Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Szefer, spiker na Euro 2016: To niesamowite, że jestem tak blisko epokowych wydarzeń [WIDEO]

Tomasz Bochenek
Tomasz Bochenek
Piotr Szefer spikerem został jako 14-latek, w LKS Mogilany. Od 2012 roku jego głos słychać na stadionie Cracovii.
Piotr Szefer spikerem został jako 14-latek, w LKS Mogilany. Od 2012 roku jego głos słychać na stadionie Cracovii. Andrzej Banas
- Wydawało mi się, że ja już widziałem w piłce bardzo dużo: zwycięstwo Polski nad Niemcami 2:0, wszystkie mecze eliminacyjne, wielkie emocje po awansie do mistrzostw Europy po meczu z Irlandią. Ale kiedy doszło do serii rzutów karnych w spotkaniu ze Szwajcarią, ręce autentycznie mi się trzęsły - opowiada Piotr Szefer, spiker meczów reprezentacji Polski podczas Euro 2016.

- Ma Pan swoją bazę na Euro? Swoje La Baule?
- Nie. Zawsze po zakończeniu spotkania mam transfer do miejsca, w którym odbywa się następny mecz i tam oczekuję. Mamy pewne próby, przesłuchania, przygotowania do realizacji imprezy.

- Bardzo różnią się od przygotowań meczów reprezentacji w Polsce?
- Nie, powiedziałbym, że są dość podobne. PZPN nie ma się czego wstydzić, jeśli chodzi o realizację imprez. Spotykamy się zawsze dzień przed meczem i dokonujemy analizy scenariusza. Następnie, jako że zespół składa się z wielu osób, musimy przekazać sobie informacje, kto po kim zabiera głos, kto jest odpowiedzialny za poszczególne zadania. W dniu meczu jest próba generalna: krok po kroku realizujemy na stadionie wszystkie punkty scenariusza. Jest to o tyle ważne, że nie jest on taki sam na każdym meczu. Bo gdy na Euro rozgrywany jest mecz poprzedzający nasze spotkanie, to wtedy kibice oglądają go na telebimach i wówczas nasza aktywność jest zminimalizowana. Natomiast kiedy nie ma meczu wcześniej, tak jak chociażby teraz w rundzie pucharowej, to musimy jakoś te trzy godziny ludziom zagospodarować.

- Proszę opowiedzieć osobie, która nie była na meczu Euro 2016, czego mogłaby się spodziewać? Kto układa scenariusz?
- Jest układany centralnie, przez koordynatora ds. ceremonii całego Euro, i przekazywany do realizacji przez zespół na danym stadionie. Scenariusz to szeroki temat, jest naprawdę urozmaicony. Z jednej strony znajdują się w nim elementy podniosłe, jak ceremonia otwarcia meczu. Z drugiej strony - zabawy, czyli elementy, które realizują spikerzy tacy właśnie jak ja - np. wspólne śpiewanie piosenki w języku danego kraju czy też fala na trybunach, nazwana tutaj europejską falą. Jest też zabawa, której dotychczas nie znałem: Jump Around. To tytuł utworu zespołu House of Pain - kiedy słychać go głośnikach, cały stadion w jego rytm podskakuje. Oprócz tego jest cała masa materiałów wideo. No i wreszcie komunikaty o charakterze sportowym. Obok hymnów, które są podniosłym momentem, kulminacyjny moment ceremonii otwarcia to prezentacja składów drużyn. Tutaj rola spikera drużynowego jest bardzo ważna, bo trzeba to zrobić w taki sposób, żeby kibice przeżywali to jak najgłębiej.

Piotr Szefer przemawia do kibiców na Stade de France po meczu Polska - Niemcy
Autor: Krzysztof Kawa, Paryż

- Pan prowadzi dialog z kibicami. Wyczytuje imiona, a trybuny odpowiadają nazwiskami.
- Nie jestem akurat szczególnie oryginalny, bo zdecydowana większość spikerów to robi. Jest protokół, którego powinniśmy się trzymać. Są pewne odstępstwa, widzę, że spiker francuski może pozwolić sobie na troszkę więcej, ale to oczywiste, nie ma z tym problemu.

- Mecze Euro komentują zespoły spikerskie. Kto wchodzi w ich skład?
- Trzy lub cztery osoby, według modelu przyjętego przez UEFA dawno temu. Czyli jest spiker-gospodarz - host speaker, to jedna lub dwie osoby określone tą funkcją, oraz dwóch spikerów drużynowych, którzy kierują komunikaty praktycznie wyłącznie w stronę fanów swojej drużyny.

- Spikerzy trzymają się razem poza stadionem? Nocujecie w tych samych miejscach?
- Mieszkam w bazie hotelowej UEFA wraz z innymi osobami zajmującymi się organizacją imprezy, w tym samym hotelu, co spiker drużyny przeciwnej. W związku z czym po tym, jak zostajemy sobie przedstawieni, spędzamy czas razem. Najwięcej czasu do tej pory spędziłem ze spikerem reprezentacji Niemiec, na co dzień Wolfsburga, który był także spikerem reprezentacji Szwajcarii - został o to poproszony przez tamtejszą federację. Poznaliśmy się w Paryżu. Kiedy przyjechaliśmy do Saint-Etienne spędziliśmy wspólnie trzy dni. Relacje nawiązałem też ze spikerem ukraińskim. Myślę, że będziemy tę znajomość podtrzymywać.

- Za Panem cztery mecze, cztery stadiony. Ostatnio Saint-Etienne, które przypomina trochę obiekt Wisły, wcześniej ogromne Saint-Denis, czy kolos w Marsylii, na który w czwartek Pan wróci. Gdzie akustyka była najlepsza, gdzie gorsza?
- Jeżeli chodzi o jakość nagłośnienia, to największe wrażenie zrobiło na mnie Saint-Denis. Stadion jest olbrzymi i teoretycznie mógłby być z tym problem, ale może ze względu na jego specyficzną konstrukcję, ten wiszący dach, akustyka była bardzo dobra. Tam mi się dotychczas najlepiej pracowało. Teoretycznie powinno być tak w Saint-Etienne. Mnie akurat ten obiekt przypominał - w sensie gabarytów - stadion Cracovii, ale mam nieodparte wrażenie, że jakość nagłośnienia była nieco niższa niż na innych stadionach.

- Co jest szczególnego w Saint-Denis?
- Olbrzymią rolę odgrywa fakt, jak wysoko nad odbiorcą wiszą grona głośników. W Saint-Denis zostało to rozwiązane znakomicie. A w przypadku Marsylii dach jest tak ulokowany, że głośniki wiszą szalenie wysoko nad głowami, i w związku z tym pogłos jest znacznie większy. Natomiast muszę dodać jeszcze jedno: ze stadionami polskimi trudno mi to porównywać, ponieważ ja tutaj pracuję w zupełnie innym miejscu. W Polsce zawsze jestem ulokowany na stanowisku dowodzenia lub w jego bezpośrednim sąsiedztwie – jestem więc na trybunach, i to dość wysoko. Natomiast na Euro spikerzy pracują na murawie, kilka metrów od linii bocznej boiska.

- No właśnie, prowadząc w Polsce mecze reprezentacji czy Cracovii, jest Pan w kabinie, miejscu otoczonym szybami, które zatrzymują emocje. Na Euro, będąc parę kroków od piłkarzy, bardziej się Pan ekscytuje?
- Muszę sprostować: jeżeli ja o tym decyduję, to zawsze jestem na zewnątrz. Nigdy nie siedzę za szybą. Ponieważ chcę czuć stadion, wiedzieć, jak zachowują się kibice, jaka jest ogólna atmosfera i jak mój głos prezentuje się w stosunku do tego, co się dzieje. Natomiast, rzeczywiście, tak blisko boiska jak tutaj nigdy wcześniej nie pracowałem. I to jest niesamowite przeżycie, gdy człowiek znajduje się tak blisko tych niemalże epokowych, jeżeli chodzi o polską piłkę, wydarzeń. Przeżywałem zwłaszcza rzuty karne, które były strzelane na bramkę, niedaleko której się znajdowałem. Wydawało mi się, że ja już widziałem w piłce bardzo dużo: zwycięstwo Polski nad Niemcami 2:0, wszystkie mecze eliminacyjne, wielkie emocje po awansie do mistrzostw Europy po meczu z Irlandią. Ale kiedy doszło do serii rzutów karnych w spotkaniu ze Szwajcarią, ręce autentycznie mi się trzęsły. Bardzo dobrze, że bezpośrednio po karnych nie musiałem nic ogłaszać, pożegnanie było dopiero 3-4 minuty później. Bo gdybym miał coś ogłosić, to nie wiem, czy podołałbym zadaniu.

- Pracuje Pan ubrany w koszulkę z „dziewiątką” i nazwiskiem Lewandowski na plecach. Skąd ten wybór, skąd koszulka?
- Jako team spikerowi przysługuje mi prawo, żeby pracować w koszulce reprezentacji. W związku z tym tuż przed mistrzostwami nabyłem model przygotowany na tę imprezę. A dlaczego Robert Lewandowski? Właściwie przed Euro się nad tym nie zastanawiałem. Ale teraz już wiem, że to był dobry wybór. Gdy wiele godzin przed meczem spaceruję po stadionie, to zaczepiają mnie nawet małe francuskie dzieci i wskazują palcem – "O, Lewandowski!". To jest koszulka, która pokazuje, że reprezentacja Polski nie musi się niczego wstydzić, bo mamy w swoich szeregach jednego z najlepszych piłkarzy na świecie, którego znają wszyscy interesujący się piłką nożną.

- A nasi piłkarze Piotra Szefera kojarzą? Kiedy rozmawialiśmy półtora roku temu mówił Pan, że jest dla nich tylko głosem. Jak jest teraz?
- Myślę, że jeżeli chodzi o znajomość mojego głosu, to się umocniła, bo ta przygoda trwa już dwa lata. Natomiast ja nie mam bezpośrednich relacji z kadrą. Podczas meczów reprezentacji w Warszawie jestem niejako skoszarowany na stanowisku, nie mam okazji, żeby zetknąć się z piłkarzami. A tutaj jestem podporządkowany służbowo UEFA, w związku z czym też nie przebywam z kadrą. Reprezentacja mieszka w La Baule i przyjeżdża na miejsce meczu w przeddzień. Ja funkcjonuję zupełnie inną ścieżką, wyznaczoną przez UEFA. Nie mam więc możliwości nawiązać relacji z kadrą. Aczkolwiek fakt, że w rytm mojego głosu nie przegraliśmy meczu o punkty - bo taką statystyką mogę się pochwalić - napawa mnie wielką dumą.

- Z Cracovii zna Pan się pewnie z Bartoszem Kapustką...

- Tak, z Bartkiem mam relacje koleżeńskie, znamy się od dawna. Przed meczem ze Szwajcarią, kiedy oczekiwał na wyjście drużyn na murawę, przybiliśmy „piątki” i wymieniliśmy kilka słów. Bartek pauzował za kartki, mimo to „Marca” (hiszpański dziennik sportowy – przyp.) zapowiedziała jego występ w podstawowym składzie. Życzyłem mu więc, by tak było w kolejnych meczach. I aby coś strzelił, bo to byłaby dla mnie taka wielka kumulacja - jak w meczu eliminacji z Gibraltarem – gdybym móc ogłosić, że bramkę zdobył Bartosz Kapustka.

- Ile meczów reprezentacji Polski dotychczas Pan poprowadził?

- Zbliżam się do dwudziestu.

- Przypomnę Panu, kto grał w pierwszym, towarzyskim ze Szkocją. Masłowski, Robak, Brzyski, Obraniak...

- Ta reprezentacja przeszła wielką zmianę. Już kilkakrotnie rozmawiając w kuluarach o tej kadrze słyszałem słowo magia. Bo to coś niesamowitego, że chłopcy, co do których wielu kibiców miało obawy czy sprostają turniejowi, nie tyle dają radę, co są wyróżniającymi się zawodnikami, którzy za chwileczkę mogą być bohaterami transferów do wielkich europejskich klubów. Jeśli wiedzieliśmy, że Kamil Glik czy Grzegorz Krychowiak to zawodnicy klasy europejskiej, pukający do klasy światowej, to dyspozycja Michała Pazdana jest czymś niesamowitym. Wierzę w to, że do końca turnieju będzie grał tak skutecznie.

- Nasza kadra to katastrofa dla spikerów i komentatorów z innych krajów - Błaszczykowski, Jędrzejczyk, Krzysztof Mączyński, Szczęsny... - język można sobie połamać, a klęska i tak murowana. Często musi Pan służyć radą kolegom z innych krajów? Jest Pan konsultantem w tych sprawach?

- Są dwie okoliczności, kiedy spiker-gospodarz musi podać nazwisko piłkarza: po zdobyciu bramki i po wyborze zawodnika meczu. No i rzeczywiście, w obliczu przeczytania nazwiska „Błaszczykowski” widziałem autentyczną panikę w oczach francuskiego spikera. To, że jestem konsultantem, to mało powiedziane. Jestem tym prześladowany (śmiech), wielokrotnie powtarzam, i wiele razy słyszę w odpowiedzi: „Ale jak, jak?!!! Niemożliwe, że tak się to czyta”.

- A były sytuacje, że musiał Pan polskim kibicom przemawiać do rozumu? Mam na myśli komunikaty dotyczące bezpieczeństwa.

- Byłem trzykrotnie proszony o podanie komunikatów tego typu, ale nie były związane z incydentami. Był komunikat o charakterze transportowym - że doszło do jakichś poważnych zmian. Był komunikat z prośbą o zajęcie swoich miejsc, dlatego że polscy kibice, trochę zwyczajem przywiezionym z kraju, zajmowali miejsca na schodach. To stosunkowo niebezpieczne, zważywszy np. na potrzebę dotarcia służb medycznych do osób potrzebujących. Natomiast gdy pojawiło się kilka, może kilkanaście rac w polskich sektorach, to organizatorzy wytrzymali napięcie i tutaj akurat zrezygnowaliśmy z komunikatu. Gdyby natężenie rac było większe, na pewno zostałbym poproszony, żeby zaapelować.

- Sezon ma Pan świetny: kadra gra jak z nut, Cracovia wywalczyła miejsce w europejskich pucharach, Mogilany awansowały do „okręgówki”...

- Kiedy wyjeżdżałem, to jeszcze nie były w „okręgówce”.

- A kto prowadził spikerkę?

- Przede wszystkim: moim ogromnym powodem do dumy jest fakt, że brałem udział w przygotowaniu pakietu szkoleniowego, ogólnokrajowego, na podstawie którego będą szkoleni spikerzy przez co najmniej najbliższych kilka lat. Natomiast sam wypróbowywałem tę wiedzę w praktyce, szkoląc spikera dla Mogilan. I mam teraz godnego następcę.

- A Cracovia? Perfidnie się ułożyło, że dokładnie w porze ćwierćfinału Euro „Pasy” zagrają mecz w Macedonii...

- Perfidnie. Ale chyba każdy kibic Cracovii traktuje tę rundę jako swoiste przedbiegi i trzeba gorąco wierzyć w to, że „Pasy” nie mają szans sprawić tu jakichś emocji, tylko spokojnie wygrają. Myślę, że w trakcie meczu z Portugalią włączę sobie relację tekstową i będę ją śledził.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski