Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spotykaliśmy ludzi umierających i przerażonych. Bojących się końca

Rozmawia Wacław Krupiński
Autor z żoną w restauracji w Kenemie (Sierra Leone)
Autor z żoną w restauracji w Kenemie (Sierra Leone) Tadeusz Biedzki
Chcieliśmy z żoną zobaczyć Afrykę podczas zarazy. I zobaczyliśmy ją. Inną: rozedrganą, pełną strachów i emocji -mówi Tadeusz Biedzki, autor książki „W piekle eboli”, która opowiada o podróży do Gwinei, Sierra Leone i Liberii.

- Jeździłeś z żoną do Afryki wiele razy; to zawsze były niebezpieczne podróże?

- Samodzielna podróż po Afryce, czyli jazda lokalnym transportem, mieszkanie w wiejskich chatach, przedzieranie się przez dżunglę z plecakami wiąże się z ryzykiem. Groźne są malaryczne komary, niebezpiecznie bywa w slumsach afrykańskich miast. Najbardziej przeraziła mnie jednak wyprawa sprzed kilku lat z animistami na ich krwawą ofiarę. Po dwóch godzinach wędrówki, na absolutnym pustkowiu, w dżungli, wśród skał i stawów, myślałem, że to ja z żoną znajdziemy się na ofiarnym stosie.

- Jechać do trzech krajów afrykańskich ogarniętych ebolą, chorobą nie do końca rozpoznaną, a na pewno zabójczą, to już jak gra w rosyjską ruletkę.

- No tak, tym razem było niebezpieczniej. Groźba zarażenia się ebolą oraz konieczność przekraczania nielegalnie granic trzech państw, w których szalała epidemia i były zamknięte dla przybyszy z zewnątrz, zwiększały ryzyko. Okazało się jednak, że nie było tak źle. Do Gwinei i Sierra Leone dopłynęliśmy z rybakami, którzy wysadzili nas na plaży, skąd dotarliśmy do najbliższych wiosek. Do Liberii przeszliśmy przez graniczną rzekę z przemytnikami. Przy okazji zostałem szmuglerem, bo poprosili mnie, bym niósł torbę, której już nie byli w stanie zabrać.

- Co w niej było?

- Wolałem nie pytać…

- A ebola?

- Zachowywaliśmy niewiarygodną ostrożność, co było bardzo uciążliwe, myliśmy się przy każdej okazji, a gdy brakowało wody spryskiwaliśmy się środkami odkażającymi. Okazało się zresztą, że ebola nie jest tak straszliwie zakaźna. Woda i mydło są jej największymi wrogami. Jeśli nie całuje się chorego lub zmarłego, nie obmywa wielokrotnie jego ciała po śmierci, nie wycina jego jelit, a wszystko to nagminnie czynią Afrykanie, jeśli nie ma kontaktu z jego krwią czy śliną, to nie tak łatwo się zarazić.

- Założyliście sobie cel: odwiedzić wieś, w której zmarły pierwsze ofiary...

- Tak naprawdę to chcieliśmy zobaczyć Afrykę podczas zarazy. I zobaczyliśmy ją inną: rozedrganą, pełną strachów i emocji. Spotkaliśmy ludzi umierających, przerażonych, ale też bawiących się tak, jakby jutro miał skończyć się świat. Rozmawialiśmy z lekarzami, którzy nie mieli czym leczyć i, jak sami mówili, byli raczej towarzyszami śmierci niż lekarzami, ale też spotkaliśmy ludzi niewierzących w istnienie tej choroby oraz takich, którzy bili i przeganiali z wioski sanitariuszy przyjeżdżających po chorych. Opowiadano nam o ukrywaniu zarażonych, po tym, jak rozeszła się wieść, że chory zabrany do szpitala jest tam uśmiercany i zjadany przez białych lekarzy. Widzieliśmy animistów odprawiających krwawą ofiarę w nadziei, że ochroni ich przed zarazą oraz ludzi, którzy uważali, że jeśli nie wypowiedzą słowa „ebola”, to nie zachorują. Natomiast gwinejska wioska Meliandou, przy granicy z Sierra Leone i Liberią, gdzie były pierwsze ofiary epidemii, i skąd choroba rozprzestrzeniła się na te trzy kraje, była takim psychologicznym miejscem docelowym. Żeby do niej dotrzeć trzeba przedrzeć się przez te trzy państwa. Mając taki cel nie mogliśmy ich ominąć, choć były chwile, kiedy kusiło nas, by uciekać.

- Brałeś pod uwagę, że któreś z Was zachoruje? I co wówczas?

- Gdybym to zakładał, to powinniśmy zostać w domu. W tym czasie liczba zachorowań sięgała oficjalnie już 20 tysięcy, a umarło ponad 10 tysięcy chorych, choć zapewne prawdziwe liczby były znacznie większe. W tamtym regionie Afryki żyje jednak ponad 20 milionów ludzi, więc prawdopodobieństwo, że zachorujemy było niewielkie. Ale zabraliśmy lekarstwa, mieliśmy kontakt do amerykańskiego szpitala.

- Afryka jest ze śmiercią bardziej zżyta, niemniej Twoje opisy szokują, na przykład „lekarstwa” na ebolę.

- Na niektórych targach Afryki Zachodniej można kupić „lekarstwa na wszystko”. Szczęście, pieniądze i powodzenie gwarantują „części albinosów”, czyli odcinane żywym albinosom ręce, nogi i inne członki ciała. Muzyk z Burkina Faso opowiadał mi, że jego wuj zabił córkę w błagalnej ofierze o lepszy los. Podczas ostatniej podróży młoda dziewczyna na targu pokazała nam lekarstwa na ebolę robione z główek zabijanych w tym celu dzieci. W Afryce życie ma niską cenę.

- Przykładem - zamurowanie żywcem chorych na ebolę dzieci wraz z rodzicami...

- To wydarzyło się w Monrovii, stolicy Liberii. Zamurowali ich sąsiedzi w obawie przed zarażeniem się.

- Dla mnie Twoje książki, poza ogromnym walorem poznawczym, są też przykładem Twojej wiary w człowieka; gdzieś na krańcu świata zdajesz się na przypadkowo spotkanych ludzi, którzy są Twoimi przewoźnikami i mogą Cię wywieźć wszędzie. Mogą okraść, zabić...

- Mogą, ale znacznie częściej okazują sympatię i pomagają.

- Ile razy czułeś się zagrożony?

- Oj, wielokrotnie. W indyjskim Waranasi gonił mnie nożownik, w południowej Etiopii dosłownie w ostatniej chwili uciekliśmy przed powodzią, która pochłonęła siedemset ofiar, podczas trzęsienia ziemi w Turcji walił się hotel, w którym mieszkaliśmy. Takich przygód było więcej. Przywykliśmy.

- W poprzedniej książce to opisywałeś, ale i teraz płynąc morzem poczułeś się niepewnie.

- To prawda, uświadomiłem sobie bowiem, że płyniemy niewielką łódką po oceanie, bez nawigacji, bez telefonu satelitarnego, że jeśli zatoniemy, to nikt się o tym nie dowie. Wystraszyłem się trochę, ale już było za późno.

- Czego nowego nauczyły Cię dwie opisane w najnowszej książce podróże?

- Podróże w ogóle nauczyły mnie tolerancji wobec innych postaw, zachowań, obyczajów. A te ostatnie potwierdziły, że Afryka jest kompletnie niepodobna do całej reszty świata.

- Teza Twoich książek o Afryce jest okrutna: ten kontynent nigdy nie dogoni świata, bo jego mieszkańcy nie potrafią pracować.

- Oni najpiękniej na świecie marzą, ale nie potrafią pracować. A jak już pracują, to na tyle, by wystarczyło na dziś, bo jutro jest zbyt odległe, nikt nie planuje przyszłości. Świat coraz bardziej ucieka więc Afryce.

- Opuściliście Gwineę z lekka spanikowani, bo okazało się, że wędrowanie bez wiz i przekraczanie granic nielegalnie mogło się jednak źle skończyć.

- Gwinejscy policjanci chcieli mi ukraść aparat fotograficzny, doszło do kłótni, która o mało co nie skończyła się aresztem.

- Powrócisz do Afryki?

- Już myślę o powrocie, w końcu tylu miejsc nie widziałem…

- Znowu z żoną?

- Oczywiście. Wanda wie, że jej obecność hamuje moje ryzykanckie pomysły. A poza tym mam alibi; gdy naczelnik murzyńskiej wioski oddaje mi nie tylko swój dom, ale i - co jest przejawem najwyższej gościnności - swą żonę na noc, mogę wytłumaczyć, że moja małżonka źle się czuje i muszę się nią opiekować.

***

Tadeusz Biedzki (ur. 1953) - przedsiębiorca, podróżnik i pisarz. W latach 70. i 80. minionego wieku reporter krakowskiego „Studenta” , potem „Polityki” i „Przeglądu Tygodniowego”. Po 1989 r. redaktor naczelny „Trybuny Śląskiej” (1991-2000). Właściciel kilku firm.
Od 25 lat podróżuje z żoną Wandą po świecie, zaglądając tam, gdzie nie docierają turyści. Odwiedził kilkadziesiąt państw. Fascynuje go egzotyka, Trzeci Świat i historia. Jest autorem kilku książek reporterskich i podróżniczych. Jego „Sen pod baobabem” uznano za „Podróżniczą książkę 2012 roku”, a za wydaną w 2013 roku „Zabawkę Boga” - porównywaną z „Kodem Leonarda da Vinci” oraz „Imieniem róży” - Zakon Rycerski Templariuszy nagrodził go Honorowym Mieczem Dobrego Rycerza, „Dziesięć bram świata” zostało bestsellerem, a najnowsza książka „W piekle eboli” jest pierwszą w świecie reporterską relacją z Afryki ogarniętej epidemią eboli.
Mieszka na wsi niedaleko Katowic.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski