MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Samotność Orbána

Jan Maria Rokita
Luksus własnego zdania. Spodziewaliśmy się kolejnego zwycięstwa wyborczego Viktora Orbána. Ale zdobycie przez niego po raz drugi z rzędu dwóch trzecich mandatów w parlamencie na świecie podziałało jak grom z jasnego nieba.

Dla zachodniej lewicy i liberałów Orbán pozostaje żywym wcieleniem diabła, ucieleśniającym to, czego współczesna lewica boi się najbardziej: alians konserwatywnego światopoglądu z polityką, uznającą bezwzględny prymat narodowego interesu. Dla wielkiego biznesu i tzw. rynków – jest wyjątkowo bezczelnym przywódcą słabego i mało znaczącego kraju, który pomimo to ośmiela się bez skrępowania przeciwstawiać interesom międzynarodowych koncernów, dając zły przykład innym, mogącym go także zechcieć naśladować.

Ale co ciekawe – Orbán traktowany jest także jako groźny wróg przez rosnącą w siłę w Europie nacjonalistyczną prawicę. Nie tylko bowiem odbiera jej potencjalny „patriotyczny” elektorat, ale na dodatek ośmiela się temu elektoratowi zachwalać zalety przynależności do Unii Europejskiej. Sam Orban uznał właśnie kolejne wyraźne zwycięstwo swojego Fideszu nad nacjonalistycznym Jobbikiem za dowód, iż „Węgry mówią nie dla nienawiści i opuszczenia Unii”. A dla paneuropejskiego nacjonalistycznego frontu obalenie Unii Europejskiej jest dziś absolutnie zadaniem numer jeden.

Viktor Orbán nie ma politycznych przyjaciół. Oczywiście, poza Węgrami i do pewnego stopnia – Polską. Jego polityczna samotność i nieustannie powracające fale zorganizowanej nienawiści wobec Węgier czynią jego politykę o wiele trudniejszą. W przeciwieństwie choćby do Tuska, autorytet międzynarodowy Orbana jest żaden, z góry zatem nie może on liczyć na jakikolwiek międzynarodowy sukces. Kto wie, czy jeszcze większą trudnością i ryzykiem nie są ustawicznie podejmowane próby izolowania Węgier i ich premiera w świecie wielkiego biznesu.

Nie jest przypadkiem, że gazety reprezentujące interesy tzw. rynków, atakują teraz Orbana – po jego kolejnej wiktorii – ze szczególną zawziętością. ,,Wall Street Journal” tytułuje swój komentarz o węgierskich wyborach: „Reakcyjny zwrot na Węgrzech”, a ,,Financial Times” otwarcie domaga się od Unii, aby – to tekst zaiste niesłychany – „przejęła na Węgrzech kierowniczą rolę, skoro Orban w swoim kraju pozostaje poza kontrolą”.

To, że w tak nieprzyjaznych warunkach węgierskiemu premierowi udało się uratować kraj przed realną perspektywą bankructwa w 2010 roku, zaprowadzić przy tym niskie podatki i utrzymać niezły poziom inwestycji zagranicznych, jest faktycznie politycznym majstersztykiem. Ale samotność Orbána na Zachodzie ma oczywiście swoją cenę. Budapeszt, politycznie osaczony przez ostatnie cztery lata, próbuje szukać – całkiem na własny rachunek – politycznych, a zwłaszcza gospodarczych więzi z Pekinem i z Moskwą.

W dzisiejszych węgierskich warunkach jest to naturalny rezultat wiary w bezwzględny prymat interesu narodowego. Wiary, którą Orbán nie tylko wyznaje, ale którą także świadomie obudził we własnym narodzie. Tyle tylko, że w ten sposób Węgry stają się dla Polski – rzec by tak można – sojusznikiem mało przydatnym, pomimo znanego i bardzo emocjonalnego polonofilstwa samego Orbána , jak i jego kluczowych współpracowników.

Ale kolejne zwycięstwo Orbána unaocznia także, jak fałszywym i groźnym przesądem współczesności jest przekonanie, że władza podejmująca się wielkich reform jest z góry skazana na równie wielką wyborczą klęskę. W ciągu czterech lat Fidesz przewrócił Węgry z głowy na nogi i… znowu wygrał. Można zatem przeprowadzać wielkie zmiany także w czasach panowania tabloidów i pop-polityki. Przypadek Orbána powinien być więc wyrzutem na sumieniu premiera Tuska i wielu innych europejskich przywódców, żyjących w permanentnym strachu przed swoimi wyborcami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski