Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marko Kolar (Wisła Kraków): Przykro mi, że Paweł Brożek odchodzi, bo tak naprawdę dopiero go poznawałem

Justyna Krupa
Marko Kolar podczas meczu Wisła Kraków - Lech Poznań
Marko Kolar podczas meczu Wisła Kraków - Lech Poznań Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
- To, co działo się w meczu z Lechem Poznań to było jak najlepszy film – przyznaje chorwacki napastnik Wisły, który też zagrał w nim swoją rolę, choć nie pierwszoplanową. Zaliczył debiut w podstawowym składzie „Białej Gwiazdy”.

Na ten moment Chorwat Marko Kolar czekał cały sezon. W meczu z Lechem Poznań dostał w końcu upragnioną szansę pokazania się od trenera Joana Carrillo. I to od razu – w pierwszym składzie, w starciu z pretendentem do mistrzostwa. Ten wieczór młody napastnik zapamięta na długo.

Wcześniej 23-latek notował tylko epizody, pojawiając się w samych końcówkach spotkań. W sumie do niedzielnego wieczoru Kolar miał na koncie mniej niż kwadrans spędzony na boiskach ekstraklasy. Tymczasem hiszpański szkoleniowiec postanowił rzucić Chorwata na głęboką wodę i wystawił go w pierwszej jedenastce pod nieobecność wykartkowanego Carlitosa. - Było to dla mnie nieco zaskakujące. Ale byłem na to gotowy. Może gdzieś w głębi oczekiwałem takiej szansy – przyznał Kolar.

Chorwat musiał unieść na swoich barkach też dodatkowy ciężar presji. Część kibiców liczyła przecież, że w swoim pożegnalnym meczu możliwość gry od pierwszych minut dostanie jednak Paweł Brożek. A tu zamiast doświadczonej legendy w podstawowym składzie wybiegł chorwacki żółtodziób. - To był trudny mecz, zwłaszcza ze względu na towarzyszące mu pożegnanie Pawła i Arka Głowackiego – nie ukrywał Kolar. - Byłem szczęśliwy, że w końcu udało mi się zagrać od początku, ale przede wszystkim cieszyłem się, że Pawłowi udało się strzelić tę bramkę w samej końcówce. To jest niesamowite, to było jak w najlepszym filmie, oczywiście ze szczęśliwym zakończeniem. Paweł i Arek to wielkie legendy tego klubu.

Przyznał, że przed spotkaniem dostał od 12 lat starszego Brożka kilka cennych rad. - Paweł dał mi swoje wsparcie. To był ważny moment dla niego, ale i dla mnie. Trzeba przyznać, że temu meczowi towarzyszyło wiele emocji.

Na początku te emocje spętały trochę Kolarowi nogi. Zaczął mecz nerwowo, faulując najpierw jednego, a potem drugiego obrońcę „Kolejorza”. - Chciałem im po prostu pokazać, gdzie przyjechali – skwitował ze śmiechem. – Początek był trudny, bo Lech nas naciskał i nie było zbyt wielu okazji, bym dostawał piłkę.

Chorwat nie mógł też odżałować dogodnej sytuacji bramkowej, w której znalazł się po dośrodkowaniu Nikoli Mitrovicia. - Gdyby tylko ta piłka spadała pięć centymetrów niżej… - kręcił głową. Na pewno występem z Lechem Kolar nikogo nie zachwycił, ale pokazał smykałkę do inteligentnej, kombinacyjnej gry. - Myślę, że dałem z siebie tyle, na ile było mnie stać na ten moment. Pokazałem, że potrafię wykonać dobrą pracę, tak mi się przynajmniej wydaje. Lubię grę kombinacyjną, po ziemi, tak byłem nauczony. Tak, by wymieniać podania z kolegami, a nie grać zbyt indywidualnie. Lubię pracować dla drużyny. Ale oczywiście potrzebuję rytmu meczowego, by grać lepiej – zaznacza.

Po spotkaniu Kolar wrzucił na swój instagramowy profil zdjęcie przedstawiające moment, gdy na boisko wchodzi za niego Brożek, by wystąpić w Wiśle po raz ostatni. – To są te momenty, w których przypominamy sobie, dlaczego gramy w piłkę – napisał Chorwat. - Przykro mi, że Paweł odchodzi, bo tak naprawdę dopiero go poznawałem – podkreślał.

Ta zmiana w meczu z Lechem była też symbolem zmiany pokoleniowej, jaka dokonuje się w obecnej Wiśle. Tak, jak Arkadiusza Głowackiego w obronie zastąpił młodszy o 15 lat Zoran Arsenić, tak zwalniające się miejsce w szeregu wiślackich napastników ma teraz zająć Kolar. - Mam nadzieję, że następny sezon będzie lepszy w moim wykonaniu. Pierwszy rok był tak naprawdę po to, by się w to wszystko tutaj wdrożyć, poznać ligę. Tak naprawdę wciąż jestem młodym zawodnikiem. Jeśli będę dostawał więcej szans gry, to z każdym meczem powinienem pokazywać więcej – przekonuje.

Wszystko wskazuje na to, że latem ubędzie Kolarowi też najważniejszy rywal do miejsca w składzie, czyli Carlos Lopez. - Mam nadzieję, że wszystko ułoży się jak najlepiej dla Carlitosa, ale też jak najlepiej dla mnie – uśmiecha się Chorwat. Nie oznacza to jednak, że teraz 23-latek stanie się automatycznie numerem jeden w wiślackim ataku, bo najpewniej krakowianie ściągną do drużyny jeszcze jednego napastnika. Jednak występ w starciu z Lechem utwierdził Kolara w przekonaniu, że trener w niego wierzy i warto czekać na kolejne szanse. - Chcę zostać w Wiśle. Nie myślę w tym momencie o żadnych wypożyczeniach czy opuszczaniu klubu – zaznaczył.

Sportowy24.pl w Małopolsce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski