośniej. W nagłośnieniu żądań organizacji gejów i lesbijek znakomicie pomógł krakowski Marsz Tolerancji, który po raz pierwszy odbył się w tym mieście i warszawska Parada Równości, która po raz pierwszy od trzech lat się nie odbyła. Na paradę nie zgodził się Lech Kaczyński, prezydent stolicy, zapewne dlatego, że krakowska impreza zakończyła się bójką chuliganów i piłkarskich kibiców z policją. Kaczyński uznał, że prawo obywateli do bezpieczeństwa jest ważniejsze od prawa mniejszości do manifestowania swych poglądów.
   Za swą decyzję polityk Prawa i Sprawiedliwości zapłacił niemałą cenę: został uznany za homofoba, nazwano go faszystą i uderzono tortem w twarz. Podczas niedawnej parady gejów i lesbijek w Berlinie niemieccy homoseksualiści wyrazili swą solidarność z bojownikami o prawa gejów i lesbijek w Polsce, którzy "walczą z Kaczorem" (tak gejowscy działacze nazywają prezydenta Warszawy). Przed ambasadą polską demonstrowało kilkadziesiąt osób, a Robert Biedroń, założyciel i prezes Kampanii Przeciw Homofobii, otrzymał zaszczytną nagrodę. Nie byłoby tych zaszczytów, gdyby nie krakowska impreza i niezbyt zręczna, ale bardzo skuteczna prowokacja.

Najdłuższa wojna III RP

   Nie o sam marsz w Krakowie chodziło, ale o spektakularne rozpoczęcie najdłuższej batalii w III Rzeczypospolitej, przy której długotrwałe targi o aborcję wydadzą się niewinną igraszką. W wyniku tej batalii społeczeństwo ma się podzielić wedle stosunku do mniejszości seksualnych, a certyfikaty tolerancji i europejskości rozdawać będą właśnie działacze gejowskich organizacji. Jeśli ktoś zaakceptuje legalizację związków homoseksualnych (i wynikające z tego liczne, kolejne postulaty) - zostanie uznany za światłego Europejczyka. Jeśli nie - będzie uchodził za mieszkańca ciemnogrodu i duchowego spadkobiercę faszystów, człowieka, który nie rozumie demokracji, nie wie, czym jest wolność i nie umie z niej korzystać. Jeśli homoseksualistom - a właściwie ich organizacjom - uda się poprzez światłe elity (do których oni sami będą rozdawali bilety wstępu) doprowadzić do tego, że nietaktem będzie się przyznać, iż nie akceptuje się wszystkich roszczeń mniejszości seksualnych i jest się przywiązanym do tradycyjnego modelu rodziny, osiągną swój cel. Zupełnie nieważne w tym kontekście wydaje się to, że wymuszanie na siłę akceptacji społeczeństwa nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ważne, by było skuteczne, podobnie jak w Ameryce Północnej, w Australii i zachodniej Europie.
   Czy w 1978 roku, kiedy w Coventry spotkali się przedstawiciele gejowskich organizacji, by założyć Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów, przekształcone później w Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek (ILGA), ktokolwiek przypuszczał, że 25 lat później organizacja ta zrzeszać będzie ponad 350 stowarzyszeń z 82 krajów świata, a jej członkowie będą uczestniczyć w pracach ONZ, Światowej Konferencji Praw Człowieka, uzyskają status konsultanta przy Radzie Europy? Czy w 1981 roku, kiedy siedem osób z niewielkich organizacji zakładało Międzynarodową Dumę (InterPride), czyli Międzynarodowe Stowarzyszenie Koordynatorów Dni Dumy Lesbijek, Gejów, Biseksualistów i Transseksualistów, ktokolwiek przypuszczał, że po 20 latach w skład InterPride będzie wchodzić 120 organizacji urządzających w ciągu roku prawie 200 imprez na całym świecie, z których największe będą przyciągać ponad milion uczestników? Na pewno nie. Wówczas organizacje homoseksualistów domagały się prawa do prywatności oraz uwolnienia od presji społecznych reguł; dziś pragną społecznej akceptacji.
   Polskie mniejszości seksualne są bardzo ugrzecznione, bo dopiero rozpoczynają długi marsz. W 1998 roku nieliczni polscy geje zdecydowali się pokazać publicznie. Dziś już się nie wstydzą i mają coraz mniej obaw. Żądają "poszerzenia przestrzeni publicznej dla siebie", bo są znaczącą częścią społeczeństwa. Biorąc udział w imprezach współfinansowanych przez państwo (pieniądze na Marsz Tolerancji i Dni Kultury Gejowskiej wysupłał m.in. pełnomocnik rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn), utyskują, że Polska jest krajem homofobicznym, w którym mniejszości seksualne są dyskryminowane. Nie domagają się jeszcze prawa do adopcji dzieci przez pary homoseksualne, ale nie wykluczają tego w przyszłości.

Prowokacja nade wszystko

   Trudno oprzeć się wrażeniu, że krakowska prowokacja udała się znakomicie. Imprezę poprzedziła histeryczna dyskusja, bowiem pierwotny termin Marszu Tolerancji wyznaczono na dzień, w którym miała odbyć się procesja św. Stanisława, co wzbudziło liczne protesty. Protesty budził też sam marsz. Organizatorzy wydawali się zdziwieni postawą przeciwników. Ich rzecznik, Tomasz Szypuła z Kampanii Przeciw Homofobii (nagrodzony przez władze Krakowa za "walkę o godność człowieka"), wielokrotnie tłumaczył, że marsz gejów tylko przez przydadek przypadł na ten sam dzień, co procesja. Zdecydowanie jednak bronił prawa homoseksualistów do demonstracji. - Chcemy wyrazić poparcie dla idei wolności, demokracji i tolerancji - tłumaczył. - Nie rozumiem, dlaczego katolicy mogą organizować procesje, a geje i lesbijki, którzy są takimi samymi obywatelami, nie mają prawa do swojego święta.
   W przypadek jednak trudno uwierzyć, wiedząc, jak prężne i świetnie zorganizowane jest to środowisko oraz jak świadomie posługuje się retoryką i socjotechniką. Kraków był najlepszym miejscem do tego, by wywołać emocje i rozpętać histeryczną dyskusję, a tym samym zwrócić uwagę na mniejszości homoseksualne w Polsce. To przecież nie przypadek sprawił, iż w lipcu 2000 roku - w czasie, gdy Watykan przygotowywał się do wielkiego jubileuszu - InterPride zorganizowało w Rzymie Marsz Dumy, w którym wzięło udział 700 tys. osób.
   Jeszcze przed rozpoczęciem krakowskiego marszu jego organizatorzy zwrócili się do przeciwników imprezy z prośbą o "przestrzeganie wartości chrześcijańskich, na które często się powołują". Już samo wezwanie przeciwnicy marszu mogli uznać za prowokacyjne - antyklerykałowie pouczają ludzi związanych z Kościołem, co przystoi, a co nie przystoi chrześcijanom. Nie mogły też ostudzić emocji oskarżenia o nawiązywanie do faszyzmu i nawoływanie do przemocy kierowane pod adresem przeciwników marszu. Efekt? Młodzież Wszechpolska, zwolennicy Ligii Polskich Rodzin, niezrzeszeni, chuligani i kibice zablokowali legalny marsz, który trzeba było rozwiązać zanim doszedł do celu. Na maszerujących spadły jajka i kamienie.
   - To jest przykład polskiej demokracji. Ciągle nie nauczyliśmy się akceptować i tolerować inności, różności. Potrafimy tylko rzucać kamieniami - mówił Robert Biedroń, szef Kampanii Przeciw Homofobii, trzymając w ręce pokaźny kamień, którym dostał w pierś.
   - W Krakowie zobaczyłam faszyzm - przekonywała Katarzyna Kądziela, przedstawicielka pełnomocnika rządu ds. równego statusu kobiet i mężczyzn.
   Działacze polskich organizacji gejowskich i lesbijskich nie muszą wytyczać nowej drogi. Podążają szlakiem utartym przez kolegów z Zachodu. A tam z powodzeniem zastosowano manewr wymyślony przez lewicowe elity, które poszukiwały skutecznego oręża w walce z prawicą i tak długo obrzucały ją mianem faszystów, nazistów, że udało im się zakorzenić w powszechnej świadomości skojarzenie faszyzmu z prawicowością. Dziś na Zachodzie mało kto zastanawia się, dlaczego mianem neofaszystów nazywa się skrajnie prawicowe organizacje, podobnie jak mało kto zastanawia się nad tym, dlaczego o tym, czy ktoś jest tolerancyjny i rozumie istotę wolności, ma decydować stosunek do mniejszości seksualnych, a certyfikaty tolerancji wydają gejowskie organizacje. Wystarczy dobrać odpowiednią retorykę i odpowiednio często jej używać, korzystając przy tym z socjotechniki. Więc działacze gejowscy dobierają. Przed laty o nawoływanie do nienawiści próbowali nawet oskarżyć bp. Tadeusza Pieronka, teraz homofobami nazwali członków Platformy Obywatelkiej, a Młodzieży Wszechpolskiej zarzucili nawiązywanie do faszystowskich idei. Złożyli też sporo doniesień do prokuratury o stosowanie agresji słownej oraz nawoływanie do przemocy.

Bojownicy o tolerancję

   Charakterystyczne dla liderów mniejszości homoseksualnych jest stosowanie podwójnej miary - innej dla nich, innej dla reszty społeczeństwa. Gdy ktoś śmieje się z homoseksualistów, mamy do czynienia z "niedopuszczalną agresją słowną", gdy działacze gejowscy bulwersują, prowokują czy obrażają większość, odwołując się niesłusznie do historycznych porównań, po prostu głoszą swe poglądy, do czego mają prawo. Potępiają wszystkie akty agresji wymierzone w ich środowisko i łatwo znajdują usprawiedliwienie dla własnej agresji, zrzucając winę na ofiary.
   Polscy aktywiści organizacji gejowskich często nazywają swych przeciwników (czasem nawet nie przeciwników, a tylko nie zwolenników) nazistami. Równie często szermują modną triadą pojęć: tolerancja - wolność - demokracja. Popierają tolerancję, wolność i demokrację, walczą o nie, wspierają, budują. Odwołują się też do praw człowieka i idei równości. Dla mniejszości seksualnych słowo "tolerancja" stało się wytrychem, taranem zakłócającym logikę myślenia. Media, opisując imprezy gejowskie, określają ich organizatorów mianem "zwolenników tolerancji", "bojowników o tolerancję". Narzuconą kalkę myślową - implikującą, że ci, którzy nie popierają manifestacji mniejszości seksualnych i ich dążeń, są reakcjonistami, przeciwnikami tolerancji, ludźmi z zaścianka, nie pasującymi do nowoczesnej Europy - przejęły nawet media prawicowe relacjonujące przebieg krakowskiej demonstracji oraz konflikt wokół planowanej demonstracji warszawskiej. Efekt jest taki, że aktywiści mniejszości seksualnych, którzy - delikatnie mówiąc - wcale nie grzeszą nadmiarem tolerancji w stosunku do innych, uchodzą za zwolenników tolerancji.
   Wzór tolerancji Szymon Niemiec, rocznik 1977, twórca Międzynarodowego Stowarzyszenia Gejów i Lesbijek na rzecz Kultury w Polsce, organizator pierwszej w Polsce Parady Równości, rzecznik prasowy Antyklerykalnej Partii Postępu Racja (czy antyklerykalna działalność oznacza tolerancję dla innych poglądów?). Dziennikarz "Polityki" znalazł na jego stronie internetowej zdjęcie, na którym w przebraniu Chrystusa z koroną cierniową na głowie naśladuje ukrzyżowanie oraz rekomendacje stron ze zdjęciami z gejowską pornografią (po publikacji rekomendacje, jak i zdjęcie zostały usunięte ze strony - przyp. B.W.). Sam Niemiec pisze o sobie: "Zostanę tutaj. Bo mnie potrzebujecie. Potrzebujecie antyklerykalnego, wrednego do szpiku kości pedała, który co i raz będzie wam wbijał szpilkę w tyłek. I przypominał, że Polska to kraj, który jeszcze może być normalny. Pytanie tylko, czy Wy potraficie jeszcze sami znormalnieć?", _w czym przejawia się__charakterystyczna dla gejowskich działaczy wiara w to, że są przodującą siłą ludzkości: wyznaczającą polityczne, moralne i obyczajowe standardy. - _Człowiek, Mężczyzna, Gej, Chrześcijanin, Antyklerykał, Lewicowiec (mniej więcej w tej kolejności) - _przedstawia się sam Niemiec.
   Wzór tolerancji Robert Biedroń, rocznik 1976, założyciel i prezes Kampanii Przeciw Homofobii, członek SLD, współautor statutu tej partii i doradca jej liderów. Współpracownik organizacji Out Rage, bardzo radykalnej - jak sam zauważa w swych działaniach. To działacze OutRage - zapewne w przypływie tolerancji dla innych - udali się w którąś niedzielę wielkanocną do katedry w Canterbury na mszę odprawianą przez anglikańskiego biskupa Jerzego Careya. W czasie kazania wstali z ławek, weszli po stopniach ołtarza i otoczyli biskupa, wymachując plakatami z żądaniem uznania przez niego małżeństw gejowskich. Innym razem, dzierżąc plakaty z napisami
"Katolicy! Przestańcie krzyżować pedałów!", zagrodzili drogę procesji wchodzącej do katedry westminsterskiej i oskarżyli przewodzącego procesji kardynała o blokowanie równouprawnienia mniejszości seksualnych.
   W Polsce Biedroń nie posuwa się tak daleko; poprzestaje na razie na oskarżaniu Kościoła o "_propagowanie nietolerancji, nienawiści wobec mniejszości i osób o innych poglądach
". Sam jednak nie jest zbytnio otwarty na inne poglądy. Wobec dziennikarzy "Wprost" przyznał, że "nie wyobraża sobie, żeby gej głosował na prawicę". Według niego osoby o orientacji homoseksualnej muszą być lewicowe. To, co ma zrobić gej, który jest zwolennikiem prawicy? Może być gejem, a nie może być działaczem gejowskich organizacji?
   Choć z jednej strony działacze gejowscy podkreślają, że orientacja seksualna nie determinuje wszystkich ich wyborów, z drugiej - często dają odmienne świadectwo. Ogłaszają konkurs literacki o tematyce gejowskiej, chcą wystawiać gejowską sztukę, mówią o gejowskiej kulturze.

Tolerancyjni inaczej

   Podczas krakowskiej manifestacji sprzedawano broszury i rozdawano ulotki nawołujące do walki z Kościołem jako centralą reakcji, rozdawano - jak zauważyli niektórzy obserwatorzy - T-shirty z rysunkiem granatu bojowego i podpisem: "Rzuć na tacę" i koszulki z napisem: "Precz z czarną stonką". Choć publicznie obnosili się ze swym homoseksualizmem, oskarżyli o złamanie prawa do prywatności jednego z przeciwników krakowskiej demonstracji, który na swej stronie zamieścił internetowe adresy ludzi, którzy przysłali mu elektroniczne listy z pretensjami i zatytułował "Lista pedałów". Szymon Niemiec wysłał do niego ostry list jako jeden z pierwszych. Ponieważ jego akcja spotkała się ze zdecydowaną reakcją, domaga się teraz od prokuratury ścigania tego osobnika. Z jednej więc strony epatuje społeczeństwo swoją intymnością, z drugiej zaś - w zależności od sytuacji - chce, by ta sfera jego życia była prawnie chroniona.
   Działacze mniejszości seksualnych często podkreślają, że stosunek do nich jest dla społeczeństwa swoistym testem wolności i demokracji. Zapominają jednak o tym, że w demokracji dochodzi czasem do konfliktu wartości. Dla nich największą i niepodważalną wartością wydaje się prawo do głoszenia własnych poglądów i manifestowania odmienności, które często zderza się z prawem większości do spokoju, do własnego poczucia przyzwoitości. Nierozwiązywalny - zdaje się - konflikt wynika z tego, że działacze homoseksualiści bezwzględnie domagają się swobody prezentowania postaw sprzecznych ze społecznym poczuciem przyzwoitości, a większość ich przedsięwzięć nosi znamiona prowokacji wymierzonej w tradycyjne symbole i postawy kulturowe. Czy w odniesieniu do uznających je większości tolerancja nie obowiązuje? Czy mówiąc o tolerancji, gejowsy działacze mają na myśli tolerancję czy raczej powszechną akceptację uznanie swojej orientacji za szczególny powód do dumy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski