MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strzelba może jeszcze poczekać

Redakcja
Fot. Mariusz Gola/AGENCJA MAZUR
Fot. Mariusz Gola/AGENCJA MAZUR
Czy otrzymał Pan zaproszenie od Lecha Kaczyńskiego na spotkanie (odbyło się wczoraj wieczór) prezydenta z byłymi ministrami finansów?

Fot. Mariusz Gola/AGENCJA MAZUR

ROZMOWA. Z dr. ANDRZEJEM OLECHOWSKIM, byłym ministrem finansów, o polskiej gospodarce

- Nie.
Mimo że kierował Pan resortem finansów w rządzie Jana Olszewskiego, ulubionym gabinecie prezydenta Kaczyńskiego?
- Jeszcze raz powtarzam: prezydent mnie nie zaprosił.
GUS podał wczoraj, że nasz produkt krajowy brutto wzrósł w I kwartale 2009 r. o 0,8 proc. Większość ekonomistów przekonuje, że nie jest z naszą gospodarką źle, skoro PKB jest na plusie. Pan też?
- Radzę inaczej spojrzeć na dane dotyczące sytuacji gospodarczej. Po pierwsze, niestety, od kilku kwartałów tempo wzrostu naszego produktu krajowego brutto systematycznie spada. I tak: w IV kwartale 2007 mieliśmy 6,6-procentowy wzrost, w I kwartale 2008 r. - 6,1, w II kwartale - 5,9 proc., w III - 5 proc., w IV kwartale 2008 r. - 2,9 proc., a za I kwartał 2009 r. mamy 0,8 proc. Po drugie - nie pojmuję niemal ogólnego zadowolenia, że u nas jest lepiej niż u innych. Nie dostrzegam powodów do radości z faktu, że mamy lżejszą "gruźlicę" niż inne nacje.
Co szkodzi, iż chwalimy się, że mamy gospodarkę w lepszej kondycji niż większość państw europejskich?
- Bo to usypia naszą czujność, tworzy złudzenia. Zamiast chwalić się lżejszą gruźlicą, powinniśmy przyjąć postawę ostrożnej pewności siebie. Mamy mocną gospodarkę, nie musimy się bać byle czego, histeryzować, ale też nie twierdzić, iż problemów nie ma. Jesteśmy przecież chorzy - od kilku kwartałów tempo wzrostu PKB spada. Obecnie istotne jest to, czy w drugim i w kolejnych kwartałach PKB nadal będzie malał.
A Pan jak prognozuje?
- Moim zdaniem druga połowa tego roku będzie bardzo trudna. Obawiam się skutków utrzymywania się recesji na Zachodzie dla naszych eksporterów. Lękam się, że w związku z tym wzrośnie bezrobocie, a w konsekwencji spadnie popyt wewnętrzny.
Rysuje Pan czarny scenariusz. Czy nie widzi Pan światełka w tunelu?
- Dopóki w gospodarce światowej nie pojawią się choćby nikłe objawy naturalnego wzrostu, to nie widzę powodów do optymizmu. Od kilku miesięcy gospodarka jest podtrzymywana przez rządy, przede wszystkich państw najbogatszych oraz Chin, które zasilają ją wielkimi pieniędzmi. Porównałbym tę sytuację do pacjenta, który jest podtrzymywany przy życiu dzięki kroplówce. Przekładając to na położenie Polski, sprawa ma się następująco: dopóki gospodarka nie zacznie stawać w sposób naturalny na nogi u naszych najważniejszych partnerów zagranicznych, dopóty nasz eksport będzie mniejszy, niż wynosi jego potencjał, a tym samym ogólna sytuacja gospodarcza będzie zła. Sprawę zilustruję na następującym przykładzie: producenci części samochodowych w Polsce obawiają się, że zachodni przemysł samochodowy pójdzie na urlop w lipcu i nie wróci z niego we wrześniu. Gdyby tak się stało, zatrzymana zostałaby również produkcja w naszym kraju, nawet w tych firmach, które produkują dobrze i niedrogo. Bez popytu nie ma sprzedaży, produkcji i zatrudnienia.
Czy zatem rząd polski może cokolwiek zrobić, skoro i tak - jeśli dobrze Pana rozumiem - musimy czekać na samoistne ożywienie największych gospodarek świata?
- Oczywiście, że rząd nie może założyć rąk. Zwrócę jednak najpierw uwagę, że można odnieść wrażenie, iż nasi politycy podzielili się na dwie grupy. Jedni krzyczą, że "wilki atakują", trzeba podejmować nadzwyczajne i kosztowne działania. Inni przekonują, że "wilków w ogóle nie ma" i nie trzeba nic robić. W rzeczywistości "wilki" są, ale nie atakują - trzeba zabezpieczyć dom i stajnie, ale strzelba może jeszcze poczekać. Generalnie pozytywnie oceniam działania rządu, chociaż ma na swoim koncie również zaniechania. Moja w sumie niezła ocena wynika m.in. z faktu, że ekipa Tuska zaakceptowała w końcu pakt antykryzysowy, w którym mechanizm ochrony ludzi przed skutkami bezrobocia jest prawidłowy. Brakuje mi w nim drugiej strony, czyli rozwiązań, które zmierzać miałyby do objęcia ochroną także firmy, które wpaść mogą w wielkie kłopoty.
Część ekonomistów, a gremialnie politycy z PiS i SLD nawołują rząd, by wsparł finansowo gospodarkę, wskazując, że tak robią władze większości państw zachodnich na czele z USA, Niemcami, Francją czy Wielką Brytanią. To żądanie ma sens?
- Oczywiście, że nie ma. Nie sądzę, żeby PiS lub SLD, gdyby były przy władzy, robiły to, do czego teraz nawołują ekipę Tuska. Polski rząd nie może dokładać dużych pieniędzy do gospodarki. Po pierwsze, ich nie mamy, a wzięcie kredytów byłoby bardzo kosztowne. Przypomnę również, że wielu ekonomistów krytycznie ocenia ingerencje państw w gospodarkę na dużą skalę. Czas pokaże, kto miał rację.
Rozmawiał: Włodzimierz Knap

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski