Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor piłki ręcznej

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Wacław Smagacz jeszcze nie wie, czy wróci na stałe do Tarnowa
Wacław Smagacz jeszcze nie wie, czy wróci na stałe do Tarnowa Piotr Filip
Sylwetka. 60-letni Wacław Smagacz, który pół życia spędził w Austrii, a przez 8 lat grał we Wrocławiu, jest jednym z najlepszych zawodników w historii tarnowskiego handballu

Urodził się 4 lutego 1957 roku. Przygodę z handballem rozpoczął mając 12 lat. Grał w Pałacu Młodzieży Tarnów, przez kilka lat pod okiem słynnego potem Stanisława Majorka.

- Mówiło się, że w Tarnowie rodzą się talenty. Smagacz był jednym z nich. Bardzo zdyscyplinowany, pracowity, sprawny, mający dobre warunki fizyczne i cechy motoryczne, podejmujący właściwe decyzje na boisku, bardzo skuteczny rzutowo, potrafiący grać na kilku pozycjach - charakteryzuje Smagacza trener Majorek.

Wielka nadzieja

Młody szczypiornista chodził do Szkoły Podstawowej nr 15 z klasą o profilu piłki ręcznej, której dyrekcja i nauczyciele życzliwie podchodzili do uczniów-sportowców. Na początku lat 70. „Przegląd Sportowy” pisał o nim i o Józefie Mikuckim z Bartoszyc (woj. warmińsko-mazurskie) jako o największych nadziejach polskiej piłki ręcznej (ten drugi zginął w wypadku samochodowym, mając zaledwie 21 lat).

Gdy seniorów przejęła Unia Tarnów, w PM zostali juniorzy. Do ukończenia 19. roku życia Smagacz grał w II lidze. Po maturze wyjechał do Wrocławia, gdzie występował w Śląsku, który został mistrzem Polski w latach 1972-78, a w 1978 roku dotarł do finału Pucharu Europy. Potęgę zespołu tworzyli tacy gracze jak: Jerzy Klempel, Zdzisław Antczak, Andrzej Sokołow- ski i Daniel Waszkiewicz. W takim towarzystwie Smagacz zdobył dwa tytuły mistrza kraju. Potem na dwa lata wrócił do Unii, a mając 30 lat wyjechał do Austrii.

Za młody na Montreal

Grał w reprezentacji juniorów, młodzieżowej i seniorów. W tej ostatniej zadebiutował jako 18-latek. W 1976 roku miał szansę polecieć do Montrealu na igrzyska olimpijskie, ale...

- Byłem na zgrupowaniu kadry przed wyjazdem. Gdyby ktoś doznał kontuzji, ja bym go zastąpił. Wyjazd do Kanady był drogi, dlatego liczbę zawodników zmniejszono z 16 do 14 - wspomina Smagacz. - Miałem lecieć ja lub Włodzimierz Zieliński (o 2 lata starszy zawodnik Spójni Gdańsk - przyp.). Na środku rozegrania, czyli na mojej pozycji, byli Jan Wojciech Gmyrek i Piotr Cieśla (gracze odpowiednio Stali Mielec i Spójni - przyp.). Zieliński był lewym rozgrywającym. I to on został olimpijczykiem a nie ja. Pozostał żal, bo pracowałem z kolegami i w sprawdzianach wypadałem bardzo dobrze. Z drugiej strony rozumiałem decyzję trenerów Majorka i Janusza Czerwińskiego, bo byłem najmłodszy w kadrze. Była słuszna.

W 1978 roku grał w drużynie narodowej, która podczas mistrzostw świata w Danii zajęła szóste miejsce.

- Wtedy to była dla nas porażka, bo liczyliśmy na medal, ale z dzisiejszej perspektywy to nie był taki zły wynik. Teraz nie jest tak łatwo zająć takie miejsce - zaznacza tarnowianin.

W Moskwie też nieobecny

Drugi raz nie został olimpijczykiem w 1980 roku. W Moskwie.

- Przed igrzyskami działy się dziwne rzeczy. Dziennikarze uznawali mnie za najlepszego środkowego w Polsce, miałem średnią sześć bramek na mecz i byłem w najlepszym wieku dla piłkarza ręcznego, ale do reprezentacji mnie nie powoływano. Dlaczego tak było, trudno mi jest powiedzieć. W Moskwie nasza drużyna nie odniosła sukcesu (zajęła dziesiąte miejsce - przyp.) - mówi.

Reprezentacyjną karierę (88 spotkań) zakończył w wieku 27 lat, gdy kadrę prowadził Zygfryd Kuchta.

W Austrii trafił do Eggenburga, zastępując starszego kolegę z reprezentacji Gmyrka. Po czterech latach przeprowadził się pod Wiedeń, gdzie przez kolejne cztery sezony prowadził męski zespół Wiener Neustadt, awansując z nim do I ligi. Potem przejął żeński zespół tego klubu.

Największy sukces

- Zbudowałem potęgę damskiej piłki ręcznej w Wiener Neustadt - podkreśla. - Zaczynaliśmy od czwartej ligi. A potem w pierwszej zdobyliśmy trzy srebrne medale i cztery brązowe. Od 40 lat mistrzem Austrii jest Hypo Niederösterreich, które osiem razy wygrało Puchar Europy. To jest zawodowy zespół. Graliśmy też w europejskich pucharach. Moje dziewczyny trenowały trzy razy w tygodniu, chodziły do pracy, ale miasto przez osiem lat żyło tym, co ja robiłem. To był dla mnie największy sukces. I to mniej bardziej cieszy od wyników. W Austrii nazywano mnie „profesorem piłki ręcznej”. I chyba moi fani mieli rację, bo odkąd się wycofałem z pracy trenerskiej, w Wiener Neustadt nie ma dawnego entuzjazmu.

Prowadząc żeński zespół, przez cztery lata pomagał męskiej drużynie - też Wiener Neustadt - która grała wtedy w II i III lidze. Ostatni mecz rozegrał mając 43 lata. Wystąpił wtedy ze swym... synem Jakubem, który zaczął grać w pierwszym zespole jako 16-latek.

- Mam protokół z tego meczu. Zdobyłem jedenaście bramek, a syn dziewięć. Grałem na środku rozegrania, a Jakub na lewym rozegraniu - chwali się.

Piłka ręczna nie przesłoniła mu życia zawodowego. Od 26 lat jest zatrudniony w bardzo dużym koncernie meblowym.

- Jestem związany z częścią tego koncernu, która jest odpowiedzialna za sprzedaż. Mamy 68 domów towarowych, z tego około 60 w Austrii, a resztę w Pradze, Bratysławie, Budapeszcie i Chorwacji. Wcześniej mieliśmy je także w Moskwie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Za 4 lata mam przejść na emeryturę - mówi.

Czy wróci do Tarnowa?

- To jest trudne pytanie. Dużo zależy od dzieci, które zostaną w Austrii - zaznacza.

Dumny z synów

Jego synowie też uprawiali sport, ale postawili na naukę.

35-letni dziś Jakub, który rozstał się z piłkę ręczną w wieku 22 lat, skończył w Wiedniu studia architektoniczne, i to z wyróżnieniem, był na stypendium w Szwajcarii, ma stypendium w Anglii. W czerwcu wziął ślub w Krakowie. Jego żona też jest architektem.

29-letni Michał uprawiał koszykówkę. Mając 16 lat, grał już w II lidze, uchodził za duży talent, ale w wieku 19 lat doznał ciężkiej kontuzji kolana. Pierwsza operacja zakończyła się fiaskiem, druga, w czerwcu, powinna przynieść pozytywne efekty.

- Michał skończył studia informatyczne, pracuje w dużej firmie, podróżuje po całym świecie- mówi z dumą Smagacz.

Jego żona - Anna, też tarnowianka - nigdy nie miała nic wspólnego ze sportem. W przyszłym roku będą obchodzić 40-lecie swego związku.

Ze swej kariery jest zadowolony, choć nie kryje, że brakuje mu medalu olimpijskiego.

- Okazja było, ale nie miałem na to wpływu. Gdyby pojechało nas 16, miałbym medal. Bardziej od moich osiągnięć zawodniczych cenię sobie jednak pracę trenerską, bo zacząć od zera, czwartej ligi, i skończyć na wicemistrzostwie Austrii, to jest naprawdę sukces - podkreśla.

#TOPSportowy24

- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski