MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spocony z nerwów przed pierwszym biegiem

Redakcja
Fot. Topol
Fot. Topol
Rozmowa z JANUSZEM KOŁODZIEJEM, pochodzącym z Tarnowa zawodnikiem Unii Leszno, uczestnikiem DPŚ

Fot. Topol

- Trzeci z rzędu złoty medal nie przyszedł reprezentacji łatwo.

- Ale dzięki temu, że nie brakowało emocji i walki, zawody podobały się bardzo wielu osobom. I o to chyba chodziło, ale oczywiście najważniejszy jest rezultat, z którego bardzo się cieszymy. Przed zawodami słyszałem opinie, że będzie to najbardziej wyrównany puchar w historii. I tak było.

- Tuż po zawodach przyznał Pan, że wniósł do sukcesu najmniejszą cegiełkę.

- Moje punkty pokazały, że byłem najsłabszym ogniwem. Mimo to cieszę się, że uczestniczyłem w tym wszystkim. Kiedyś, gdy będę wspominał swoje historyczne osiągnięcia, to zwycięstwo na pewno przyjdzie mi do głowy, bo zostało zdobyte z moim udziałem. Radość jest tym większa, że zawody były naprawdę trudne.

- Dodał Pan, że z nerwów przed zawodami stracił na wadzę około kilograma.

- Każdy widział, jaki był początek zawodów do piątego biegu, czyli pierwszego z moim udziałem. Z powodu wielu przerwanych biegów czas oczekiwania się wydłużał, a mi bardzo zależało na dobrej jeździe. Dlatego mocno wszystko przeżywałem i wyjeżdżając do swojego biegu, byłem już nieźle spocony.

- W trzech pierwszy startach zdobył Pan tylko jeden punkt.

- Puchar zacząłem od upadku i musiałem zmienić motocykl na taki, który mi do końca nie pasował. Ponieważ było szybkie równanie toru, musiałem na nim jechać aż dwa wyścigi. W trzecim biegu pojechałem wreszcie na najlepszym, naprawionym sprzęcie, ale tor bardzo się zmienił i nie trafiłem z ustawieniami. W sumie spod taśmy wyszedłem nieźle, ale Jason Crump wjechał na moje pole i musiałem przymknąć gaz. Najważniejsza była końcówka zawodów i w niej zdobyłem ważne punkty.

- A może dopuściliście się grzechu zaniechania? Gdyby mechanicy przygotowali dwa takie same motocykle, nie byłoby problemu po upadku.

- Dużo serca wkładamy w przygotowanie siebie i motocykli, dlatego niedopatrzenia nie mają miejsca. Zresztą rywale nie śpią. Naprawdę bardzo się staramy, choć być może wiele osób tego nie docenia, ale ja mam czyste sumienie. Zresztą nawet w biegach, gdy przywoziłem po jednym punkcie, do końca walczyłem o lepszą lokatę.

- Razem z trenerem Markiem Cieślakiem podkreślaliście, że w pierwszych biegach zaskoczyła was nawierzchnia. To dziwne, że w Gorzowie nie pokierowano pracami tak, aby tor od początku był waszym atutem.

- No tak, można w ten sposób wywnioskować. Jednak pamiętajmy, że Australijczycy ścigali się tutaj w barażu, dlatego zebrali doświadczenie przy presji towarzyszącej zawodom. My mieliśmy trening, ale tor był troszkę inaczej przygotowany, tak samo jak tuż przed zawodami. Wszyscy na co dzień nie jeździmy w Gorzowie, więc nie znamy się z toromistrzami. Być może to też by nie wystarczyło, bo z doświadczenia wiem, że ciężko dwa razy zrobić taki sam tor. Podobnie jest z silnikami, bo choć przy dwóch wykonuje się identyczne czynności, zdarza się, że jednostki pracują inaczej.
- Momentem zwrotnym zawodów były punkty Tomasza Golloba w roli dżokera.

- Na pewno tak. Szybkie posunięcie trenera okazało się trafne i odrobiliśmy stratę do rywali. Przed gonitwą Tomka byliśmy niemal na straconej pozycji, a dzięki jego sześciu punktom rozpoczęliśmy zawody jakby od nowa. Tomek znów pokazał, że ma niesamowite wyczucie motocykla i toru.

- To nie jest udany sezon w Pana wykonaniu. Czy złoty medal może pomóc mentalnie w udanym finiszu?

- Sukces zawsze sprawia, że człowiek czuje się pewniej. Jednak trzeba uważać, bo znów mogą przydarzyć się zawody, w których spiszę się słabiej. Przede wszystkim cieszę się, że zdobyłem w tym roku drużynowe osiągnięcie. Być może po ostatnich zawodach stwierdzę, że sezon wcale nie był taki zły, skoro jest złoto.

- Krytycy twierdzą, że może szkodzić Panu zbijanie wagi lub powoli wyczerpuje się formuła współpracy z Krzysztofem Cegielskim w roli menedżera.

- Osoby, które najwięcej gadają, najmniej wiedzą. To wręcz mnie wkurza, bo gdy wszystko dobrze idzie, ci ludzie siedzą cicho. Zaś, gdy noga się powinie, biją brawo i spekulują, w czym tkwi problem. Ale niech sobie nadal mówią, a ja będę robił ciągle to samo. Z Krzyśkiem jesteśmy jak rodzina, w tym sezonie pod nazwą oficjalnej współpracy, ale blisko od wielu lat. Jego rady są bardzo pomocne, więc nie wyobrażam sobie jazdy na żużlu bez jego towarzystwa. To Krzysiek w zeszłym roku podrzucił mi pomysły ze zdrową żywnością i bieganiem. W tym roku mogę mieć do siebie pretensje, że trochę to poszło w odstawkę, ale jak się ma problemy ze sprzętem, więcej czasu trzeba spędzać w warsztacie. A co do zbijania wagi, to chcę powiedzieć, że w tym roku waga jest... wyższa (śmiech). Wszystko z powodu upadku w Lesznie, gdy przez długi czas nie byłem zdolny do normalnego cyklu przygotowań. Żeby ważyć niedużo, a przy tym dobrze się czuć, trzeba naprawdę sporo się napocić.

Rozmawiał ARTUR GAC

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski