Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stopa cukrzycowa czyli pizza po staropolsku [FELIETON]

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog
W Krakowie na Pasterniku jest stacja benzynowa, informująca Urbi et Orbi, że nie sprzedaje wódki pod zastaw ani też nie udziela kredytów na zakup alkoholu. Czytałem z prawdziwym wzruszeniem. Nie żeby mnie akurat suszyło, ale że przypomniały mi się opowieści o czasach przedsłusznie minionych, pełnych wszechobecnej informacji: „KREDYT UMARŁ - ZABILI GO KLIENCI”. Wracamy do korzeni.

W czasach minionych słusznie (lata 50.) deklamowaliśmy optymistyczny wiersz o świetlanej przyszłości, w której „Nie będzie tronów, nie będzie banków /Złamiemy fronty Kuomintangu (partii wyklętej, rządzącej Tajwanem) /Nie będzie City ani Wall Street /Błyśnie wolności świt!”.

Nad Wisłą sprawy szły do przodu, coraz mniej instytucji interesowała zdolność kredytowa obywateli, zaś posiadane przez nich pieniądze radzono trzymać na dobrej lokacie u żony, w domu. Napis nad barem w zawsze pijanej gospodzie w Wawrzeńczycach kusił: „Jeśliś młody i bogaty - nie pij wódki, idź do chaty” (nie muszę dodawać, że personel knajpy był wyłącznie żeński). Ostatnią rzeczą jaką mogły zainteresować ówczesne małomiasteczkowe restauracje była reklama (pijar) zakładu.

Nazwy ich były w większości wszędzie te same: Ludowa, Turystyczna, Ratuszowa, Dworcowa... Czasami pojawiały się, niczym krzyk buntu przeciw siermiężnej rzeczywistości, reminiscencje historyczne. Pamiętam w latach 70. neon GS-owskiej mordowni przy drodze Żabno - Dąbrowa Tarnowska: ZAOLZIE. Musiałem tam wstąpić! Jak się okazało nazwę wymyślili sami radni: - Mięso i inne luksusowe towary szły wyłącznie do Dąbrowy, nam nie dostarczali prawie nic, ktoś na sesji powiedział: - U nas to takie Zaolzie. I to się spodobało.

Napisałem o tym do „Dziennika”, ale cenzor „ściął mi tekst równo z trawą”: - Nie będziemy, wiecie wbijać klina w tradycyjnie dobre stosunki polsko-czechosłowackie.

Szacunkiem dla narodu polskiego można było natomiast cieszyć się w Wiedniu, gdzie w latach 60. za szybami samochodu z polską rejestracją pojawiały się kartki: „Chociaż dobrze znasz języki /Dwoma władasz albo trzema /Bardo proszę, jeśli łaska /MÓW PO POLSKU w sklepach Dema!”. Pan Henryk (jeśli dobrze pamiętam) DEM trafiał z tą reklamą - jak to się mówiło - „prosto w usta narzeczonej”. Wizyta w jego sklepach była dla Polaków obowiązkowa, osobliwie ta połączona z wymianą kryształów na austriackie szylingi.

W Krakowie wielkim światem powiało w latach 70., gdy przy ul. Królowej Jadwigi otwarto RESTAURACJĘ AMERYKAŃSKĄ, na milę pachnącą polityczną prowokacją (Skąd oni, wiecie, mają mięso na steki?). Owe podejrzenia były powodem, dla którego na polecenie Komitetu Wojewódzkiego nazwa została zmieniona.

W centrum miasta, zaraz po transformacji ustrojowej, droga do Europy wiodła przez lokal na pl. Matejki o hybrydowej nazwie JADŁODERIA. I wystarczyło ćwierć wieku, byśmy swój wkład w zjednoczoną Europę mogli dopieszczać konsumując PIZZĘ PO STAROPOLSKU. Kruszwica zaprasza nadal do legendarnej chaty Piasta, do restauracji AL CAPONE, gdzie można dopłynąć tradycyjną PRASŁOWIAŃSKĄ GONDOLĄ.

Te ostatnie poczynania powoli stają się normalką, ulice kipią od kuszących szyldów (gdzie to ja widziałem kawiarnię WAGINA?), trafiają się jednak pomysły naprawdę rzucające na kolana. Na grzegórzeckim placu targowym nadziałem się na sklep obuwniczy STOPA CUKRZYCOWA. Ręce same składają się do oklasków! Czy jeszcze piękniejsza nie byłaby GRZYBICA?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski