- Mieliście kiedyś do czynienia z policją?
Adam: Ja miałem. Ale wstydzę się o tym mówić. Jechałem na rowerze chodnikiem pod prąd na ulicy Jakuba. Gdy ich zobaczyłem, zawróciłem. Kiedy włączyli syrenę, dałem spokój. Skończyło się mandatem.
- To stąd pomysł na wkładkę do Waszej płyty - „Album przestępców 1936”?
Adam: To pomysł naszych znajomych, Gabrieli i Michała, specjalistów od kolodionów - techniki fotograficznej z połowy XIX wieku. Zrobili nam całą sesję, w której wykorzystali również oryginalny aparat z lat 20. Wzorem był prawdziwy album przestępców z międzywojnia. Czyli - wszystko jest koszerne.
- Stroje pożyczyliście od dziadków?
Andrzej: Ja znalazłem swoją marynarkę w sklepie z używaną odzieżą. Niektóre kaszkiety mamy ręcznie robione przez rzemieślnika z ulicy Krakowskiej. Generalnie wystarczy, żeby ciuchy były trochę za duże - i już wyglądamy jak trzeba.
- Skąd pomysł, aby wystylizować się muzycznie i wizualnie na lata 30. ubiegłego wieku?
Adam: To okres historyczny, który zawsze nam się podobał. Dwudziestolecie to okres, w którym działy się rzeczy, jakich potem już nie można było uświadczyć. Była szlachta, pojedynkowano się, mieszkano w dworkach, a jednocześnie było coraz nowocześniej.
Andrzej: Z drugiej strony to bardzo barwny okres w kulturze, szczególnie literaturze i malarstwie. Zachowało się mnóstwo źródeł z tamtych czasów, którymi można się inspirować.
- Czyli to nostalgia za czymś, czego nie dane Wam było doświadczyć?
Andrzej: Raczej po prostu ciekawość. Nie da się jednak ukryć, że obecna sytuacja polityczna czy społeczna jest w jakiś sposób podobna, przecież politycy chętnie odwołują się do Piłsudskiego czy Dmowskiego. I tak dalej.
- Czyli próbujecie opowiadać o współczesności za pomocą historii sprzed prawie stu lat?
Adam: Nie. Zawsze się od tego odcinamy. To, że historia lubi się powtarzać, to już nie nasza wina.
- Z tego co mówicie, wydawałoby się, że tamten okres był sielanką. Tymczasem w tekstach raczej wskazujecie na ciemne strony Sanacji.
Adam: To prawda. Staramy się odczarować ten okres w historii Polski. Nieprawdą jest, że wszystko było wspaniałe, tylko potem Hitler i Stalin nam to zabrali. Chcemy pokazać, że była straszna bieda, ogromne nierówności społeczne, problem mniejszości narodowych. Z wieloma tymi sytuacjami mamy dziś do czynienia - choćby z kryzysem ekonomicznym.
- Macie lewicowe sympatie?
Andrzej: Nasze hasło od początku brzmi: „Hańba od lewa do prawa! Nienawidzimy wszystkich!”. W twórczości stoimy po prostu po stronie biednych, wykluczonych i uciskanych ludzi.
- To dlatego w Waszej muzyce czuć punkową energię?
Andrzej: Wychowałem się na piosenkach Dezertera. Nawet śpiewałem potem w punkowym zespole - Ziemniaki. Kiedy stanąłem za mikrofonem w Hańbie!, od razu wyszła ze mnie fascynacja taką muzyką.
Adam: Ja z kolei grałem w metalowej grupie. W pewnym momencie stwierdziłem: „Ile można?” i podczas studiów w Krakowie odkryłem miejski folk.
- Ciężko było przestawić się z gitar elektrycznych na akustyczne mandoliny?
Andrzej: Wcale nie. I tak ciągle słychać w naszej muzyce agresję.
Adam: Nasz akordeonista Wiesław jest jedynym prawdziwym folkowcem. Gra w różnych zespołach muzykę klezmerską i bałkańską.
- Pamiętacie swój pierwszy koncert?
Adam: Pewnie. To było dokładnie trzy lata temu podczas festiwalu DachOFFka. Akordeonista Wiesław nie zdążył dotrzeć na czas, więc początek zagraliśmy bez niego. Kiedy wreszcie się pojawił, wykonaliśmy wszystko od nowa. A pod sceną było niezłe pogo.
- Macie punkową czy folkową publiczność?
Adam: A jak to rozpoznać? Ostatnio namawiamy ludzi przed koncertami, aby przebierali się tak jak my - w stroje z międzywojnia. Wtedy kompletnie nie można poznać kto jest kim.
- Podobno jedziecie niebawem do USA na koncerty. Jak słuchacze z zagranicy przyjmą Waszą muzykę i przekaz?
Adam: Bardzo jestem ciekaw ich reakcji, mamy nadzieję, że się spodobamy. Już w zeszłym roku słynna amerykańska rozgłośnia radiowa KEXP wybrała nas, w towarzystwie dziewięciu innych zespołów, aby zarejestrować koncert przy okazji OFF Festivalu. Zagraliśmy wtedy na ulicach katowickiego Nikiszowca - i był to niesamowity występ.
- Po czterech latach działalności wreszcie można Was posłuchać z płyty. Dlaczego tak długo to trwało?
Adam: Nagraliśmy ją dzięki nagrodzie zdobytej na festiwalu Nowa Tradycja. Propozycja padła ze strony Programu Drugiego Polskiego Radia - zarejestrowaliśmy na żywo materiał w Studiu S4 pod okiem Wojtka Przybylskiego. Niestety tuż po tym realizator zmarł i płytę dokończył Jacek Gładkowski. Dlatego ukazuje się ona dopiero teraz nakładem Anteny Krzyku, na winylu i na kompakcie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?