MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Shoegaze

Redakcja
My Bloody Valentine – Fot. My Space
My Bloody Valentine – Fot. My Space
Gdyby zrobić konkurs na najśmieszniejszą nazwę muzycznego gatunku, na pewno zwycięzcą okazałby się „shoegaze” (lub „shoegazing”). Termin ten wymyślili brytyjscy dziennikarze z tygodników „New Musical Express” i „Melody Maker” dla określenia muzyki granej przez młode londyńskie zespoły na początku lat 90.

My Bloody Valentine – Fot. My Space

Nowe gatunki muzyczne

Wspólnym dla nich elementem było to, że tworzący je muzycy podczas występów na scenie stali nieruchomo wpatrzeni w... swe buty („shoegazing” czy „gapiący się na buty”). Co stało za takim niezwykłym zachowaniem? Otóż, tak naprawdę muzycy nie patrzyli się na swe buty, tylko skupiali uwagę na stopach dociskających gitarowe efekty („pedal effects”), dzięki którym uzyskiwali przesterowane brzmienie.

  Naczelnym wyznacznikiem shoegaze`u była bowiem potężna ściana hałaśliwego dźwięku – najczęściej uzyskiwana poprzez dwie przesterowane gitary rytmiczne. Wokal pełnił drugorzędną rolę, przeważnie był zatopiony w gitarowym zgiełku, traktowano go więc jako dodatkowy instrument – niosący zazwyczaj rozmarzoną melodię. Podkład rytmiczny tworzyły mechaniczne uderzenia basu i „żywych” bębnów, choć czasem te ostatnie były zastępowane automatem perkusyjnym.

  Prekursorów nurtu należy upatrywać w dwóch brytyjskich zespołach wyrastających z nurtu post-punk: Cocteau Twins i The Jesus & Mary Chain. Pierwszy z nich stworzył na swych płytach oryginalne brzmienie, łączące eteryczne wokalizy Elisabeth Frazer z rozmytymi pasażami gitar Robina Guthrie. Drugi – jako pierwszy zastosował maksymalnie przesterowane dźwięki, które niosły psychodeliczne melodie z lat 60. Inspiracje przyszły również z Ameryki. Duże znaczenie miały tu dokonania grup Sonic Youth i Dinosaur Jr, które podniosły gitarowy noise do rangi prawdziwej sztuki.

  Pierwszym zespołem, który wykorzystał te inspiracje by stworzyć nowe brzmienie, okazał się pochodzący z Dublina, ale działający w Londynie My Bloody Valentine. Liderem formacji był gitarzysta – Kevin Shields – który wypracował własny sposób gry, owocujący ostrym, jazgotliwym brzmieniem, podbitym metalicznymi pogłosami, sprawiającym wrażenie, że powstało ono w wyniku studyjnego nałożenia kilku warstw tego samego dźwięku. Opus magnum grupy okazał się wydany w 1991 roku album „Loveless” – dzisiaj uznawany za jedną z najważniejszych płyt w historii rocka. Mimo sukcesu zespół się rozpadł, aby powrócić znów na scenę w 2007 roku na fali renesansu mody na shoegaze.
Niezwykłe nagrania My Bloody Valentine zainspirowały szybko wielu młodych muzyków – w większości z Londynu. Ulubionym miejscem ich spotkań stał się klub „Syndrome” na Oksford Street, gdzie co środę odbywały się koncerty kolejnych grup: Slowdive, Ride, Lush, Chapterhouse i Moose. Ich składy były zazwyczaj płynne – często jeden muzyk grał w kilku zespołach. Gdy tylko dziennikarze z „New Musical Express” wywęszyli zjawisko, natychmiast ochrzcili je z typową dla siebie złośliwością terminem „The Scene That Celebrates Itself”, relacjonując poczynania tworzących je zespołów z manierą typową dla brukowców piszących o znanych gwiazdach. Choć członkowie sceny znienawidzili tygodnik za takie traktowanie, dzięki niemu muzyczny świat szybko zwrócił uwagę na nowe formacje. Z czasem irytujący termin został zastąpiony innym – „shoegaze” - choć i on nie był pozbawiony ironii.

  Shoegaze szybko zakończył swój żywot – pech chciał, że na początku lat 90. zadebiutowały w Anglii również zespoły Blur i Oasis, wywołując modę na britpop – znacznie bardziej komunikatywny i komercyjny gatunek.

  Drugie życie shoegaze rozpoczął pod koniec minionej dekady. Do tej zapomnianej estetyki powrócili najpierw muzycy tworzący post-rocka. Znaleźli bowiem w shoegaze`ie wiele podobieństw do tego, co sami grali – psychodeliczny klimat, skoncentrowanie na gitarowym brzmieniu, senne wokalizy, drugorzędne znaczenie tekstów, rozbicie formuły rockowej piosenki. I shoegaze wrócił do łask – tym razem jako... nu-gaze. Jego czołowymi przedstawicielami są dziś takie grupy, jak A Place To Bury Strangers (zagrali kilka tygodni temu na katowickim OFF Festivalu), Engineers, Asobi Seksu, The Pain Of Being Pure At Heart (też grali na OFF-ie, ale rok temu). Mało tego – shoegazem zainteresowali się także gitarzyści eksperymentujący z metalem. W ten sposób powstał kolejny klon gatunku – metalgaze (lub stargaze czy spacegaze). Muzykę taką możemy znaleźć na płytach grup Caspian, Eksi Ekso czy Nadja. Shoegazowe upodobanie do tworzenia monolitycznej ściany dźwięku odkryli także muzycy elektroniczni – świadectwem tego chociażby dokonania popularnego projektu The Field.

Paweł Gzyl

Posłuchaj shoegaze`u:

http://www.myspace.com/mybloodyvalentine

http://www.myspace.com/slowdivetribute

http://www.myspace.com/thebandcalledride

http://www.myspace.com/lush4ad

http://www.myspace.com/aplacetoburystrangers

http://www.myspace.com/caspiantheband

http://www.myspace.com/thefieldsthlm

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski