MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rosyjska własność na polskiej ziemi. Spadek po ZSRR i PRL

Anita Czupryn
Ambasada Federacji Rosyjskiej to okazały gmach przy ul. Belwederskiej
Ambasada Federacji Rosyjskiej to okazały gmach przy ul. Belwederskiej Piotr Smoliński
Historia. Sowieckie wojska opuściły Polskę przed dwiema dekadami. Teoretycznie na terenie naszego kraju nie ma już stref kontrolowanych przez Rosję. Tylko teoretycznie. Spadek po Sowietach wciąż daje Federacji Rosyjskiej prawo dysponowania pewnymi budynkami w miastach.

Wczoraj minęły 23 lata od momentu, kiedy Polskę zaczęły opuszczać rosyjskie wojska. Ich wycofywanie rozpoczęło się w 1991 r. od Bornego Sulinowa, skąd wyjechała brygada rakiet operacyjno-taktycznych.

Przez następne dwa lata Rosjanie wychodzili z Legnicy, a Polacy na nowo zajęli się zagospodarowywaniem przejętego po jednostkach Armii Radzieckiej mienia.

Podobnie było z lotniskiem Kluczewo (dziś teren ten należy do Stargardu Szczecińskiego), które - o czym mało kto wie - Armia Czerwona przejęła zaraz po wojnie, organizując tam jedną z największych baz wojskowych w zachodniej Polsce. Ostatnie jednostki Federacji Rosyjskiej opuściły lotnisko 13 października 1992 r., pozostawiając 609 hektarów z 39 lotniczymi hangarami.

Jak się szybko okazało, rosyjska baza paliwowa, która znajdowała się na terenie lotniska, doszczętnie zanieczyściła glebę i wody podziemne, stanowiąc zagrożenie dla ekosystemu jeziora Miedwie (piątego co do wielkości w Polsce). Działania rekultywacyjne - by przywrócić równowagę ekologiczną - prowadzono od 1996 do 2004 r.

Eksterytorialne strefy

Są jednak miejsca i miasta, w których równowagi nie odzyskano do dziś. I bynajmniej nie chodzi tu o równowagę ekologiczną - raczej ekonomiczną. W 2014 r. pod rosyjską kontrolą wciąż pozostaje nieproporcjonalnie wiele obiektów na terenie Polski. I coraz trudniej znaleźć uzasadnienie, dlaczego.

Choć w Polsce rosyjskich wojsk już nie ma, a tereny i budynki przejęły gminy, wciąż jeszcze są takie miejsca, o których niewiele wiadomo, bo znajdują się w rosyjskich rękach.

Mowa o działkach i nieruchomościach położonych w centrum Warszawy - tych po sowieckich dyplomatach i funkcjonariuszach służb specjalnych. Narosło wokół nich wiele tajemnic i szpiegowskich mitów.

Znajdują się w bardzo atrakcyjnych miejscach stolicy i warte są miliony. Polska każdego roku ponosi straty finansowe, również idące w miliony złotych, tylko z tego powodu, że nie może ich odzyskać z rąk Rosjan. Oni zaś nie płacą za dzierżawę.

Rosjanie w delegacji...

Jedną z takich nieruchomości jest komplet budynków po rosyjskich dyplomatach, ich rodzinach i Rosjanach bywających w Polsce "w delegacji". Znajduje się przy ul. Sobieskiego 100 w Warszawie.

Wszystko przez umowę o przedstawicielstwach dyplomatycznych i przedstawicielstwach handlowych, podpisaną przez Edwarda Gierka w latach 70. XX wieku. Związek Radziecki otrzymał na jej mocy kilkanaście działek w Warszawie. Polska, zgodnie z tą samą umową, otrzymała tylko jedną działkę w Moskwie - do dziś mieści się na niej polska ambasada.

Chociaż, jak kilka miesięcy temu opowiadał Stanisław Ciosek, ambasador Polski w Rosji w latach 1986-1996, który wystąpił w reportażu programu "Czarno na białym", po upadku ZSRR była okazja, aby "urwać" Rosjanom trochę terenów w Moskwie. Rosjanie proponowali mu, aby wybierał obiekty, jakie mu się podobają.
- Wówczas, na początku lat 90., Polska mogła zdobyć jakiś kawałek Moskwy, gdyż był to czas regulowania sytuacji własnościowej - opowiadał były ambasador. Jednak nowe, demokratyczne władze Polski zrezygnowały z tej możliwości. Niestety, zaniechano również odzyskania niektórych budynków w Warszawie.

"Zona KaGieBe"

Przy ul. Sobieskiego 100, za szerokim murem od ulicy i metalowym płotem od strony parku, znajduje się okazałe osiedle, dziś kompletnie zrujnowane, a jednak dla polskich obywateli niedostępne.

Luksusowe osiedle z blokami o wysokości od 3 do 10 pięter powstało na początku lat 80. XX wieku. Rosjanie nazwali je "Rosijskij żiłoj dom". Mieszkańcy Warszawy szybko ochrzcili je nazwą "Szpiegowo", a często mówiono o nim też jako "Zona KaGieBe". Jego powierzchnia liczy aż sześć tysięcy metrów kwadratowych! Był to zamknięty i dobrze strzeżony teren, odcięty od miasta i praktycznie samowystarczalny. Znajdowały się tam restauracja, sauny, a nawet kino w ekskluzywnych
podziemiach.

Oficjalnie rosyjscy dyplomaci opuścili osiedle w połowie lat 90. XX wieku. Nieruchomość stała się przedmiotem dyplomatycznego sporu.

O tym rzekomo opuszczonym osiedlu do dzisiaj krążą legendy, a zwłaszcza o tajemniczym Klubie 100, który miał tam działać dla pracowników ambasady i innych osób - biznesmenów wyłącznie z rosyjskimi paszportami.

Ponoć to jedyne miejsce w Warszawie, gdzie dosłownie za grosze można było się napić wódki czy piwa, pograć w bilard czy piłkarzyki i obejrzeć rozbierające się piękne dziewczyny. Podobno klub istniał od co najmniej lat 90., a założyć go mieli znani swego czasu przestępcy, tworzący grupę zrzeszającą się w Klubie Płatnych Zabójców. Inne informacje wskazują na to, że klub miał rozpocząć działalność w 2005 r.

Kilka lat temu na teren nieruchomości przy Sobieskiego próbowali wejść urzędnicy z Urzędu Miasta Warszawy - chcieli przejąć budynek za niepłaconą dzierżawę (w tej chwili chodzi już o miliony złotych). Bezskutecznie.

To, czego nie udało się urzędnikom w majestacie prawa, zrobili członkowie grupy miejskich eksplorerów, których pasją jest zwiedzanie opuszczonych budynków.

Nieruchomość przy Sobieskiego 100 to była dla nich największa gratka. Jak opowiadał Marek Słodkowski z grupy Urbex, która swoje wejście sfilmowała i udostępniła na YouTube, w środku zobaczyli zupełnie puste pomieszczenia, zrujnowane pokoje z połamanymi sprzętami, ale też takie, które wyglądały, jakby ktoś wyszedł na chwilę i zapomniał zamknąć drzwi.

Poza kontrolą Polski

- Nie ma wątpliwości, że tego typu obiekty, które znajdują się na terenie Polski, a nie są de facto pod kontrolą naszych władz, których przeznaczenie jest niejasne, dzieje się wokół nich coś dziwnego, są z oczywistych powodów przedmiotem zainteresowania Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego - mówi Vincent V. Severski, były oficer wywiadu, dziś autor szpiegowskich powieści.

- ABW musi się przyglądać temu, czy nie toczy się tam jakaś działalność sprzeczna z prawem lub naszymi interesami. A już na pierwszy rzut oka widać, na moje oko i mojego szpiegowskiego nosa - coś tam dziwnie pachnie - dodaje.

Ale zwykle tam, gdzie chodzi o Rosjan, o ich służby specjalne, od razu rodzą się domysły. - Prawda jest najczęściej prozaiczna. Obecnie nie trzeba mieć wielopiętrowego bloku w centrum miasta, by zrealizować szpiegowskie zadania - śmieje się były oficer wywiadu.

Prawem kaduka?

Federacja Rosyjska, co pokazały już minione dekady, nie zamierza negocjować w sprawie tych nieruchomości, które rozmieszczone są w najważniejszych miejscach stolicy.

Chodzi o kilka nieruchomości - o łącznej powierzchni 24 tysięcy metrów kwadratowych- których stan prawny nie jest nadal uregulowany. Położone są w strategicznych dla nas miejscach. Znajdują się w sąsiedztwie albo niedalekiej odległości od siedzib ważnych państwowych instytucji: Ministerstwa Obrony Narodowej, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów - przy alei Szucha. Tylko ściana oddziela je od siedziby nuncjatury apostolskiej, są niedaleko Ministerstw Spraw Zagranicznych, Edukacji Narodowej, a także Trybunału Konstytucyjnego.

I tak, przy ul. Kieleckiej mieści się budynek rosyjskiej szkoły średniej - kilkaset metrów dalej Sztab Generalny Wojska Polskiego. Z okien rosyjskiej ambasady doskonale widać polskie Ministerstwo Obrony Narodowej. Prócz pustostanu przy Sobieskiego Rosjanie mają jeszcze budynek przy ul. Bobrowieckiej. No i na nich zarabiają, jak na przykład na nieruchomości przy al. Szucha 8, gdzie wynajmują biura prywatnym firmom.

Sprawdziła to zresztą kilka miesięcy temu reporterka TVN Katarzyna Górniak i pokazała w reportażu "Tajemnicze rosyjskie nieruchomości w Warszawie"- nie miała problemu, żeby wynająć biuro po 65 zł za metr kwadratowy. Tylko roczny zysk z wynajmu, jaki wpada z tego tytułu do kieszeni Rosjan, to 3 mln zł.

Eksperci od spraw wywiadu i bezpieczeństwa wielokrotnie alarmowali, że warszawskie obiekty znajdujące się w rękach Rosjan mogą służyć działalności elektronicznego wywiadu.

- Bazujemy tu na dawnych zimnowojennych historiach czy też opisanych w dziejach szpiegostwa operacjach, w których znaczenie miały kable, podsłuchy, podkopy - mówi Vincent V. Severski.

Dzisiaj są lepsze metody, żeby się zabezpieczyć przed tego typu działaniem. - Teraz szpieg podłącza się cyfrowo, stąd ważne jest odpowiednie zabezpieczenie sieci internetowej. Bliskość fizyczna z budynkami, w których znajdują się ważne urzędy, to trzeciorzędna sprawa - uważa były oficer wywiadu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski