Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pjongczang 2018. Historyczna Ledecka. Polacy zadowoleni, ale niedosyt pozostał

Tomasz Biliński
Tomasz Biliński
Aleksandra Król i Oskar Kwiatkowski odpadli w 1/8 finału olimpijskiej rywalizacji.
Aleksandra Król i Oskar Kwiatkowski odpadli w 1/8 finału olimpijskiej rywalizacji. Pawel Relikowski / Polska Press
Oskar Kwiatkowski zajął 13. miejsce w slalomie gigancie równoległym w snowboardzie. W 1/8 finału odpadła też Aleksandra Król, która przegrała ze swoją przyjaciółką ze Szwajcarii i zajęła 11. miejsce. W rywalizacji kobiet niespotykanej wcześniej sztuki dokonała Ester Ledecka, która zdobyła złoty medal. - Chapeau bas, to mega sportowiec – przyznała Król.

22-letnia Ledecka zdobyła to, po co przyjechała do Pjongczangu, czyli złoty medal w swojej koronnej konkurencji. W końcu jest w niej mistrzynią świata. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że kilka dni temu sięgnęła po swój pierwszy krążek, także złoty. W supergigancie, tyle że narciarskim. Za sobą zostawiła m.in. Lindsey Vonn i Annę Veith. Czeszka jest pierwszą zawodniczką, która zdobyła dwa olimpijskie złote medale na jednych igrzyskach w dwóch konkurencjach.

- Ester jest supersportowcem. Nie znam drugiej osoby, która tak dobrze jeździ. Znamy się i rozmawiamy ze sobą podczas zawodów, ale nie przyjaźnimy się. Zresztą ona żyje w swoim świecie, zamkniętym, w którym skupia się tylko na zwycięstwie – opowiadała Król, która przyznała, że osobiście nie zdecydowałaby się na podobną kombinację, choć na nartach także jeździ od najmłodszych lat.

Nie jest ona pierwszą osobą, która mówiła nam w ten sposób o nastawieniu Czeszki. A takie podejście nie współgra z jej zachowaniem po zawodach. Po zdobyciu złota w narciarstwie na konferencję przyszła w goglach i nie chciała ich zdjąć, tłumacząc, że nie ma makijażu, bo się nie przygotowała na to, że wygra. W sobotę na oficjalne spotkanie z dziennikarzami spóźniła się kilkadziesiąt minut. Wpadła do sali w goglach i z deską snowboardową. Usiadła wśród dziennikarzy i zaczęła zadawać pytania srebrnej i brązowej medalistce. Gogli nie zdjęła.

Ledecka jeździ w myśl zasady: jeśli na starcie nie czujesz się zwycięzcą, to już przegrałeś. - Jest niesamowita. Na nartach jeździła jeszcze za nim przerzuciła się na snowboard. Na to zdecydowała się dopiero, gdy nie osiągała wyników. Później jednak wróciła do narciarstwa i pokazała, że jest mega – dodała Król, która w sobotnim slalomie gigancie zajęła 11. miejsce.

W lepszym humorze była po kwalifikacjach. - Jestem zadowolona, bo jestem wysoko, biorąc pod uwagę, że popełniłam błąd na trasie. 10. pozycja jest dobra do ataku – oceniała, spoglądając na tablicę wyników. - W 1/8 będę jechała z zawodniczką z siódmego miejsca… O, nie! Julie, moja przyjaciółka – pisnęła. - No trudno, na stoku zapomnimy o przyjaźni – dodała już z powagą.

Los zetknął ją ze Szwajcarką Julie’ą Zogg, z którą często trenuje. - Znamy się jak łyse konie. Podczas sparingów wielokrotnie z nią wygrywałam. Tym razem to ja musiałam zaryzykować. W połowie trasy byłam trochę za Julie. Popełniłam błąd, wyrzuciło mnie na bramce. Zaatakowałam, ale akurat byłam na płaskim i trudno było odrobić stratę. Niedosyt pozostanie – opisywała zjazd Polka, dodając, że przed pojedynkiem nie rozmawiały z przyjaciółką.

- Jedynie Julie powiedziała mi, że wybiera czerwony tor. Nie zdziwiłam się, bo był szybszy. Poza tym obie koncentrowałyśmy się słuchając muzyki. Czy takiej samej? Wprawdzie gusta mamy podobne, ale przed przejazdem postawiłam na melodyjny hardcore, żeby odpowiednio się umotywować. Natomiast po wyścigu jeszcze raz żałowałyśmy, że spotkałyśmy się na tym etapie, bo umawiałyśmy się na finał – uśmiechała się Król, która w dużej części czteroletnie przygotowania do igrzysk opłacała z własnej kieszeni.

- I opłacało się się to robić. Jest lepiej niż w Soczi, gdzie zostałam zdyskwalifikowana za ominięcie płachty. Wprawdzie wciąż nie jestem regularnie w top 16, ale widzę dobry prognostyk na kolejne lata. To mi rekompensuje przygotowania. Na pewno będę kontynuować pracę z zagranicznymi trenerami i zawodniczkami. Choćby z Julie, która należy do światowej czołówki. Będę tak pracować nawet jeśli w Polskim Związku Narciarskim nie znajdzie się dla mnie pieniędzy. Choć oczywiście z kadrą także normalnie trenuje i nie zamierzam przestawać – zaznaczyła 27-letnia zakopianka.

Mniej szczęścia miały pozostałe Polki. Weronika Biela i Karolina Sztokfisz odpadły w eliminacjach. - Mówi się, że na igrzyskach najważniejsza jest głowa. U mnie ona zawiodła w pierwszym przejeździe – podsumowała Biela, która skończyła rywalizację na 24. miejscu. Sztokfisz była ostatnia, 29., bo przewróciła się podczas drugiej próby. - Czuję ogromny żal i niedosyt. Tym bardziej, że to mój jedyny start na igrzyskach. Lata pracy i przygotowań zakończyły się przez drobny błąd. Pierwszy przejazd miałam przeciętny, więc w drugim zaryzykowałam – tłumaczyła 29-letnia snowboardzistka z czerwonymi od łez oczami.

W rywalizacji mężczyzn startował Oskar Kwiatkowski. Do 1/8 finału awansował z 13. czasem. W nim spotkał się z Francuzem Sylvainem Dufourem, który ostatecznie zajął czwarte miejsce. Polak przegrał z nim wyścig o 0,1 sek. - Niedosyt jest, ale jestem z siebie zadowolony. O ile w eliminacjach oszczędzałem się, o tyle w fazie pucharowej pojechałem na maksimum. Mogę spokojnie wracać do domu i pracować nad sobą, bo jest nad czym. Przede wszystkim głowa – ocenił 21-letni Kwiatkowski, który w poprzednim sezonie był 12. w mistrzostwach świata. Natomiast dwa lata temu w wyniku wypadku miał złamanych siedem żeber, pęknięte biodro, dwie kości kręgosłupa i odmę płucną. - O tym w ogóle już nie myślę – wzruszył ramionami.

Tomasz Biliński, Pjongczang

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Pjongczang 2018. Historyczna Ledecka. Polacy zadowoleni, ale niedosyt pozostał - Portal i.pl

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski