Świat wyrok wydał od razu, bo odmalowywany w myślach widok Norwegów siedzących w maskach i inhalujących się się przed zawodami, podpowiadał, że to szwindel nad szwindlami. I że wreszcie udało się złapać dopingowych przestępców na gorącym uczynku.
Kiedy więc owa komisja w ubiegłym tygodniu ogłosiła wstępne wyniki śledztwa, które kłócą się z poczuciem ludowej sprawiedliwości, bo uznano, że nie doszło do złamania przepisów, zawrzało. Ekspertom zarzucono brak bezstronności i uleganie sile norweskiej korony (mowa o walucie, nie majestacie króla Haralda V), a samym Norwegom bezczelność i bezkarność. Chyba trochę na wyrost. Wnioski komisji można sprowadzić do jednego zdania: co nie jest zakazane, to jest dozwolone. Może się nie podobać, ale jest prawdziwe.
To prawda, że duży może więcej. Nie dlatego jednak, że patrzą na niego przychylniejszym okiem, ale ponieważ go na to stać. Balansowanie na linie, tuż pod dozwolonymi progami, jest wtedy dużo łatwiejsze - bo nie oszczędzasz na najnowocześniejszym sprzęcie, specjalistach, badaniach.
Choć równowagę też można stracić. Martin Johnsrud Sundby, najlepszy narciarz ostatnich lat, wymazał swoje osiągnięcia z sezonu 2014/2015 właśnie dlatego, że w jego terapii przekroczono dozwolone dawki leku na astmę. Nie mówiąc o kuriozalnej wpadce Therese Johaug.
Pełna transparentność w sporcie jest nie do osiągnięcia, bo to wymagałoby wprowadzenia całkowitego zakazu używania lekarstw, środków przeciwbólowych, odżywek, itp. Nierealne.
Owszem, szanse nie zawsze są równe, ale naiwna jest wiara, że inni inhalują się jedynie tlenem z sosnowych lasów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?