Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Myślenice. Bilal bez wątpienia jest Arabem. I bez wątpienia polskim patriotą

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Bilal Qashou
Bilal Qashou Katarzyna Hołuj
Bilal Qashou do Myślenic przyjechał za swoją miłością. Od 25 lat mieszka w Polsce, a od 15 ma polskie obywatelstwo. Pochodzi z regionu, który od lat jest okupowany. Boli go, kiedy słyszy, że każdy Arab to terrorysta lub „Europa będzie biała albo bezludna”.

Początkowo miała to być rozmowa o przygotowaniach do Bożego Narodzenia i o tym, jak świętuje je Bilal Qashou, Palestyńczyk urodzony na Zachodnim Brzegu Jordanu, który przybył nad Rabę i stał się Polakiem.

Okazało się, że przed nami inna ważna data, spotkaliśmy się bowiem w przeddzień Międzynarodowego Dnia Solidarności z Narodem Palestyńskim. Ustanowiony przez ONZ przypada 29 listopada, w rocznicę przyjęcia rezolucji z 1947 roku o podziale Palestyny.To dzień ważny dla każdego, kto nie godzi się z izraelską okupacją terytoriów palestyńskich i popiera niepodległościowe dążenia Palestyńczyków.

Bilal przypomina, że także w listopadzie przypada rocznica „deklaracji Balfoura” z 1917 roku, w której ten brytyjski minister spraw zagranicznych wyraził wolę brytyjskiego rządu, aby w Palestynie ustanowić „narodowy dom dla narodu żydowskiego”.

Bilal urodził się w mieście Kalkilja, na terenie Autonomii Palestyńskiej. Kiedy miał 7 lat wybuchła wojna znana jako sześciodniowa albo trzecia wojna izraelsko-arabska. Pamięta, jak razem z matką i trójką rodzeństwa pośpiesznie opuszczał rodzinny dom uciekając do domu dziadka. Ojciec został, żeby zabezpieczyć wartościowe rzeczy. Kiedy uciekali, usłyszeli wybuch. - Mama położyła się na ziemi przysłaniając swoim ciałem moją 3-miesięczną wówczas siostrę, którą niosła na rękach. To był taki instynktowny odruch, aby chronić dziecko - mówi.

Kiedy wstał z ziemi, ale wokół nie było nikogo, ani matki, ani rodzeństwa. Zapłakany poszedł do domu dziadka, nikogo nie zastał. Przypomniał sobie o czymś na kształt schronu, który znajdował się w pobliżu. Tam pośród kilkudziesięciu osób odnalazł mamę i rodzeństwo. - Pamiętam płacz, przytulanie i to, jak jedna z kobiet rodziła dziecko - opowiada.

Ggy miał naście lat brał udział w demonstracjach przeciw izraelskiej okupacji. Wojsko strzelało do demonstrantów. - Mój szkolny kolega zmarł w więzieniu, w którym spędził siedem lat. Był torturowany - mówi.

Przeżycia z tamtego okresu jeszcze długo dawały o sobie znać. W 1978 r. wyjechał na studia do Jordanii. Studiował nauki przyrodnicze. Miał zostać nauczycielem, jednak nie widział siebie w tej roli. Nauczyciel jawił mu się wówczas jako ktoś traktujący uczniów „z góry”, ktoś, przed kim uczniowie czują strach. Było to sprzeczne z jego przekonaniami. - Uczeń to też człowiek, tyle, że mały, któremu należy się szacunek - mówi.

Nie wiedział , że w przyszłości będzie nauczycielem i ucieknie od wizerunku nauczyciela-postrachu uczniów. Od lat uczy w szkole na Zarabiu, dawniej „Medyku”, a dziś Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych - Małopolskiej Szkole Gościnności.

Wbrew ojcu po dwóch latach rzucił studia i wrócił do domu. Potem zatrudnił się jako kreślarz. Ze śmiechem wspomina, że całe doświadczenie zdobył na lekcjach rysunku technicznego w gimnazjum, ale przekonał pracodawców, aby go zatrudnili.

Potem wrócił na studia, choć już inne. W 1986 roku będąc na stypendium w Bułgarii poznał Lidię, turystkę z Polski i… swoją przyszłą żonę. Kiedy się poznali, do wyjazdu został jej tydzień. Spotkali się kilka razy, niezobowiązująco, ale jak później miało się okazać, już wtedy coś między nimi „zaiskrzyło”.

- Chyba faktycznie było nam to pisane… Choć nie wierzę w takie rzeczy, zdarzyło się coś zadziwiającego. Wracałem z kolegą autobusem z lotniska, kiedy on zaproponował, abyśmy wysiedli jeden przystanek wcześniej. I właśnie tam, na tym przystanku przypadkowo spotkałem Lidię, która - jak się okazało - następnego dnia wracała do domu, do Polski. Zaczęliśmy do siebie pisać. Rok później Lidia znów przyjechała do Bułgarii. Wtedy już wiedziałem: „to ta, z którą chcę być”, więc spotykaliśmy się codziennie. Kiedy znów wyjechała, nie widzieliśmy się przez pięć lat. Ona wróciła do Polski, on pojechał na studia do Jemenu. Stamtąd pisali do siebie regularnie. - Wtedy już ostatecznie przekonałem się, że to TA kobieta - mówi i dodaje z uśmiechem. - I w zasadzie… dobrze wyszło. W miniony wtorek świętowali 25 rocznicę ślubu. W 1992 roku, po tych pięciu latach niewidzenia się z Lidką, przyjechał do Polski. Od pierwszego momentu zafascynował się Polską. Od początku także mówił o sobie, że jest myśleni-czaninem.

Żartuje, że po tylu latach tu spędzonych wpisał się w pejzaż miasta, pejzaż, którego tytuł mógłby brzmieć: „Bill z kupioną gazetą w ręce idzie na spacer z psem”.

Otwarty, nie lubiący izolacji, chętnie wychodził do ludzi. I choć bywało, że ci początkowo dziwnie na niego patrzyli, to - jak wspomina - za tymi spojrzeniami stała wyłącznie ciekawość, nie wrogość. Od razu zaczął uczyć się języka polskiego. Sam, bez pomocy nauczycieli.

- Chodziłem po mieście i zaczepiałem ludzi pytając: „Przepraszam, która godzina?”. Niektórzy pewnie mieli mnie za wariata widząc, że na ręce mam zegarek, ale nie przejmowałem się tym, bo w ten sposób uczyłem się czegoś nowego, na przykład, że mówi się „wpół do czwartej”. Być może też ktoś wziął mnie za wariata z innego powodu, bo powtarzając nowe zwroty nieraz robiłem to na głos, co więcej prowadziłem na ulicy dialogi… sam ze sobą - opowiada śmiejąc się na to wspomnienie.

Odkąd w 1980 roku opuścił Autonomię, nie widział rodziny. Przez te lata jego rodzice zmarli, urodziło się następne pokolenie, a wokół miasta wyrósł wysoki mur wybudowany przez Izraelczyków. Kalkilja jest nim otoczona z trzech stron, po czwartej stronie ma izraelską bazę wojskową. Przejścia znajdują się pod kontrolą Izraelczyków. Ryzyko, że mógłby nie móc wrócić do Polski jest zbyt duże. Jest też ryzyko, że nawet będąc już w Autonomii nie zostałby wpuszczony do rodzinnego miasta.

Trudno jest mu się z tym pogodzić. Przypomina, że Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze uznał budowę muru za nielegalną, i że ONZ podtrzymała tę decyzję. Trudno jest mu zaakceptować fakt, że turyści mają więcej swobody niż rdzenni mieszkańcy.

Kilka lat temu jego córka Nadia pojechała na Zachodni Brzeg Jordanu. Z wycieczką, jako turystka. Myślała, że przy okazji uda się jej poznać rodzinę ze strony taty. Do spotkania z wujem jednak nie doszło, choć dzieliło ich od siebie zaledwie 8 km. Ona razem z innymi uczestnikami wycieczki była w Jerozolimie, wujek dostał przepustkę, dzięki której mógł pojechać z Kalkilii, ale tylko do Betlejem i to na zaledwie kilka godzin.- Kiedy wróciła, powiedziała: „Tato, to jest chore...” - mówi Bilal.

Do kontaktów z rodziną musi mu wystarczyć internet. Przyznaje, że tęskni za rodzinnymi stronami, za tamtą atmosferą i za relacjami międzyludzkimi, które są bardziej bezpośrednie i mniej formalne niż w Polsce słynącej przecież z gościnności.

Arabska dusza nie zważając na nic, a w szczególności na zarzuty o łatwowierność i naiwność, każe mu pożyczyć pieniądze znajomemu w potrzebie, choć widzieli się raz albo dwa w życiu. Albo zaproponować nocleg znajomej z drugiego końca Polski, której podczas pobytu w Myślenicach zepsuł się samochód. Uważa, że tak trzeba.

- Za chwilę będzie Boże Narodzenie. Jest jedna rzecz, której nie lubię w wigilijnej tradycji: to puste nakrycie dla wędrowca. Zastanawiam się często, co by było, gdyby zrobić taki eksperyment i wysłać do 100 domów sto osób. Ile z nich faktycznie zostałoby zaproszonych do stołu? Czy zostaliby przyjęci, gdyby byli brudni? Nie wiem, ale ta myśl często mi towarzyszy. Albo przełamywanie się opłatkiem. Robię to, kiedy życzenia są szczere albo nie robię wcale. Nie robię tego ze wszystkimi tylko dlatego, że tak każe tradycja.

Nie praktykuje żadnej religii. Mówi o sobie „humanista”. Miał 16 lat, kiedy odszedł od islamu, choć jego rodzice byli religijni. Nie ingerowali jednak w to. Zapamiętał tylko, jak ojciec powiedział, że to sprawa między nim a Bogiem.

- Istotą każdej religii jest człowieczeństwo i ono jest dla mnie najważniejsze. Jeśli ktoś jest go pozbawiony, to nie może się mienić wyznawcą żadnej religii - mówi.

Od 15 lat posiada polskie obywatelstwo. - Decyzja była wydana z datą 26 lutego 2002 roku. Pewnych dat się nie zapomina - mówi. - Wtedy poczułem, że nareszcie mam kraj.

Żeby otrzymać polskie obywatelstwo musiał zrzec się poprzedniego, jordańskiego. To był warunek. - To była trudna decyzja, ale moja rodzina: żona, córka, już była tutaj. Rzecz jasna, drugi kraj zawsze zostanie w moim sercu, tego się nie zapomina - dodaje. - Zaraz po tym, jak wojewoda wręczył nam dokumenty, obecna przy tym dziennikarka zapytała, co czuję, odpowiedziałem: „Jestem dumny, że już jestem Polakiem”. Dziś, kiedy mam przed oczami obrazy z ostatniego marszu z okazji 11 Listopada, gdyby ktoś mnie zapytał: „Bill, nadal jesteś dumny?” - przyznam, że nie wiedziałbym, co odpowiedzieć. Nie czuję, aby tamci uczestnicy marszu z racami, rasistowskimi hasłami na transparentach i na ustach, byli reprezentantami Polski, patriotami. To wypaczenie patriotyzmu. Kiedyś pewne rzeczy nie uchodziły, a dziś są w modzie. Dziś można wyrażać nienawiść wobec innej grupy etnicznej lub innej narodowości i nazywać siebie bohaterem, patriotą. Ja takiego patriotyzmu nie chcę, nie rozumiem. Patriotyzm w żadnym wypadku nie może być związany z nienawiścią. Patriotyzm to miłość, a nie nienawiść.

Boli go generalizowanie, stawianie równości między pojęciami Arab i terrorysta. - Nigdy nie powiedziałbym, że Polacy to złodzieje albo gwałciciele. Nieraz podczas rozmów o uchodźcach pytam: „A spotkałeś kiedyś Araba?” i słyszę: „Nie”. „Jak to nie? Przecież ja jestem Arabem”, na co mój rozmówca odpowiada mi: „Niemożliwe”. Ja zaś: „Jak to niemożliwe? Bo nie pasuję do wizerunku Araba, jaki masz w głowie?”. I znów odpowiedź: „A, bo Ty jesteś wyjątkiem”. Pytam więc: „Jak to wyjątkiem, skoro jestem jedynym Arabem, jakiego spotkałeś?”. Brakuje w tym logiki, brakuje wiedzy, bez której ludźmi łatwo jest manipulować. A z niewiedzy rodzi się fanatyzm. Czy to w Polsce, czy gdziekolwiek indziej. Bez względu na miejsce.

WIDEO: Co Ty wiesz o Krakowie?

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski