Poznaliśmy ich dzięki telewizji - MashMish Fot. Universal Music Poland
- Warto było wziąć udział w "Must Be the Music"?
G.B.: - To była niezwykła możliwość pokazania się szerokiej publiczności. Oczywiście teraz można się prezentować również w internecie i właściwie od tego zaczynaliśmy, robiąc filmiki na You-Tube, ale prawda jest taka, że telewizja cały czas ma bardzo dużą moc.
- Adam Sztaba nazwał Was "największym objawieniem drugiej edycji" programu. Co go tak zachwyciło?
G.B.: - Sami się nad tym zastanawialiśmy [śmiech]. Niedawno napisał nam swoją opinię. Okazało się, że oczarowaliśmy go od pierwszych dźwięków, podobały mu się kom- pozycje, gra Marcina, mój wokal oraz ogólnie oryginalne brzmienie.
- To dzięki finałowi "Must Be the Music" podpisaliście kontrakt z Universalem?
G.B.: - To nie było takie proste. Odezwało się do nas kilku wydawców, ale trochę trwało, zanim zdecydowaliśmy się na Universal. Dopiero kilka miesięcy po programie podpisaliśmy kontrakt i zaczęliśmy prace nad płytą.
- Jak w ogóle trafiliście na siebie?
M.K.: - Poznaliśmy się przez wspólną znajomą i nauczycielkę śpiewu. Gosia dostała od niej namiary na kilku aranżerów, ponieważ poszukiwała kogoś, kto ładnie "opakuje" piosenki, które pisała z koleżanką. Traf chciał, że zadzwoniła akurat do mnie. Po kilku próbach okazało się, że bardzo dobrze nam się razem pracuje, i postanowiliśmy stworzyć coś wspólnie.
G.B.: - Dajemy sobie dużo wolności. Nie działamy na wyłączność i chyba dlatego tak dobrze nam się razem tworzy.
- Połączyły Was wspólne fascynacje muzyczne?
M.K.: - Początkowo każde z nas podążało własnymi ścieżkami. Ja interesowałem się bardziej muzyką klasyczną i rockowymi brzmieniami, a Gosia raczej soulem i R&B. Połączyła nas fascynacja muzyką filmową. Jesteśmy jednak otwarci na różne gatunki muzyczne, więc szybko znaleźliśmy wspólny obszar porozumienia i postanowiliśmy robić ambitny pop, coś, czego brakuje nam na polskim rynku muzycznym. Najbardziej spodobało mi się w Gosi to, że jej osobowość nie była przytłoczona edukacją muzyczną. Niektóre wokalistki po szkołach lub studiach muzycznych są często zamknięte na eksperymenty.
- A Ty nie masz wykształcenia muzycznego?
M.K.: - Rzuciłem Akademię Muzyczną w Warszawie po dwóch latach. W momencie gdy skończył się mój ulubiony przedmiot (improwizacja fortepianowa), postanowiłem podążać własną ścieżką i skupić się na tworzeniu, a nie odtwarzaniu muzyki. I nie żałuję. Ale to oczywiście kwestia indywidualnych predyspozycji, potrzeb i decyzji życiowych.
- Dlaczego nie powołaliście do życia całego zespołu, tylko postanowiliście działać jako duet?
G.B.: - Dwojgu łatwiej jest się dogadać. Oboje jesteśmy tak silnymi indywidualnościami, że czasem się kłócimy. Ale konstruktywnie [śmiech].
M.K.: - Takie spięcia są naturalne i niekiedy nawet potrzebne. Za każdym razem dochodzimy jednak do konsensusu. Zdarza nam się również, i to nierzdako, wpadać na pewne rozwiązania wspólnie. Bywa, że od razu rozumiemy się bez słów.
- Na swojej płycie pozostajecie w formule klasycznej piosenki.
G.B.: -To chyba wynika z tego, że na piosenkach właśnie się wychowaliśmy. Teraz modne są utwory bez melodii, bardziej skoncentrowane na rytmie. My jesteśmy jednak tradycjonalistami. Niewykluczone jednak, że kiedyś zde- cydujemy się poeksperymen-tować.
M.K.: - Forma piosenki jest pochodną form obecnych w muzyce klasycznej od kilkuset lat. Tak naprawdę nic innego nie sprawdziło się lepiej. Najważniejsza jest dla nas oryginalność w warstwie harmonicznej czy aranżacyjnej, ale niczego nie robimy na siłę. Wszystko musi wynikać naturalnie i służyć przekazywaniu konkretnych emocji.
- Ważnym elementem Waszych piosenek są bogate aranżacje. Wspólnie nad nimi pracujecie?
M.K.: - Pierwsze pomysły najczęściej pochodzą ode mnie. Potem zawsze Gosia dorzuca coś od siebie, bo ma świeże spojrzenie. Na końcu znowu ja staram się dopracować całość, już bardziej od strony produkcyjnej.
- Skąd pomysł, aby na płycie znalazły się piosenki po polsku, angielsku i... hiszpańsku?
G.B.: - Studiowałam filologię angielską, więc ten język jest mi bardzo bliski. Z dużą łatwością piszę i śpiewam po angielsku. Jeśli chodzi o hiszpański, to mam sporo znajomych Hiszpanów i Latynosów i kiedyś intensywnie uczyłam się tego języka. Ma w sobie jakąś pasję i tajemniczość i obok angielskiego, który jest bardzo melodyjny, jest wspaniałym językiem do śpiewania.
- I na koniec trochę prywatności: jesteście parą?
G.B.: Nie!
M.K.: - To byłby chyba koniec zespołu [śmiech]. Nie można przecież być ze sobą razem przez całą dobę. Jesteśmy przyjaciółmi - i partnerami w tworzeniu muzyki.
Rozmawiał Paweł Gzyl
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?