MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spór o Jana Klatę czy o wizję narodowego teatru?

Wacław Krupiński
Jan Klata mówi, że chęć jego odwołania to sprawa polityki, a nie sztuki
Jan Klata mówi, że chęć jego odwołania to sprawa polityki, a nie sztuki fot. Andrzej Banaś
Kontrowersje. Nie mam nic przeciwko teatrowi Jana Klaty. Zastanawiam się jednak, czy miejscem manifestowania takiej wizji powinna być scena narodowa i czy w związku z tym zasadne było powierzenie twórcy tak radykalnemu jak Jan Klata dyrekcji „Starego”.

Jeszcze nowy rząd PiS-u nie przejął władzy, a już padł postulat odwołania Jana Klaty ze stanowiska dyrektora naczelnego Narodowego Starego Teatru. Co zrobi nowy minister kultury, prof. Piotr Gliński, nie wiem, wiem natomiast jedno: źle się stanie, jeśli Jan Klata zostanie odwołany z powodów ideologicznych. Jeśli - jak formułują to inspiratorzy listu otwartego - powodem odwołania będzie argument, że prowadzi antypatriotyczną działalność.

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEMAT DYREKTORA NARODOWEGO STAREGO TEATRU JANA KLATY

Bo co oznacza teatr patriotyczny w czasach, gdy termin patriotyzm zastał zawłaszczony przez jedną stronę sceny politycznej, nie potrafiącej się uwolnić od ksenofobii i braku tolerancji? Akurat w kwestii współczesnego patriotyzmu zdecydowanie bliżej mi do poglądów Jan Klaty, które wyraził w sierpniu w interesującym wywiadzie dla „Newsweeka” („Kibolski patriotyzm”).

Powiem więcej: nie po drodze mi ze Stanisławem Markowskim (i jego otoczeniem), który niegdyś ze swą grupą zakłócił spektakl „Do Damaszku”, a teraz jest inicjatorem listu otwartego w kwestii odwołania Jana Klaty. Widziałem i słyszałem, jak ta grupa zachowywała się podczas Nocy Poezji, zagłuszając na Rynku Głównym spektakl Jerzego Zonia i Bronisława Maja. Tym razem nie krzyczeli „Hańba”, a „Precz z komuną”, że nie będę cytował rozmaitych pogróżek.

Kultura czyli sfera wolności
Nie chcę wymiany dyrektorów teatrów czy innych instytucji kultury czynionych z pobudek ideolo i pod wpływem zmiany politycznych wektorów wiatrów. To groźne. To przeczy podstawowej idei sfery kultury, czyli wolności. Tak w zakresie światopoglądu, jak i artystycznych poszukiwań.

I żal mi aktorów, którzy zostaną, jak słyszę, poproszeni o podpisy pod tym listem otwartym. Nawet jeśli kompletnie nie po drodze im z Klatą, jeśli nie zgadzają się z jednostronną linią, jaką temu teatrowi narzucił, ze zniszczeniem tradycji tej sceny i uczynienia ze „Starego” teatru offowego, służącego tylko jednej teatralnej estetyce. Bo o pozostaniu czy odwołaniu - przepraszam za banał - powinny rozstrzygać kryteria inne niż polityczne. I nie listy otwarte przeciwników czy zwolenników, którzy już skrzyknęli się na Face-booku.

Problem Jana Klaty to skutek braku określenia, czym ma być scena narodowa i jakie ciążą na niej powinności, skoro ma wyjątkowy status i - dodajmy - wyjątkowe pieniądze. I czy w związku z tym każdą wizję teatru, także skrajną, można na niej realizować?

Sam omijam Stary Teatr od lat z daleka. Nie interesuje mnie taka estetyka, nie mam ochoty obcować z takim teatrem. Zobaczyłem ostatnio „Wroga ludu” Ibsena w reżyserii Klaty i tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to nie mój teatr. I, paradoksalnie, dlatego zabieram głos, bo chciałbym, by narodowy teatr, jeden z dwu takich w Polsce, był także moim. I jakże wielu nie tylko z mojego pokolenia, którzy oczekują w teatrze innego języka.

I żeby była jasność: nie mam nic przeciwko takim spektaklom. Zastanawiam się natomiast, czy miejscem manifestowania takiej wizji jest scena narodowa i czy w związku z tym zasadne było powierzenie twórcy tak radykalnemu jak Jan Klata dyrekcji sceny narodowej.

Odeszli twórcy i widzowie
To sprawiło, że „Stary” przestał być teatrem wybitnego reżysera Krystiana Lupy, aktorów tej miary co Anna Polony i Jerzy Trela, że przestali w nim grać Leszek Piskorz, Iwona Bielska, Tadeusz Huk, Agnieszka Mandat... I że wielu teatromanów przestało teatr ów odwiedzać.

Już w maju 2014 r. w artykule „Stary Teatr. Szczątki. Bilans szesnastu miesięcy dyrektora Jana Klaty” pisaliśmy o zarzutach, jakie wysuwały przeciwko dyrektorowi związki zawodowe, zarzucając mu m.in. „notoryczne łamanie postanowień Układu Zbiorowego”, „narażanie na szwank dobrego imienia Narodowego Starego Teatru”, „wprowadzanie atmosfery terroru i strachu”, mówiące o „dyskryminowaniu i represjonowaniu pracowników poprzez nieuzasadnione zmiany czasu oraz warunków pracy”.

Był i zarzut „traktowania firmy państwowej, dotowanej z pieniędzy podatników jak prywatnego folwarku”. Wtedy ministerstwo kultury milczało. Ale rozumiem, to z woli ówczesnych decydentów Klata objął dyrekcję.

Niewiele się zmieniło
Z tego, co nam wiadomo, niewiele się zmieniło. Mogłyby o tym opowiedzieć wiele osób, panie z działu obsługi widowni, aktorzy, także ci, którzy ostatnio się wycofali, jak Jerzy Święch, czy grający za nowej dyrekcji wiele ważnych ról Wiktor Loga-Skarczewski, ubiegłoroczny laureat Nagrody im. Leona Schillera.

Odeszli i inni, m.in. również ci, którzy wcześniej zwolnieni wygrali z teatrem proces w sądzie pracy.

To Krystian Lupa mówił o „niedopuszczalnym sposobie traktowania ludzi” i „dyktatorskim cyrku”, wskazując, iż Jan Klata nie nadaje się do kierowania zespołem z powodów osobowościowych. Można by do tego dodać nieumiejętność organizowania pracy i złe zarządzanie instytucją, o czym świadczyło odwołanie niemal w ostatniej chwili premiery spektaklu „Nie-boska komedia. Szczątki”, przygotowanej przez Olivera Frljića. Po serii niedorzecznych powodów swej decyzji ostatecznie dyr. Klata przyznał, że nie wiedział, co ten reżyser robi. To rzucenie rolami przez kilku aktorów nie było dla niego powodem, by się wcześniej zainteresować?! Już pomijam fakt, ile ten osobliwy eksperyment kosztował.

Ostatnio, jak słyszę, inny reżyser przerwał próby na miesiąc, a teraz aktorzy galopują z nimi, byle nadrobić stracony czas bez przesuwania daty premiery.

Potrzebna rzetelna analiza
I właśnie bilans, ujmujący całość funkcjonowania teatru, powinien wziąć pod uwagę nowy minister kultury dokonując rzetelnej i spokojnej analizy. Ale podstawowe jest pytanie o to, czym ma być scena narodowa. I czy może to być miejsce negowania tradycji i tak jednostronnie sprofilowane, co powoduje wykluczenie niemałej części teatromanów.

I to są kryteria do rozmowy za lub przeciwko Klacie, nie jakiekolwiek plebiscyty i listy. Zresztą Jan Klata świetnie czuje się w takiej mętnej wodzie i od początku rozgrywał ów nieszczęsny protest, który zakłócił spektakl „Do Damaszku” w kategoriach politycznych. I pewnie chętnie przystałby na status ofiary polityki. W teatrze, jaki uprawia, byłby to certyfikat mocno przydatny.

Powołanie Jana Klaty na dyrektora „Starego” zrodziło wiele emocji i znaków zapytania - także z powodu sposobu, w jaki to się stało. Byłoby wskazane, by teraz decyzję podjęto roztropnie, czego chciałbym się spodziewać po nowym ministrze, profesorze socjologii.

I jeszcze jedna uwaga: nie przekonują mnie argumenty Jana Klaty, który w sobotnim „Dzienniku” mówił o wysokiej frekwencji, o kilkudziesięciu nagrodach. Łatwo mieć taką frekwencję, gdy się wpuszcza widzów za wejściówki po kilka złotych, a nawet dwa! Jan Klata może sobie na to pozwolić, kilkunastumilionowa dotacja pozwala nie tylko na taką rozrzutność. A nagrody? Nawet jeśli było ich tyle (bo doliczyć się nie mogę) potwierdzają jedynie, że teatr, jaki uprawia Klata ma swoich zwolenników, co bynajmniej nie unieważnia pytania o istotę sceny narodowej.

[email protected]

Jan Klata - czyli za i przeciw

W minioną sobotę na łamach „Dziennika Polskiego” Jan Klata, dyrektor Narodowego Starego Teatru, mówił, iż „absurdem jest odwoływanie dyrektora po dwóch latach kadencji, którego teatr sprzedaje sto tysięcy biletów, aktorzy i spektakle zgarniają kilkadziesiąt nagród i gdzie frekwencja w październiku wyniosła 96 procent. Żadne racjonalne argumenty nie stoją za chęcią mojego odwołania”. To reakcja na petycję, którą chce do nowego ministra kultury, Piotra Glińskiego, złożyć grupa prawicowych działaczy pod wodzą Stanisława Markowskiego (tego samego, który w połowie zeszłego roku zorganizował protest w trakcie spektaklu „Do Damaszku” w reżyserii Klaty).

Gdy tylko ujawniono, że ma pojawić się taki dokument, w internecie pojawiła się kontrpetycja, która w tej chwili ma ponad 1,3 tys. podpisów.

Krytyk teatralny, Łukasz Maciejewski, przypominał na łamach „Dziennika Polskiego”, że Jan Klata, powołany jeszcze przez ministra kultury i dziedzictwa narodowego, Bogdana Zdrojewskiego (PO), ma jeszcze ponad 2 lata do końca swojego dyrektorskiego kontraktu. Co więcej, nie pojawiły się żadne formalne argumenty (takie jak np. złamanie prawa), które zgodnie z przepisami prawa pozwalałyby odwołać dyrektora ze stanowiska. To w praktyce oznacza, że zdjęcie obecnego dyrektora „Starego” może okazać sie bardzo trudne.

Przypomnijmy, że dyskusje wokół dyrektury Jana Klaty toczą się od połowy 2014 roku. W tym czasie ostre reakcje budziły m.in. styl rozstania z niektórymi aktorami oraz obrazoburcze próby do „Nie-Boskiej komedii”.

Łukasz Gazur

CZYTAJ WIĘCEJ NA TEMAT DYREKTORA NARODOWEGO STAREGO TEATRU JANA KLATY

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski