Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Isia wzięła w Krakowie ślub. Nam udzieliła ostatniego wywiadu jako "panna Radwańska"

Agnieszka Bialik, (krzyk)
Agnieszka Radwańska już z fryzurą przygotowaną na ślub
Agnieszka Radwańska już z fryzurą przygotowaną na ślub Andrzej Banas / Polska Press
W sobotę w Krakowie Agnieszka Radwańska powiedziała Dawidowi Celtowi sakramentalne "tak". Tuż przed ślubem i weselem, które odbyło się w Hotelu Dwór w Tomaszewicach z udziałem m.in. Andżeliki Kerber i Karoliny Woźniackiej, panna młoda udzieliła nam ekskluzywnego wywiadu. Opowiada w nim m.in. o książce, w której porusza wiele prywatnych spraw.

W książce o sobie zaznacza Pani, że jest trochę bardziej znaną sportsmenką, nie żadną gwiazdą…
Na pewno nie lubię słowa „gwiazda”. Jestem taką samą dziewczyną, jaką byłam, tyle, że zawodowo gram w tenisa i udało mi się wejść na światowy poziom. Nadal przebywam tu, na ziemi. Nigdzie nie odpłynęłam.

Pierwszą propozycję, by napisać książkę, dostała Pani w 2005 roku. Dwanaście lat trzeba było Panią namawiać?
Dostałam propozycję zaraz po wygraniu juniorskiego Wimbledonu. Nie sądziłam jednak wówczas, że 16-latka ma cokolwiek do powiedzenia. Taka książka nie miałaby sensu. Trzeba było poczekać, nabrać doświadczenia, zagrać w wielu turniejach, by napisać coś sensownego. Po 10 latach grania, bycia w czołowej dziesiątce wiele widziałam, wiele przeżyłam i to wszystko jest w książce.

„Jestem Isia” to wywiad rzeka, a nie książka biograficzna. Czy to świadomy wybór?
Jedno z drugim gdzieś się łączy, tematy były podobne. Myślę, że nie będzie to ostatnia moja książka. Mam nadzieję, że po kilku kolejnych latach grania będę miała o czym napisać. Wiele rzeczy nie zostało napisane, bo nie mogło być. Dużo ciekawych historii zna tylko kilka, może kilkanaście osób, a dobrze będzie podzielić się nimi w przyszłości. Kolejna książką będzie więc autobiograficzna i będę pisać w pierwszej osobie.

Napisała Pani, że aby wejść na szczyt, nie może być skrótów…

Absolutnie nie, na pewno nie w tenisie. Żeby wejść do światowej czołówki na korcie, trzeba poświęcić wiele lat. To miliony uderzeń z każdej strony - i to codziennie. To nie tak, że można sobie zrobić tydzień czy dwa przerwy, bo się nie chce, bo wakacje, czy inny powód. Nigdy nie zdarzyło mi się nie iść na trening, bo mi się nie chciało. Takich skrótów nigdy nie było w moim życiu, na to po prostu nie można sobie pozwolić. Każdy, kto jest zdeterminowany, osiągnie to, co chce.

Książka powstała dość szybko, od lutego tego roku. Ciężko było znaleźć na to czas?

Nie było łatwo o czas na spotkania z Arturem Rolakiem, autorem. Później kilka tygodni trwała redakcja książki. Ciągle coś poprawialiśmy, coś chciałam dopisać. Chciałam, by wszystko było zrozumiałe, by nie było niedomówień. Wybrałam ten rok, bo kontuzje, choroby sprawiły, że więcej przebywałam w domu. Wykorzystałam ten czas, by zrobić coś konkretnego, by napisać książkę.

Nie bała się Pani mówić o sprawach sercowych, intymnych. Które pytania były najtrudniejsze?

Odpowiadałam na każde pytanie. To nie był taki wywiad, jakiego udzielam po meczu, ale coś innego. Czytelników interesują różne kwestie, chciałam, by mnie poznali nie tylko od sportowej strony, ale też od tej prywatnej. W książce znalazły się rzeczy, których nie widać na korcie.

Mówi Pani, że absolutnie nie wolno w życiu rezygnować ze szkoły, a największym stresem w życiu była… matura.

Była strasznym stresem! Tym większym, że nie chciałam odpuszczać zbyt wielu turniejów, więc w ciągu tygodnia zdałam pięć egzaminów! To była duża dawka emocji i nerwów. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Na korcie też jest stres, ale to się nie przekłada na szkołę.

Niemal co sezon jest Pani wybierana przez kibiców z całego świata najbardziej lubianą tenisistką. Tymczasem w Polsce często spada na Panią nieuzasadniona krytyka, wylewa się fala hejtu. To takie polskie?
Niestety, tak bywa. W książce jest kilka zdań o tym, co myślę o tego typu „dziennikarstwie” czy o osobach, które tak postrzegają sportowca. Nie jest to miłe, że ocenia się człowieka po ostatnim meczu. Nie docenia się kogoś, kto pracuje na taki wynik przez wiele lat. Sportowiec to nie maszyna, można mieć w życiu gorszy czas. Wiele osób to rozumie, ale nie wszyscy.

Książka dopiero się ukazała, a niektórzy już pytają, na jaki język powinna zostać przetłumaczona. Może na chiński? Ma tam Pani wielu fanów.
Słyszałam różne podpowiedzi, ale to pytanie nie do mnie, bardziej do wydawnictwa. W Chinach zawsze dobrze mi się grało. Nie wiem dlaczego, ale bardzo dobrze czuję się na korcie centralnym w Pekinie. Faktycznie, jest tam smog jak w Krakowie. Do tego stopnia, że o godzinie 11 gra się przy światłach, bo panuje jakby… mgła. Jest biało, a trzeba grać, nie ma wyjścia.

Pisze Pani o swoim stosunku do pieniędzy. Nigdy nie szastała Pani nimi, pamiętając czasy, kiedy ich brakowało…
To się nie zmieniło. Nie szaleję na zakupach. Pamiętam czasy, kiedy nie było pieniędzy, gdy było bardzo trudno. Rodzice wszystko wydawali na tenis, na treningi, wyjazdy, turnieje. Na mnie i siostrę, więc wydatki były podwójne. Zawsze jest ryzyko i nie ma gwarancji, że dziecko odniesie sukces w sporcie, że się uda, że cokolwiek się zwróci. Moi rodzice podjęli to ryzyko i w moim przypadku to wyszło.

Myślała Pani kiedykolwiek o tym, by na czas kariery zawodowej osiąść np. w Monako?
Zawsze odrzucałam takie myśli. Lubię być u siebie, na „starych śmieciach”. Tutaj, w Polsce, czuję się jak w domu. Nie wyobrażam sobie, bym mogła się gdzieś wyprowadzić. Owszem, krążę ostatnio między Warszawą a Krakowem, bo w stolicy mam lepsze warunki do treningu. Kiedy mam tydzień wolnego między turniejami, to staram się wpaść do Krakowa. To jest mój dom.

Kilka lat temu dyskutowano o tym, czy powinna Pani już zakończyć treningi z tatą czy nie…

To zawsze jest bardzo trudna decyzja dla każdego z zawodników. To rodzice dają nam najlepszą opiekę, znają nas jak nikt inny. Gdzieś jednak kończy się pewien etap. Zwlekałam z tym trochę. Dużą rolę przy podjęciu tej decyzji odegrała moja siostra Urszula. Zawsze byłyśmy we dwie, wspierałyśmy się, tak jest do dziś. Było mi więc łatwiej. Jednak jest wiele osób, które takiej decyzji nie podjęło, a powinno.

Tytuł książki to „Jestem Isia”, ale w teamie jest Pani szefową. Groźną czy łagodną?

Szefowa to jest żartobliwie określenie. Mówią do mnie Isia, ale myślę, że gdybyśmy nie mieli dobrej relacji, to ci ludzi by ode mnie odchodzili. Skoro mam tyle osób w zespole od wielu lat, to jestem dobrą szefową.

Z czym kojarzy się Pani film „Kac Vegas”?

Rozumiem, że to podchwytliwe pytanie. No tak, to moja pierwsza randka z Dawidem (Celtem - przyp.). To było luźne, niedzielne popołudnie, fajna komedia.

Rozprawmy się z igrzyskami olimpijskimi w Pani wykonaniu. Nie wychodziły te starty, choć wielu widziało Panią z medalem na szyi…
Są co cztery lata, trudno później nadrobić ten czas. Na pewno nie były takie, jak sobie wymarzyłam. Nie wyszło, szybko mi się noga powinęła. Muszę z tym żyć. Mam nadzieję, że jeszcze jedne mnie czekają, w Tokio. Nie lubię wybiegać daleko w przyszłość, bo nie wiem, co czeka mnie za pół roku. Są jednak takie plany. Mam nadzieję, że zdrowie pozwoli. Jak nie uda się w Tokio, to i tak dla mnie następnych igrzysk już nie będzie.

Sportowy24.pl w Małopolsce

#TOPSportowy24

- SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Isia wzięła w Krakowie ślub. Nam udzieliła ostatniego wywiadu jako "panna Radwańska" - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski