Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marzyłem o... Cosmosie

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
Petar Borovicanin po drugim, krótszym, okresie występów w Sandecji znalazł się w Puszczy Niepołomice
Petar Borovicanin po drugim, krótszym, okresie występów w Sandecji znalazł się w Puszczy Niepołomice Fot. Andrzej Wiśniewski
Rozmowa z byłym piłkarzem Sandecji Nowy Sącz, 31-letnim PETAREM BOROVICANINEM.

- Po ponad półrocznej przerwie ponownie trenuje Pan w Garbarni. Jak Pan się odnajduje w krakowskim klubie?

- Czuję się dobrze, nie mam problemów ze zdrowiem. Biorę udział w gierkach, wystąpiłem w meczu rezerw. Walczę o miejsce w klubowej kadrze na rundę wiosenną. Chciałbym z nią awansować do drugiej ligi, tym bardziej, że parę awansów wyśliznęło mi się już z rąk.

- A jeśli nie uda się Panu „załapać” do drużyny, ma Pan opcję rezerwową?
- Miałem telefony z Rozwoju Katowice czy Motoru Lublin, ale nie chcę się przenosić z Krakowa. Bo tutaj mieszkam, mam rodzinę i biznes. Chcę tu zostać na stałe. Na razie trenuję w Garbarni. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Mam opcję rezerwową, ale taką ogólną, życiową.

- Ma Pan na myśli zakład fryzjerski na Azorach? A może restaurację bałkańską, bo wspomniał Pan kiedyś, że chciałby ją mieć?

- Otworzyłem już drugi zakład fryzjerski. Mam inne biznesy, ale pomysł, by otworzyć także taką restaurację - razem z kumplami z Wisły Semirem Stiliciem i Denisem Popoviciem - nadal jest aktualny.

- Czym się Pan zajmował po odejściu z Garbarni?

- Od sierpnia do stycznia przebywałem w USA. W Stamford koło Nowego Jorku pracowałem u znajomych, a przez trzy miesiące szkoliłem chłopców w wieku 5-7 lat w szkółce piłkarskiej przy jednej ze szkół. Miałem 15 podopiecznych, z którymi prowadziłem zajęcia trzy razy w tygodniu. Trenowałem też w polonijnej drużynie, rozegrałem w niej cztery spotkania, ale poziom rozgrywek był słaby. Byłem na meczu słynnego Cosmosu Nowu Jork. Z pomocą jednego z polonijnych działaczy próbowałem się dostać na testy do tego klubu, ale bez powodzenia.

- Za oceanem był Pan sam?

- Tak. Rodzina została w Krakowie. Żona od 2007 roku pracuje w kancelarii prezydenta Jacka Majchrowskiego. Cały czas byliśmy jednak w kontakcie.

- Pana syn Mateja 16 marca skończy siedem lat. Biega za piłką?

- Od czwartego roku życia! A od ponad roku trenuje w Wiśle. Bardzo się cieszę, że sam chciał grać. Nie namawiałem go do tego. Gdy mnie pyta o coś, co dotyczy gry, doradzam mu, wyjaśniam. Kiedy będzie lepsza pogoda, to pokopiemy piłkę razem. Z USA przywiozłem mu między innymi buty piłkarskie.

- Ma Pan 31 lat. Po przyjeździe z Serbii, w sezonie 2007/2008 rozegrał Pan 12 meczów w drugoligowym Kmicie Zabierzów, ale kibice kojarzą Pana głównie z występów przez dwa lata w pierwszoligowej Sandecji. Jak Pan wspomina ten okres?

- Bardzo mile. To były dla mnie najlepsze lata gry. Rozwinąłem swoje umiejętności, kibice mnie lubili, dobrze mi się pracowało z trenerem Dariuszem Wójtowiczem, mogłem sporo dać Sandecji. Było wspaniale. Miałem szanse na wybicie się, mogłem trafić do ekstraklasy. Zimą 2011 roku byłem o krok od przejścia do Ruchu Chorzów, który prowadził wtedy trener Waldemar Fornalik. Wystąpiłem w sparingu z Piastem Gliwice, byłem na badaniach wydolnościowych, miałem lecieć z Ruchem na zgrupowanie do Turcji. Sandecja jednak zażądała, bym wrócił. Kluby nie porozumiały się w kwestii finansowej. W innych okresach interesowały się mną też ŁKS Łódź i GKS Bełchatów.

- W drużynie „biało-czarnych” miał Pan pewne miejsce. Rozegrał 52 mecze, w tym 44 w wyjściowym składzie. Który szczególnie utkwił Panu w pamięci?

- Miałem bardzo dużo dobrych występów. Grałem na lewej obronie, popisywałem się rajdami. Nie strzelałem goli, ale miałem sporo asyst. Pamiętam mecz w Nowym Sączu z Motorem w 2009 roku, gdy dopiero zaczynałem grę w Sandecji. W jednej z akcji minąłem czterech rywali i z boku pola karnego zagrałem wzdłuż bramki, a jeden z lublinian (Przemysław Żmuda - przyp.) zaliczył głową samobójcze trafienie.

- Po odejściu z Sandecji nie grał Pan od sierpnia 2011 roku do marca 2012 roku. Dlaczego?

- Otrzymałem propozycje przejścia do także pierwszoligowego Kolejarza Stróże. Miałem tam dostawać taką samą pensję jak w Sandecji. Byłem już dogadany z Kolejarzem, ale jego prezes powiedział, że nie może mi dać takiej kasy, bo rozwiązałem umowę z Sandecją. Odpowiedziałem, że wolę poczekać na inny klub, niż grać za mniejsze pieniądze. I po kilku miesiącach trafiłem do również pierwszoligowej Bogdanki (wcześniej i później Górnik - przyp.) Łęczna.

- W tej ostatniej rozegrał Pan dwanaście ligowych meczów. Równie krótko trwała Pana przygoda w albańskim klubie Kastrioti Kruje.

- Podpisałem kontrakt na dwa lata. Początkowo grałem, ale potem straciłem miejsce w drużynie. W klubie brakowało profesjonalizmu. Podczas upałów biegaliśmy po lesie, nie mieliśmy wody, masażysty, graliśmy na sztucznej murawie, w szatni nie mogliśmy zostawić swoich rzeczy, bo korzystały z niej inne drużyny. I tak dalej. Postanowiłem odejść, nie chciałem się użerać z działaczami. Zapłacili mi, ale nie wszystko, co miałem dostać.

- Wrócił Pan do „swojej” Sandecji, ale na krótko. Wiosną 2013 roku rozegrał Pan tylko siedem meczów w pierwszej lidze, w tym zaledwie jeden w pełnym wymiarze czasowym. Co ciekawe, właśnie w tym ostatnim strzelił Pan jedynego gola dla Sandecji, i to... Kolejarzowi.

- To też był dla mnie fajny okres. Trenerem drużyny był Mirosław Hajdo, którego później spotkałem w Garbarni. Rozgrywałem w miarę dobre spotkania. Nie układały mi się jednak relacje z działaczami. Otrzymałem propozycję z Puszczy Niepołomice i zgodziłem się grać w tym klubie za mniejszą, niż wcześniej miałem kasę.

- W Puszczy był Pan „pewniakiem”, o czym świadczy rozegranie 25 meczów, w tym 22 w podstawowej „jedenastce”. Dlaczego więc odszedł Pan z klubu?

- W niepołomickiej drużynie grało mi się super. Gdyby miała trochę mocniejszą kadrę, może utrzymalibyśmy się w pierwszej lidze. Po spadku musiałem szukać nowego pracodawcy.

- I znalazł Pan, ale był nim spadkowicz z pierwszej ligi Energetyk ROW Rybnik.

- Tak, jednak wiedziałem, że jest to dobry, poukładany klub. Mile go wspominam. Byliśmy blisko awansu.

- Podobnie było w ubiegłym sezonie, gdy występował Pan już w Garbarni. Jak będzie teraz?

- Garbarnia to także dobrze zorganizowany klub. W drużynie są fajni, ograni zawodnicy. Nie zmieniła się ona zbytnio pod względem kadrowym. W ubiegłym sezonie byliśmy pierwsi w grupie, ale przegraliśmy baraż z Wartą Poznań. Teraz trzeba „tylko” wygrać ligę. Wszystko jest w naszych nogach i głowach. Jeśli dopisze nam szczęścia i damy z siebie sto procent, awans będzie możliwy.

- W Garbarni w ciągu roku strzelił Pan trzy bramki, czyli o jedną więcej niż razem we wszystkich poprzednich klubach w ostatnich siedmiu sezonach.

- Nieźle jak na obrońcę, prawda? Chciałbym pomóc Garbarni w uzyskaniu awansu do drugiej ligi. Także w taki sposób.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski