Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Daniel Gołda przekonuje, że zarząd „Białej Gwiazdy” chce odzyskać zaufanie kibiców

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
– Audyt wewnętrzny jest cały czas przeprowadzany, choć mogę już teraz powiedzieć z pełnym przekonaniem, że nie wisi nad nami topór, który sprawiłby, że będziemy musieli poprzez wyrok sądu spłacać tak duży dług, który zachwiałby funkcjonowaniem spółki. Takiej sytuacji nie ma, a wszystkie długi są obsługiwane według harmonogramu. Nie ulega natomiast wątpliwości, że pieniędzy brakuje – mówi Daniel Gołda, wiceprezes Wisły Kraków.

– Był Pan do tej pory dyrektorem wykonawczym Wisły, teraz został jej wiceprezesem. Jak bardzo zmieniła się zatem pańska rola w klubie i przede wszystkim obowiązki?
– Zmieniła się zdecydowanie. Wcześniej, jako dyrektor wykonawczy byłem tą osobą, która wcielała w życie decyzje zarządu. Oczywiście brałem udział w procesie decyzyjnym, ale teraz już formalnie wziąłem na siebie dużo większą odpowiedzialność. Ja się jej nie boję i mam nadzieję, że będę dobrze wykonywał swoją pracę.

– Powiedział Pan, że brał udział w procesie decyzyjnym w klubie, podkreślała to również podczas konferencji prasowej prezes Marzena Sarapata. Ze strony władz Wisły było w ostatnim czasie trochę „bicia się w piersi” za decyzje z ostatniego roku. Pan też ma poczucie, że można było pójść inną drogą, choćby taką, jaką obraliście teraz?
– Nie ma klubu, w którym wszystkie decyzje od A do Z byłyby dobre. Nie ma też nieomylnych prezesów, dyrektorów czy trenerów. Nie ma też takiego dyrektora sportowego na świecie, który trafiłby ze wszystkimi transferami. To, co w tym momencie jest najważniejsze, to świadomość popełnionych błędów i wyciągnięcie z nich wniosków. Uważam, że teraz obraliśmy lepszy kierunek rozwoju klubu, mając na uwadze właśnie doświadczenie tych błędnych decyzji z przeszłości.

– Te najważniejsze błędy to zbyt rozbudowana kadra zarówno piłkarzy jak i sztabu szkoleniowego, co z kolei generowało koszty, na które Wisłę nie było stać? Tak to można w uproszczeniu podsumować?
– Myślę, że w dużym skrócie tak to można określić.

– Za co konkretnie będzie odpowiadał Pan w zarządzie Wisły?
– Tak naprawdę ciężko na sztywno określić podział obowiązków pomiędzy mną i prezes Marzeną Sarapatą. Mamy dwuosobowy zarząd, który odpowiada za sytuację klubu – finansową, organizacyjną i sportową. Tymi zadaniami dzielimy się na bieżąco, choć decyzje podejmowane są wspólnie. Mnie, z racji tego, że przez ostatnie cztery lata pracowałem w dziale sportu ten temat jest bliższy. Nie oznacza to jednak w stu procentach, że ja jestem za ten segment odpowiedzialny. Decyzje są podejmowane wspólnie z dyrektorem sportowym i trenerem pierwszej drużyny.

– Fakt, że Marcin Kuźba został szefem skautingu w Wiśle jest w jakimś stopniu związany z tym, że Pan wszedł do zarządu?
– Nie do końca, choć mogę zdradzić, że to ja rekomendowałem Marcina dyrektorowi sportowemu, jako najlepszego kandydata na to stanowisko. Nie wiązałbym tego jednak w bezpośredni sposób z moim wejściem do zarządu. Moja rola dyrektora wykonawczego nie wiązała się bezpośrednio ze skautingiem. Arek Głowacki zna się z Marcinem Kuźbą doskonale i wiedział, że Marcinowi ta funkcja należała się za jego dobrą pracę.

– Jak było w ogóle z pańską nominacją, bo po rezygnacji z pracy w zarządzie Wisły Damiana Dukata pojawiały się różne głosy? Również takie, że może do niego wejść ktoś zupełnie z zewnątrz. Czy jest tak, że ktoś odmówił i w związku z tym postanowiono dać szansę Panu?
– Ja byłem doskonale znany zarządowi Towarzystwa Sportowego Wisła i z tego, co się orientuję, moja kandydatura od początku się przewijała. Nie jestem natomiast członkiem władz TS-u, więc nie mam pełnej wiedzy, jak ten proces decyzyjny przebiegał.

– Policzyliście, ile pieniędzy brakuje w budżecie Wisły?
– Audyt wewnętrzny jest cały czas przeprowadzany, choć mogę już teraz powiedzieć z pełnym przekonaniem, że nie wisi nad nami topór, który sprawiłby, że będziemy musieli poprzez wyrok sądu spłacać tak duży dług, który zachwiałby funkcjonowaniem spółki. Takiej sytuacji nie ma, a wszystkie długi są obsługiwane według harmonogramu. Nie ulega natomiast wątpliwości, że pieniędzy brakuje.

– Starczy ich do końca sezonu? Wisła będzie w stanie spokojnie dokończyć rozgrywki w ekstraklasie?
– Wisła na pewno dogra sezon do końca.

– I będzie to możliwe bez pomocy dodatkowych inwestorów? Nie jest tajemnicą, że takie rozmowy prowadzicie. Można określić czas, który przyniesie jakieś konkrety w tej sprawie?
– Ciężko mówić o konkretach. Rozmowy są prowadzone cały czas z różnymi potencjalnymi inwestorami, ale nie dostaliśmy jeszcze żadnej konkretnej oferty. Są to też poufne kwestie i dopóki nie będziemy mieli dogranych szczegółów z takim inwestorem to nie ma czego komentować. A co do pieniędzy, to nie spodziewaliśmy się konieczności zapłaty za sporne należności za wynajem stadionu, które musiały zostać uregulowane przed zawarciem umów na ten sezon. Myślę jednak, że sobie poradzimy, choć oczywistym jest, że gdyby pojawił się konkretny inwestor, to byłoby klubowi zdecydowanie lżej.

– Rozumiem, że nie chce Pan komentować sprawy inwestorów, nauczony doświadczeniem, związanym ze niedoszłą umową z Paulem Bragielem?
– To nawet nie tyle kwestia doświadczenia, bo jego nazwisko nie wyszło przecież bezpośrednio z klubu. Generalnie chodzi o to, że takie rozmowy wymagają poufności.

– Prezes Marzena Sarapata powiedziała na konferencji prasowej, że obniżyliście koszty funkcjonowania klubu o pięć milionów złotych. Może Pan rozwinąć ten temat i powiedzieć, gdzie poczyniliście przede wszystkim oszczędności?
– W dużej mierze chodzi o koszty funkcjonowania pierwszej drużyny, które zostały obniżone, ale nie tylko – są to też renegocjowane ugody z naszymi wierzycielami, które rozkładają dług w dłuższej perspektywie czasowej przez co obciążenie finansowe na ten sezon udało się ograniczyć. Już na konferencji zapowiedziałem pewne zmiany w strukturach klubu. Nie szykujemy masowych zwolnień, ale nastąpią zmiany strukturalne, które mają na celu usprawnienie działalności klubu. Wracając do pierwszego zespołu, to jego kadra została zmniejszona. Naszym celem było to, żeby zawodników było mniej, ale żeby nie ucierpiała na tym jakość, która gwarantuje nam pewien poziom sportowy. Myślę, że mecz z Lechem pokazał, że idziemy w dobrym kierunku.

– To jak jesteśmy już przy pierwszej drużynie, to czy możliwe są jeszcze transfery do końca obecnego okna transferowego?
– Jest zainteresowanie kilkoma zawodnikami ze strony klubów zagranicznych, ale konkretnej oferty na stole nie mamy dla nikogo.

– A co będzie ze Zdenkiem Ondraskiem, którego jeszcze kilka tygodni temu klub chciał się pozbyć ze względu na wysoki kontrakt. Czech został, strzela bramki, ale jego umowa wygasa z końcem roku. Prowadzicie w ogóle z nim rozmowy na temat przedłużenia kontraktu?
– Trener Maciej Stolarczyk podkreślał, że inaczej zostaną rozłożone akcenty w drużynie i taki sposób gry pasuje Zdenkowi, który rzeczywiście ma bardzo dobry początek sezonu. Czas jednak pokaże, co z nim będzie. Na razie cieszymy się, że jego dyspozycja jest odpowiednia. Niech strzela jak najwięcej bramek.

– Czyli mam rozumieć, że na razie nie prowadzicie z nim rozmów o nowej umowie?
– Rozmów z zawodnikami, póki nie zostaną one sfinalizowane podpisaniem kontraktu, nie chciałbym komentować.

– A może Pan powiedzieć, na jakim etapie jest sprawa z Pawłem Brożkiem?
– Paweł trenuje od tygodnia. Przyjechał do ośrodka w Myślenicach i fizycznie wygląda dobrze, choć dajemy sobie jeszcze czas na podjęcie decyzji o tym, czy ostatecznie zostanie w Wiśle. Nie ukrywam jednak, że cieszę się z tego, że Paweł podjął rękawicę. Nie bał się wrócić do klubu, z którym pożegnał się w tak spektakularny sposób. Co prawda mówi się, że nic dwa razy w życiu się nie zdarza, ale ja mam nadzieję, że Paweł kiedyś jeszcze zafunduje nam równie widowiskowe pożegnanie, a zanim to nastąpi, nastrzela jeszcze trochę bramek.

– Nie ma Pan wrażenia, że sytuacja z Pawłem Brożkiem to przyznanie się klubu do błędu? Może trzeba było już w maju podjąć decyzję o jego pozostaniu w zespole, skoro praktycznie przesądzone było, że odejdzie Carlitos?
– Pamiętajmy, że wtedy inni ludzie decydowali w pionie sportowym o pewnych kwestiach… Teraz sytuacja jest zupełnie inna. Myślę, że nie ma co doszukiwać się teraz drugiego dna. Paweł też rozumie tę sytuację.

– Zostawmy sprawy sportowe. Kiedy podpiszecie umowę na wynajem stadionu z miastem?
– Jesteśmy na to umówieni w tym tygodniu.

– Na konferencji prasowej powiedział Pan, że macie pomysł jak obniżyć opłaty za stadion. Powtórzyła to zresztą również prezes Marzena Sarapata. Czy ten pomysł to sprowadzenie firmy, która weszłaby do nazwy stadionu? Prowadzicie takie rozmowy?
– To jest jeden z pomysłów, ale przede wszystkim chodzi o to, żeby zacząć wykorzystywać stadion w maksymalny sposób. Chcemy, żeby ten obiekt żył nie tylko w dni meczowe. To, że czynsz nie jest rynkowy, nie ulega wątpliwości. Po Legii Warszawa płacimy za stadion najwięcej z całej ekstraklasy. A przecież nie mamy wcale największego, czy najnowocześniejszego stadionu. Uważamy, że czynsz da się zracjonalizować w taki sposób, żebyśmy my mogli korzystać ze stadionu, ale żeby miasto na tym nie straciło.

– Skoro w tym tygodniu podpiszecie umowę na wynajem stadionu do końca sezonu, to czy nie jest to również dobry moment, żeby zacząć rozmowy o kolejnym? Zmieniają się przepisy od nowego sezonu i w razie problemów z miastem, nie będziecie już mogli ratować licencji w taki sposób, jak kilka tygodni temu, gdy podpisaliście umowę z Piastem Gliwice.
– Mamy tego świadomość. Rozmowy z miastem na temat kolejnej umowy zaczną się zaraz po tym, jak podpiszemy dokumenty na ten sezon. Stadion w Gliwicach został przez nas zgłoszony na wypadek kompletnej katastrofy w rozmowach z miastem. Chciałbym z tego miejsca prezesowi Pawłowi Żelemowi gorąco podziękować, bo wykazał się naprawdę olbrzymią dozą dobrej woli i życzliwości. Dogadaliśmy warunki wynajmu stadionu w Gliwicach w dwa dni. Na szczęście nie musieliśmy z tej umowy skorzystać i myślę, że tego typu sytuacja nie ma prawa powtórzyć się w przyszłości.

– Wisła dużo straciła jeśli chodzi o wizerunek przy okazji afery stadionowej. Mówiąc wprost – znaczna część kibiców straciła zaufanie do władz klubu. Co macie zamiar zrobić, żeby to zaufanie odzyskać?
– Z zaufaniem jest tak, że buduje się je długimi miesiącami, a można je stracić w jeden dzień. Faktycznie, problem wizerunkowy przy okazji sprawy ze stadionem wystąpił. Przede wszystkim jesteśmy zarządem otwartym, wkrótce mamy kolejne spotkanie z kibicami w restauracji „U Wiślaków”. Każdy może przyjść i zapytać o wszystko. Ruszyliśmy już także z newsletterem informacyjnym, gdzie przekazujemy najważniejsze informacje dotyczące klubu, w tym także takie, które nigdzie nie były publikowane, o ekskluzywnym charakterze. Wszystkich chętnych zapraszam do subskrypcji. Będziemy starali się odbudować zaufanie przede wszystkim naszą codzienną pracą. Mam nadzieję, że kibice będą widzieć jej efekty i to zaufanie uda się odzyskać.

– Mówił Pan niedawno, że będziecie chcieli poprawić frekwencję na meczach Wisły. Pewnie nie ma lepszego marketingu niż gra drużyny, ale co jeszcze macie zamiar zrobić w tym kierunku, żeby na mecze „Białej Gwiazdy” przychodziło więcej kibiców?
– Dobra gra drużyny wpływa na frekwencję, ale w krótkim odstępie czasu. Gdy zespół gra dobrze, rzeczywiście kibiców na mecze przychodzi więcej, ale gdy forma spada, ubywa również widzów. My natomiast chcemy doprowadzić do sytuacji, w której podniesiona zostanie stała baza kibiców. Chodzi nam o to, żeby kibic przychodził na stadion, bo klub zapewnia mu usługę na odpowiednim poziomie, czuje się tutaj bezpiecznie. Może przyjść z całą rodziną i dobrze się tutaj poczuć. Piłkarze nam oczywiście pomagają w budowie tej stałej bazy kibiców.

– Teraz ta stała baza jest na poziomie około dziesięciu tysięcy. Dajecie sobie jakiś czas na zwiększenie jej do, powiedzmy 15 tysięcy?
– Średnia frekwencja z sezonu na sezon rośnie. To nie jest tak, że mamy jakiś katastrofalny problem z frekwencją. Liczymy jednak na to, że ona będzie stale rosnąć. Jeżeli w tym sezonie średnia frekwencja będzie wyższa niż w poprzednim, a która wynosiła ponad 14 tysięcy widzów na mecz, to będzie można uznać to za nasz sukces. Naszym nadrzędnym celem jest jednak zwiększenie bazy kibiców, którzy przychodzą nie tylko na topowe mecze.

– Na czym będzie polegało to „dopieszczanie” kibica, o którym mówił Pan na konferencji prasowej?
– Na poprawie usług, które oferuje klub. Dochodzą do nas głosy kibiców, którzy są niezadowoleni z pewnych obszarów działalności klubu. To będziemy chcieli zmienić.

– A można prosić o konkrety?
– Mam tutaj na myśli choćby tę przysłowiową kiełbasę. Kibic przychodząc na mecz powinien mieć podstawowe usługi zapewnione na odpowiednim poziomie. Nie może stać po napój czy coś do jedzenia w długich kolejkach. Mam też na myśli lepszą obsługę klienta czy to w kasie czy w „Wiślackim świecie”. Klient musi być dobrze poinformowany i czuć się na stadionie komfortowo. Musi to działać znacznie sprawniej. Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom kibiców planujemy też m.in. przywrócenie programów meczowych.

– Czy to oznacza, że możecie zmienić firmę, która zapewnia usługi cateringowe na stadionie podczas meczów Wisły?
– To może być jeden ze scenariuszy. Nie wykluczamy tego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Daniel Gołda przekonuje, że zarząd „Białej Gwiazdy” chce odzyskać zaufanie kibiców - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski