Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Serena Williams bywa chimeryczna, będę chciała to wykorzystać

Redakcja
ROZMOWA z krakowską tenisistką URSZULĄ RADWAŃSKĄ po jej zwycięstwie w pierwszej rundzie w turnieju na Wimbledonie

- Mona Barthel, pierwsza rywalka w olimpijskim turnieju na Wimbledonie, pokonana 6:4, 6:3!

- Trochę obawiałam się tego meczu, wiadomo, że Niemka jest wyżej notowana w rankingu i faktycznie miała sporo sukcesów w tym roku. Na dodatek to był mój pierwszy mecz w karierze przeciwko niej. Wiedziałam, czego się spodziewać jedynie po tym, co widziałam tutaj na treningach. Aczkolwiek w ostatnich turniejach pokazałam, że jestem w dobrej formie, więc wyszłam na kort skoncentrowana i wierzyłam, iż mogę wygrać.

- Co było kluczem do sukcesu?

- Przede wszystkim starałam się grać swój tenis, agresywnie, bo ona gra mocno, zdecydowanie. Starałam się, żeby nie weszła w uderzenie, dobrze returnowałam.

- Ma Pani za sobą sporo turniejów i podróży. Nie czuje się Pani zmęczona?

- Szczerze mówiąc, atmosfera tutaj jest tak fajna, że nie myślę o tym. Fakt, ostatnio dużo grałam, bo chciałam się załapać na igrzyska, grałam tydzień w tydzień. Później wypadł wyjazd do Stanów, bo nie wiedziałam, że tutaj się załapię. Ale teraz nie żałuję, że tak to wyszło. Osiągnęłam tam dwa ćwierćfinały, więc jestem z tego zadowolona. Dzięki temu mam ranking 44, choć wiadomo, że będę chciała być jeszcze wyżej.

- Dotarły do nas Pani odważne słowa zza oceanu, że nie obawia się już Pani zawodniczek, nawet z pierwszej "dwudziestki".

- To prawda, bo z meczu na mecz nabywam większej pewności siebie. Pokazałam to w Carlsbadzie, gdzie wygrałam z Hantuchovą. Chodzi właśnie o to, by wygrywać takie mecze i mam nadzieję, że teraz będzie ich coraz więcej.

- Do tej pory mówiło się, że potencjał tenisowy ma Pani porównywalny z siostrą, ale Pani nie osiągnęła na razie tyle co ona, bo Agnieszka ma mocniejszą psychikę...

- Ja w ogóle nie lubię porównań z Agnieszką. Idziemy inną drogą, ja gram zupełnie inny tenis. Mam swoją karierę. Wiadomo, że idę trochę wolniej, jeśli chodzi o ranking, bo Agnieszka szybko wskoczyła do pierwszej dziesiątki. Ale ja robię swoje, ostro trenuję i mam nadzieję, że znajdę się tam, gdzie Agnieszka.

- Teraz na Pani drodze stoi Serena Williams.

- Pewnie, że losowanie mogłam mieć lepsze. Aczkolwiek fajnie jest zagrać na korcie centralnym, więc nie narzekam.

- Ostatnio przyjemność grania z Sereną na korcie centralnym miała siostra. W finale Wimbledonu.

- Rzeczywiście (śmiech). Nie było mnie wtedy tutaj, ale oglądałam ten finał w telewizji, więc wiem, czego się spodziewać.

- Zauważyła Pani jakieś luki w grze Sereny, które teraz Pani wykorzysta?

- Wiadomo, że jej najsilniejszą bronią jest serwis. I trudno jest mieć na to wpływ, bo wiadomo, że bardzo mocno podaje piłkę. Pokazała to w finale z Agnieszką i wtedy w zasadzie nic się nie da zrobić. Ale z drugiej strony Serena jest chimeryczna - z jednej strony potrafi grać rewelacyjnie, a za chwilę popełnia mnóstwo błędów. To będzie zależało od niej.

- Od kiedy mieszkacie z siostrą poza wioską dla sportowców?
- Spałyśmy w niej tylko z wtorku na środę, a potem wróciłyśmy na krótko z uwagi na ceremonię otwarcia.

- Wszyscy tenisiści dostrzegają różnice pomiędzy tradycyjnym Wimbledonem a tym, co dzieje się tutaj w trakcie igrzysk.

- Rzeczywiście, teraz jest znacznie lepsza ochrona. Trochę to uciążliwe, bo ciągle sprawdzają nam akredytacje. Z drugiej strony w szatniach i w restauracji jest dużo mniej zawodników niż normalnie na turniejach Wielkiego Szlema, więc pod tym względem jest lepiej.

- Plastry na prawym ramieniu to profilaktyka, czy dzieje się coś złego?

- Od miesiąca bark boli z powodu przeciążeń. To głównie skutek tych turniejów, które grałam tydzień w tydzień. Biorę zabiegi i masaże, więc mam nadzieję, że to się trochę uspokoi.

- Od czasu, gdy wyleczyła Pani kontuzję kręgosłupa to chyba najbardziej intensywny okres...

- Tak, to z powodu igrzysk mam tak napięty grafik. Ale czuję się dobrze, nie mam żadnych kontuzji, więc dopóki nic się nie zmieni, będę cały czas grała.

- Teraz nawet pogoda jest nienormalna, od tygodnia nie padało w Londynie.

- To niesamowite, gdy tu przyleciałam, poczułam się jak w Kalifornii. Byłam w szoku! Mnie to odpowiada, że jest dużo słońca.

- Może należałoby przenieść tradycyjny Wimbledon z końca czerwca na koniec lipca...

- Może organizatorzy o tym pomyślą. (śmiech)

- Pamięta jeszcze Pani , kiedy ostatni raz była w Krakowie?

- Tydzień temu! Ale fakt, że wpadłam dosłownie na pięć godzin - przyleciałam rano, przepakowałam się i po południu wyleciałam do Londynu na igrzyska. Zabrałam rzeczy olimpijskie i znów w drogę. Nawet nie zdążyłam się nacieszyć domem.

- A jakie plany na pozostałą część sezonu, niezależnie od wyników na igrzyskach?

- Prosto z Londynu lecę do Kanady, gdzie zagram w Montrealu. Potem jest Cinncinati, Dallas, no i US Open. A potem jeszcze nie wiem, ale pewnie Azja.

- I na koniec sezonu miejsce w pierwszej trzydziestce.

- Mam nadzieję, że tak będzie.

Rozmawiał w Londynie KRZYSZTOF KAWA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski