Urodził się 4 lutego 1957 roku. Przygodę z handballem rozpoczął mając 12 lat. Grał w Pałacu Młodzieży Tarnów, przez kilka lat pod okiem słynnego potem Stanisława Majorka.
- Mówiło się, że w Tarnowie rodzą się talenty. Smagacz był jednym z nich. Bardzo zdyscyplinowany, pracowity, sprawny, mający dobre warunki fizyczne i cechy motoryczne, podejmujący właściwe decyzje na boisku, bardzo skuteczny rzutowo, potrafiący grać na kilku pozycjach - charakteryzuje Smagacza trener Majorek.
Wielka nadzieja
Młody szczypiornista chodził do Szkoły Podstawowej nr 15 z klasą o profilu piłki ręcznej, której dyrekcja i nauczyciele życzliwie podchodzili do uczniów-sportowców. Na początku lat 70. „Przegląd Sportowy” pisał o nim i o Józefie Mikuckim z Bartoszyc (woj. warmińsko-mazurskie) jako o największych nadziejach polskiej piłki ręcznej (ten drugi zginął w wypadku samochodowym, mając zaledwie 21 lat).
Gdy seniorów przejęła Unia Tarnów, w PM zostali juniorzy. Do ukończenia 19. roku życia Smagacz grał w II lidze. Po maturze wyjechał do Wrocławia, gdzie występował w Śląsku, który został mistrzem Polski w latach 1972-78, a w 1978 roku dotarł do finału Pucharu Europy. Potęgę zespołu tworzyli tacy gracze jak: Jerzy Klempel, Zdzisław Antczak, Andrzej Sokołow- ski i Daniel Waszkiewicz. W takim towarzystwie Smagacz zdobył dwa tytuły mistrza kraju. Potem na dwa lata wrócił do Unii, a mając 30 lat wyjechał do Austrii.
Za młody na Montreal
Grał w reprezentacji juniorów, młodzieżowej i seniorów. W tej ostatniej zadebiutował jako 18-latek. W 1976 roku miał szansę polecieć do Montrealu na igrzyska olimpijskie, ale...
- Byłem na zgrupowaniu kadry przed wyjazdem. Gdyby ktoś doznał kontuzji, ja bym go zastąpił. Wyjazd do Kanady był drogi, dlatego liczbę zawodników zmniejszono z 16 do 14 - wspomina Smagacz. - Miałem lecieć ja lub Włodzimierz Zieliński (o 2 lata starszy zawodnik Spójni Gdańsk - przyp.). Na środku rozegrania, czyli na mojej pozycji, byli Jan Wojciech Gmyrek i Piotr Cieśla (gracze odpowiednio Stali Mielec i Spójni - przyp.). Zieliński był lewym rozgrywającym. I to on został olimpijczykiem a nie ja. Pozostał żal, bo pracowałem z kolegami i w sprawdzianach wypadałem bardzo dobrze. Z drugiej strony rozumiałem decyzję trenerów Majorka i Janusza Czerwińskiego, bo byłem najmłodszy w kadrze. Była słuszna.
W 1978 roku grał w drużynie narodowej, która podczas mistrzostw świata w Danii zajęła szóste miejsce.
- Wtedy to była dla nas porażka, bo liczyliśmy na medal, ale z dzisiejszej perspektywy to nie był taki zły wynik. Teraz nie jest tak łatwo zająć takie miejsce - zaznacza tarnowianin.
W Moskwie też nieobecny
Drugi raz nie został olimpijczykiem w 1980 roku. W Moskwie.
- Przed igrzyskami działy się dziwne rzeczy. Dziennikarze uznawali mnie za najlepszego środkowego w Polsce, miałem średnią sześć bramek na mecz i byłem w najlepszym wieku dla piłkarza ręcznego, ale do reprezentacji mnie nie powoływano. Dlaczego tak było, trudno mi jest powiedzieć. W Moskwie nasza drużyna nie odniosła sukcesu (zajęła dziesiąte miejsce - przyp.) - mówi.
Reprezentacyjną karierę (88 spotkań) zakończył w wieku 27 lat, gdy kadrę prowadził Zygfryd Kuchta.
W Austrii trafił do Eggenburga, zastępując starszego kolegę z reprezentacji Gmyrka. Po czterech latach przeprowadził się pod Wiedeń, gdzie przez kolejne cztery sezony prowadził męski zespół Wiener Neustadt, awansując z nim do I ligi. Potem przejął żeński zespół tego klubu.
Największy sukces
- Zbudowałem potęgę damskiej piłki ręcznej w Wiener Neustadt - podkreśla. - Zaczynaliśmy od czwartej ligi. A potem w pierwszej zdobyliśmy trzy srebrne medale i cztery brązowe. Od 40 lat mistrzem Austrii jest Hypo Niederösterreich, które osiem razy wygrało Puchar Europy. To jest zawodowy zespół. Graliśmy też w europejskich pucharach. Moje dziewczyny trenowały trzy razy w tygodniu, chodziły do pracy, ale miasto przez osiem lat żyło tym, co ja robiłem. To był dla mnie największy sukces. I to mniej bardziej cieszy od wyników. W Austrii nazywano mnie „profesorem piłki ręcznej”. I chyba moi fani mieli rację, bo odkąd się wycofałem z pracy trenerskiej, w Wiener Neustadt nie ma dawnego entuzjazmu.
Prowadząc żeński zespół, przez cztery lata pomagał męskiej drużynie - też Wiener Neustadt - która grała wtedy w II i III lidze. Ostatni mecz rozegrał mając 43 lata. Wystąpił wtedy ze swym... synem Jakubem, który zaczął grać w pierwszym zespole jako 16-latek.
- Mam protokół z tego meczu. Zdobyłem jedenaście bramek, a syn dziewięć. Grałem na środku rozegrania, a Jakub na lewym rozegraniu - chwali się.
Piłka ręczna nie przesłoniła mu życia zawodowego. Od 26 lat jest zatrudniony w bardzo dużym koncernie meblowym.
- Jestem związany z częścią tego koncernu, która jest odpowiedzialna za sprzedaż. Mamy 68 domów towarowych, z tego około 60 w Austrii, a resztę w Pradze, Bratysławie, Budapeszcie i Chorwacji. Wcześniej mieliśmy je także w Moskwie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Za 4 lata mam przejść na emeryturę - mówi.
Czy wróci do Tarnowa?
- To jest trudne pytanie. Dużo zależy od dzieci, które zostaną w Austrii - zaznacza.
Dumny z synów
Jego synowie też uprawiali sport, ale postawili na naukę.
35-letni dziś Jakub, który rozstał się z piłkę ręczną w wieku 22 lat, skończył w Wiedniu studia architektoniczne, i to z wyróżnieniem, był na stypendium w Szwajcarii, ma stypendium w Anglii. W czerwcu wziął ślub w Krakowie. Jego żona też jest architektem.
29-letni Michał uprawiał koszykówkę. Mając 16 lat, grał już w II lidze, uchodził za duży talent, ale w wieku 19 lat doznał ciężkiej kontuzji kolana. Pierwsza operacja zakończyła się fiaskiem, druga, w czerwcu, powinna przynieść pozytywne efekty.
- Michał skończył studia informatyczne, pracuje w dużej firmie, podróżuje po całym świecie- mówi z dumą Smagacz.
Jego żona - Anna, też tarnowianka - nigdy nie miała nic wspólnego ze sportem. W przyszłym roku będą obchodzić 40-lecie swego związku.
Ze swej kariery jest zadowolony, choć nie kryje, że brakuje mu medalu olimpijskiego.
- Okazja było, ale nie miałem na to wpływu. Gdyby pojechało nas 16, miałbym medal. Bardziej od moich osiągnięć zawodniczych cenię sobie jednak pracę trenerską, bo zacząć od zera, czwartej ligi, i skończyć na wicemistrzostwie Austrii, to jest naprawdę sukces - podkreśla.
#TOPSportowy24- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?