MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Samotnie i bez prądu pod Leskowcem

Redakcja
KOZINIEC. - Raz w życiu się przestraszyłem - mówi Mieczysław Paździora. - To było z dziesięć lat temu, kiedy zachorowałem. Czołgałem się wtedy do wsi na czworakach kilka godzin - wspomina mężczyzna, który pod beskidzkim Leskowca żyje samotnie.

Mieczysław Paździora Fot. Robert Szkutnik

Koziniec powstał w 1540 r. Lustracja starostwa zatorskiego z 1564 r. określa go jako niedawno założoną wieś "villa nova Koziniecz, w tej wsi osadźca Wacław szołtys, w której jest osadzono ludzi 3, a szołtys czwarty". Do pierwszego rozbioru wieś należała do królewszczyzny zatorskiej, później do Duninów i Potockich, a do 1945 r. do dóbr żywieckich Habsburgów.

Elektryczność zawitała do Kozińca w 1960 r., a drogę asfaltową zbudowano dopiero szesnaście lat później. Jednak przodkowie naszego bohatera tak naprawdę nigdy we wsi nie mieszkali, od razu osiedlili się w górskim przysiółku.

Praprapradziadowie Mieczysława Paździory osiedli w połowie górskiego zbocza Magurki Ponikiewskiej, niedaleko grupy skał Kamień, w miejscu określanym przez okoliczną ludność "Na dolinie" albo "U gorola"około pięciuset lat temu.

- Pierwszym był leśniczy Sas, a potem było pokolenie Mosorów - mówi Paździora. Wykarczowali teren, z którego jeszcze dziś pod uprawy nadają się ponad cztery hektary. W okresie międzywojennym były tu dwa gospodarstwa, a wcześniej trzy.

Jednak od lat 30. ubiegłego wieku jedyny tam położony dom zamieszkiwała tylko rodzina Paździorów: Franciszek i Anna oraz ich dzieci: Franka, Gienka, Józek, Mietek. Starzy Paździorowie zmarli, a dzieci rozeszły się po świecie. Na miejscu pozostał tylko Mieczysław. Nie ożenił się, a jego rodzeństwo, prócz jednej siostry, też już nie żyje.

- Urodziłem się w 1939 r. - mówi Mieczysław Paździora. - Tu w górach. Przyszła ze wsi babka akuszerka Potoczny - opowiada. Przeżył okupację i doświadczył strachu, kiedy wycofujący się Niemcy zajęli ich dom. Dalej, jak mówi, życie wiódł jak każdy. Skończył szkołę, odsłużył wojsko i poszedł do pracy. Nie było mu lekko. Pracował przy rozładunku wagonów, w zakładach bawełnianych w Andrychowie, a także w jednej ze śląskich kopalń. Wreszcie wrócił na stare śmieci. Bo tu jest najlepsza woda i powietrze, przesycone zapachem lasu. Tylko czasem tęskno do ludzi.

- Mieszkał tu niedaleko pustelnik, tośmy czasem pogwarzyli, ale zmarł - mówi ze smutkiem Paździora.

Dodaje, że teraz przeważnie raz na tydzień odwiedzają go sąsiedzi z dołu, żeby podrzucić mu coś do jedzenia i sprawdzić, czy "jeszcze żyje". Jednym z nich jest Mirosław Wróbel.

- Co zrobić, on się przeprowadzić nie chce? Zresztą starych drzew się nie przesadza - mówi filozoficznie.

Robert Szkutnik

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski