Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maciej Stolarczyk: „Hejtem” się nie zajmuję. Na obawy kibiców chcę odpowiedzieć na boisku

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
– Znam Wisłę, ludzi, którzy tutaj są. Wiem, jaki duch panuje w tym klubie. Miałem też inne oferty w ostatnich latach, ale chciałem wejść w coś, w czym będę się dobrze czuł. Wisła mnie przekonała, choć oczywiście mam świadomość, że są w klubie problemy. Jest jednak również pozytywna energia, która pozwoli nam z nich wyjść – mówi trener Wisły Maciej Stolarczyk.

– Co Pan sobie pomyślał, gdy zadzwonił telefon z Wisły z propozycją pracy w Krakowie?
– Przede wszystkim pomyślałem, że warto wysłuchać, jak ta propozycja wygląda w szczegółach i jak widzą moją osobę w Wiśle.

– Od razu usłyszał Pan, że Wisła chce zatrudnić Pana w roli trenera?
– Tak, choć chciałem poznać szczegóły, bo z Pogonią Szczecin byłem mocno związany przez ostatnie lata i przed ewentualnym odejściem, chciałem być w pewny, że warto pójść pracować gdzie indziej. W Pogoni przeszedłem praktycznie wszystkie szczeble. Zaczynałem od pracy w grupach młodzieżowych, rezerwach, później jako asystent przy pierwszym zespole, przez moment nawet jako samodzielny trener. Skończyło się na funkcji dyrektora sportowego. Wiedziałem, jaki jest plan na budowę Pogoni i chciałem w tym uczestniczyć. Miałem tam wpływ na pierwszy zespół, na budowę akademii, generalnie funkcjonowanie klubu. Teraz, gdy zadzwonił jednak Daniel Gołda z Wisły, pomyślałem, że warto się spotkać. Poinformowałem o tej propozycji właściciela Pogoni, któremu powiedziałem, że jest to dla mnie interesująca propozycja. Zawsze mogłem liczyć na jego wsparcie i za to dziękuję prezesowi Pogoni.

– Można powiedzieć, że z dyrektorskiego fotela ciągnęło Pana bliżej boiska?
– Tak można to ująć, bo zawsze chciałem realizować się w roli trenera. Po tym, jak wysłuchałem, w jakim kierunku chce pójść Wisła, po dwóch długich rozmowach, zdecydowałem się przyjąć tę ofertę. Wiem, że tutaj chcą rozbudować akademię, chcą ściągać młodych, polskich zawodników. Ja będę przede wszystkim odpowiadał za pierwszy zespół, ale w te inne sprawy też będą chciał się oczywiście zaangażować. Podstawowym celem, na jakim teraz się koncentruję, jest jednak pierwszy mecz w lidze. Do tego się przygotowujemy.

– Wisła jest dzisiaj w trudnym momencie. Nie ma Pan w związku z tym obaw?
– To, że problemy są, nie jest dla nikogo tajemnicą, ale chcę pomóc właśnie z tego wyjść. Żeby to się stało, trzeba zbudować solidne fundamenty. Trzeba zbudować silną akademię. Jeśli ona jest prowadzona w odpowiedni sposób, to można później z tego korzystać. Wisła jest na polskim rynku mocną marką, klubem, który może przyciągać zdolnych chłopców. Teraz naszych zadaniem jest tak zorganizować struktury szkolenia, żeby młodzież miała pełną jasność jak wygląda droga do pierwszej drużyny.

– Fakt, że będzie Pan współpracował z byłymi kolegami z boiska miał wpływ na podjęcie decyzji o przyjęciu oferty Wisły?
– Na pewno ten pierwszy kontakt był łatwiejszy, ale kluczowy jest plan, jaki mamy zrealizować. Oczywiście, znam się z chłopakami od lat, to może nam pomóc we współpracy, ale też nie będziemy przecież wiecznie żyć przeszłością. Smakowaliśmy razem zwycięstw, trofeów i tym chcemy zaszczepić obecnych zawodników Wisły. Nie będziemy jednak cały czas mówić o tym, co było kiedyś. Trzeba patrzeć do przodu.

– Pewnie jednak to, że akurat Wisła, czyli klub, w którym spędził Pan najlepsze lata swojej piłkarskiej kariery, wyszedł z taką propozycją, miał dla Pana znaczenie?
– Oczywiście, że miał, bo znam Wisłę, ludzi którzy tutaj są. Wiem, jaki duch panuje w tym klubie. Miałem też inne oferty w ostatnich latach, ale chciałem wejść w coś, w czym będę się dobrze czuł. Wisła mnie przekonała, choć oczywiście mam świadomość, że są w klubie problemy. Jest jednak również pozytywna energia, która pozwoli nam z nich wyjść. Nie można wciąż mówić tylko o tym, że mamy problemy. Ja rozumiem, że one są w tym momencie, ale wierzę też, że nie jest to długotrwały stan.

– Pańskie zatrudnienie było zaskoczeniem. Część kibiców Wisły podchodzi do tego z obawą, są jednak i tacy, którzy w dość mocnych słowach wyrażają swoje opinie, choćby w mediach społecznościowych, czy na forach internetowych. W jaki sposób, chce Pan ich przekonać do siebie?
– „Hejt” w internecie jest integralną częścią tego, co robię. Z tym muszą się stykać piłkarze, trenerzy, czy dyrektorzy sportowi. Nic na to się nie poradzi. Generalnie jest tak, że w taki sposób swoje frustracje wylewają w sieci osoby anonimowe. Tym się po prostu nie zajmuję, bo nie mam na to najmniejszego wpływu. Jeśli natomiast mówimy o przekonaniu kibiców, którzy mogą mieć swoje obawy, to jedyną moją odpowiedzią może być to, co będzie działo się na boisku. Ja mogę tutaj opowiadać niestworzone historie, jak będziemy grali. Mogę mówić o systematach, taktyce itp. sprawach, ale to wszystko będą tylko słowa. Jeśli to wszystko nie przełoży się na boisko, to nie ma sensu w ogóle prowadzić tego typu dywagacji. Będę rozliczany z tego, co zespół pokaże w lidze. Liczyć się będzie tu i teraz. Zdaję sobie sprawę, że jeśli nie będzie zwycięstw, to nikt mojej pracy nie będzie oceniał pozytywnie. Chcę bronić się codzienną pracą i grą drużyny.

– Podczas premierowej konferencji prasowej nie chciał Pan mówić o systemie, w jakim będzie grała Wisła. Może jednak uchyli Pan rąbka tajemnicy i powie, jaka jest wizja futbolu Macieja Stolarczyka?
– Jestem na etapie poznawania drużyny, określania potencjału poszczególnych zawodników. W głowie już mam swój pomysł na ustawienie drużyny, ale za wcześnie mówić o szczegółach. Tym bardziej, że w dzisiejszym futbolu trzeba być elastycznym. Zespół powinien potrafić zagrać w różnej konfiguracji, w zależności od tego, jak prezentuje się przeciwnik. Piłka nożna jest trochę jak szachy. Przygotowanie fizyczne drużyn jest na porównywalnych poziomach, a decydują czasami niuanse, którymi uda się przechytrzyć rywala. Oczywiście nie będę koncentrował się na przeciwniku, jako elemencie nadrzędnym. Dla mnie najważniejszy będzie mój zespół i chciałbym, żeby on dominował na boisku. Chcę jednak dostosować system do tego, co będę miał w szatni. Chciałbym, żeby to był futbol efektowny, ale wszystko będzie determinować drużyna. To co dla mnie jest ważne, to żebyśmy każdy mecz grali intensywnie. Dlatego też stawiam teraz na takie treningi.

– Pracował Pan w swojej karierze trenera głównie w Pogoni, również w młodzieżowej reprezentacji Polski. Jakim szkoleniowcem jest Maciej Stolarczyk?
– Po pracy z młodzieżą, przez kilka miesięcy prowadziłem pierwszy zespół Pogoni, co nie skończyło się sukcesem. W tamtym czasie postawiłem mocniej na edukację. Skończyłem szkołę trenerów, również studia w Szczecinie. Najdłużej współpracowałem z trenerem Dariuszem Wdowczykiem. Myślę, że bardzo dobrze nam się ta współpraca układała. W zawodzie trenera ważne jest to, żeby cały czas nadążać za zmianami, bo to, co było dobre pół roku temu, nie musi być dobre już teraz. Staram się być na bieżąco nie tylko z samym futbolem, ale również wszystkimi elementami, które pomagają w dobrym prowadzeniu zespołu. Dieta, psychologia sportu, regeneracja po treningu – to wszystko są rzeczy, które mogą w kilku procentach wpływać na dyspozycję zawodnika, a później na końcowy sukces. Dzisiaj trener musi mieć wiedzę nie tylko na temat tego, co chce robić przez dwie godziny na treningu, ale musi wiedzieć również o wielu rzeczach, które otaczają futbol i są pomocne przy prowadzeniu drużyny. 

– Pewnie już zdążył się Pan zorientować, gdzie Wisła potrzebuje najszybciej uzupełnień składu?
– W środku pola, dlatego szukamy zawodników do pomocy. Mamy kilku kandydatów. W związku z tym, że w klubie doszło do zmian, pewne sprawy zostały wstrzymane, inne się toczą. Niedługo powinny przyjść pierwsze efekty.

– Temat przyjścia Rafała Augustyniaka z Miedzi Legnica ponoć został wstrzymany na dobre i piłkarz ten do Wisły nie trafi. Może Pan to potwierdzić?
– Na ten moment nie będziemy robić tego transferu.

– A jeśli chodzi o atak? Może odejść Carlos Lopez, nie wiadomo co ze Zdenkiem Ondraskiem?
– To wciąż są nasi zawodnicy, więc nie chcę na razie szerzej się na ten temat wypowiadać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że będziemy przygotowani na różne sytuacje, ale w tym momencie priorytetem jest uzupełnienie środa pola.

– Jest szansa, że na pierwszy mecz z Arką Gdynia kadra będzie już skompletowana?
– Będziemy gotowi na ten mecz, ale nie oznacza to, że zespół będzie kompletny i już zbudowany. W pięć tygodni takie rzeczy się nie dzieją. To wymaga czasu. Tak jak czasu wymaga, żeby piłkarze w pełni przyswoili sobie to, czego oczekuje od nich trener na boisku.

– A będzie Pan potrafił zarządzać kryzysami, bo gdy są opóźnienia w wypłatach, a tak obecnie w Wiśle jest, to czasami trudno egzekwować pewne rzeczy od zawodników?
– Moją rolą jest mobilizowanie piłkarzy do pracy. Jeśli chodzi o sprawy finansowe, są od tego inni ludzie w klubie. Mam oczywiście świadomość, że gdy są problemy w klubie, to głowy zawodników nie zawsze będą w pełni czyste. Moim zadaniem będzie przekonanie ich, żeby postarali się odłożyć na bok pewne sprawy i żeby skupili się na tym, co w przyszłości może być dla nich najważniejsze. Z problemami w klubach jest bowiem czasami tak, że są teraz, a za miesiąc, dwa ich już nie ma. Forma jednak pozostanie i jeśli ktoś teraz nie będzie ciężko pracował, to za dwa miesiące nie będzie w dobrej dyspozycji. Dlatego teraz najważniejsze są przygotowania do sezonu.

– Jak ma Pan zamiar poukładać sobie relacje z asystentami w sztabie?
– Każdy z ludzi, który w nim się znalazł, jest potrzebny. Wszyscy mają otwarte głowy, mówią mi o swoich sugestiach, co funkcjonuje dobrze, a co można poprawić. W tym sztabie są ludzie, którzy byli i są ważni dla klubu. Ja stawiam na ścisłą współpracę z nimi. Mamy tworzyć jeden team, który pomoże Wiśle osiągać dobre wyniki.

– A jak będzie z pańską komunikacją z zespołem, w którym są piłkarze z różnych krajów?
– Ostatnio wyliczyliśmy, że mamy w drużynie piłkarzy o dziewięciu narodowościach. Dla mnie to nie jest jednak żaden problem. To w dzisiejszej piłce jest normalne. Każdego traktuję tak samo i z każdym jestem w stanie się dogadać.

– Wisła to dla Pana największe wyzwanie do tej pory? Jeśli powiedzie się Panu w Krakowie, może Pan zacząć być odbierany w środowisku inaczej – już bardziej jako trener niż dyrektor sportowy.
– Jest to dla mnie wyzwanie. Zawsze chciałem usiąść na ławce trenerskiej, wziąć pełną odpowiedzialność za zespół. Podjąłem się teraz tego, mając konkretny plan. Oczywiście dostosowuję go do realiów, jakie panują w Wiśle. Mocno wierzę, że przy pomocy ludzi, których mam dookoła siebie, to wszystko nam się po prostu uda!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Maciej Stolarczyk: „Hejtem” się nie zajmuję. Na obawy kibiców chcę odpowiedzieć na boisku - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski