Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdzisław Szczerba biegał z asami Wunderteamu

Jan Otałęga
Krakowski sprinter (w środku) finiszuje na pierwszej pozycji w jednym ze swych licznych biegów
Krakowski sprinter (w środku) finiszuje na pierwszej pozycji w jednym ze swych licznych biegów Fot. Wacław Klag
Sylwetka. Zdzisław Szczerba kiedyś był najlepszym sprinterem w Krakowie, mógł zostać olimpijczykiem. Sport nadal jest treścią jego życia.

Przed laty był sprinterem w krakowskich klubach. Dobiegł do czołówki krajowej, wygrywał z takimi asami Wunderteamu jak Andrzej Badeński czy Stanisław Swatowski…

Zdzisław Szczerba aspirował nawet do występu w igrzyskach olimpijskich. Latem 1960 roku startował w mistrzostwach Polski w Olsztynie. Pamiętnych, bo akurat wtedy nasz trójskoczek Józef Schmidt przekroczył „barierę dźwięku”, czyli granicę marzeń ówczesnych zawodników - 17 metrów, osiągając 17,03 m. Rekord świata pobił aż o 32 cm!

-__ Byłem świadkiem tego wyczynu - wspomina Szczerba. - Wynik był niesamowity, ale Schmidt zachował spokój. Jak był skromny przed zawodami, taki pozostał, gdy ustanowił rekord. Pojechał potem do Rzymu i wywalczył złoty medal olimpijski, powtórzył ten wyczyn 4 lata później w Tokio. Był bodaj największą gwiazdą Wunderteamu, jak nazywano wtedy lekkoatletyczną reprezentację Polski. Natomiast ja w Olsztynie rywalizowałem z czołówką krajową w sprintach, byłem na punktowanych miejscach na 100 i 200 metrów, a brązowy medalzdobyłem w sztafecie AZS Kraków cztery razy 100 metrów. Wielu obserwatorów mówiło mi, że zasłużyłem na wyjazd do Rzymu, że mogę kandydować do reprezentacyjnej sztafety. Skończyło się tym, że na igrzyska wytypowano nie mnie, a Edwarda Schmidta. Miał on niebagatelny atut - był bratem rekordzisty Józefa…

Rok przed startem w Olsztynie Szczerba zdobył srebro w sztafecie AZS Kraków na MP, a brąz w biegu rozstawnym powtórzył jeszcze w 1964 roku, już w barwach Cracovii.

Uczestniczył w Uniwersjadzie w Sofii, wielokrotnie wygrywał w sprintach podczas krakowskich i akademickich zawodów. Rekord życiowy na 100 m doprowadził do wyniku 10,7 s, na 200 m do 21,6 (wyrównał rekord okręgu), a na 400 m 49,9. Z kolei na nietypowym u nas 100 jardów uzyskał najlepszy rezultat w kraju, 10,2 s. Biegano wtedy na ciężkim żużlowym podłożu, o tartanie nikomu się nie śniło…

Bez szans w... sporcie

Przyszły lekkoatleta urodził się w 1935 roku w podkrakowskich Dobranowicach. Z rodzicami i bratem niebawem przenieśli się do Krakowa. Tata Stanisław pracował w tramwajach, mama Agnieszka była pielęgniarką. Pamięta z czasów okupacji, gdy mieszkali przy Basztowej, straszliwy wypadek. W domu przez nieszczelność rur zatruło się śmiertelnie 12 osób z sąsiedztwa, oni za ścianą ocaleli.

Po wojnie ojciec zabierał młodego Zdzisława na mecze Wisły. To było wielkie przeżycie oglądać w akcji legendy krakowskiego futbolu: Gracza, Kohuta, Flanka i innych. Młody kibic już przeczuwał, że sport go pochłonie. Uczył się w Technikum Finansowym. Spotkał nauczyciela Janusza Korosadowicza, zapalonego sportowca i trenera. Namówił on ucznia do narciarstwa.

- Raczej nie dawano mi szans w sporcie - uśmiecha się Szczerba. - Nosiłem okulary, przeszedłem operację przepukliny i miałem zwolnienie z lekcji wf! Ale chyba miałem „parę” w nogach. Spotkałem raz kolegów, którzy trenowali w klubie Start-Podgórze. Spodobały sięmi ich dresy, chciałem takie mieć. Poszedłem więc na zawody i osiągnąłem na 100 metrów obiecujący czas.

Stał się sprinterem podgórskiego klubu. Trenował na stadionie Korony, także w hali klubowej. Z kolei sławny szkoleniowiec kadry sprintu oraz AZS Kraków Emil Dudziński namówił Szczerbę do przejścia do swego klubu i tam sprinter biegał w latach 1958-1962.

Sprinterski duet z miss

Potem bronił barw Cracovii, by wrócić do AZS, a w 1966 roku zakończył bieganie. Przeważnie trenował na starym stadionie lekkoatletycznym Cracovii, spotykały się na nim wszystkie kluby z miasta. Kraków był wtedy silny w lekkoatletyce, trenowała w nim m.in. mistrzyni Europy na 200 metrów, medalistka olimpijska Barbara Sobottowa.

- Zwracała uwagę swoją urodą, na __mistrzostwach Europy wybrano ją miss zawodów - opowiada Szczerba. - Była zawsze miłą, sympatyczną osobą, sukcesy nie zawróciły jej w głowie. W pewnym czasie uważano mnie i Barbarę za najlepszy duet sprinterski w __Krakowie, bo wygrywaliśmy tu wszystkie biegi.

Na arenie krajowej Szczerba spotykał inne sławy. Najlepszy polski sprinter Marian Foik, wicemistrz Europy na 200 m, zwany był „białą błyskawicą”, bo zwyciężał czarnoskórych sprinterów z USA. Szczerba pamięta, jak namiętnie palił papierosy i trudno było pojąć, jak godzi to z utrzymaniem wysokiej formy.

Raz Szczerba pokonał wielką sławę biegów, Andrzeja Badeńskiego, w Zabrzu na 200 metrów. Rywalizował też ze Stanisławem Swatowskim, czołowym 400-metrowcem Wunderteamu, który uwielbiał różne „uroki życia”.

Szczerba uprawiał i inne dyscypliny. Nieraz z wyczerpującego obozu narciarskiego musiał jechać na zawody lekkoatletyczne. Kiedyś trener zaaplikował mu ciężkie ćwiczenia ze sztangą i skokami, Doznał wtedy urazu kręgosłupa. Jednak nie poddawał się i nadal walczył.

Czekoladowy doping

-__ Czy sport coś mi dał? - _zastanawia się były lekkoatleta. - W kwestiach materialnych niewiele, takie były czasy. Startowaliśmy dla satysfakcji, nie dla premii. Nasz trener Jan Żurek wprowadził nam bodziec, którym były tabliczki czekolady, dla tych co wyróżniają się na treningach i zawodach. Śmialiśmy się, że mamy „minima czekoladowe”. Raz po zawodach dostałem zegarek, kiedy indziej szlafrok… Klub AZS rozdawał nam bloczki na obiady w restauracji „U Kapusty”. Naszymi nagrodami była radość ze startów i ewentualnych zwycięstw. Nie można jednak powiedzieć, że sport nic nam nie dał. Mnie dał bardzo dużo. Ukierunkował, pozwolił robić, co lubiłem. Związałem się z nim na całe życie, spotkałem wspaniałych trenerów, wychowawców, w sporcie znalazłem miejsce dla swej pracy._

Szczerba, kiedy jeszcze był zawodnikiem Cracovii, już szkolił młodszych. Podjął studia na Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego (dziś AWF), ukończył je jako specjalista gimnastyki leczniczej. Potem został też instruktorem piłki ręcznej. Pracował jako nauczyciel wf w Technikum Mechanicznym nr 2, a potem otrzymał propozycję od Studium Wychowania Fizycznego Wyższej Szkoły Ekonomicznej (dziś UEK). Przepracował tam 28 lat, był starszym wykładowcą, prowadząc studentów-sportowców do medali w rywalizacji ogólnopolskiej tego typu szkół.

Jako trener pracował kolejno w SZS, Koronie, Cracovii, a także zrzeszeniu Start, w którym zajął się sportem dla niepełnoprawnych. Organizował dla nich zajęcia, jeździł na zawody i obozy. Pomagał przy organizacji akademickich cracoviad, współpracował też z LZS-ami.

Jak patrzy obecnie na polską i krakowską „królową sportu”?

Niepokoi go za dużo białych plam w kraju. Kluby, które i tak nie są bogate, pracują tylko w wybranych konkurencjach. Nie ma szerokiej ławy szkolenia. Jest coraz mniej trenerów-zapaleńców - takich jak Roman Kołodziej z Cracovii - którzy chodzą po szkolnych boiskach i wyszukują talenty.

Brakuje zaplecza i meczów

- Teraz wychowuje się elitarną grupę, nie oglądając się na zaplecze - mówi. - Łatwiej wybrać sobie kilku utalentowanych zawodników, niż starać się o zapełnienie wszystkich konkurencji. Coraz częściej się zdarza model: jeden trener - jeden zawodnik. Lekkoatletyka jest sportem indywidualnym, niemniej w dawnych czasach stanowiliśmy zwartą grupę. Razem trenowaliśmy i jechaliśmy na zawody, jeden dopingował drugiego. To przenosiło się na szczebel reprezentacyjny. Niesamowicie popularne były mecze międzypaństwowe, Stadion 10-lecia ściągał po kilkadziesiąt tysięcy widzów. Polski Wunderteam gromił rywali. Jeździłem na przełomie lat 50. i 60. do Warszawy na wielkie mecze naszej reprezentacji, jak z __USA, Niemcami zachodnimi, Wielką Brytanią. Dochodziło do pasjonujących pojedynków, padł nawet rekord świata. I każdy zawodnik miał świadomość, że walczy nie tylko dla siebie, ale dokłada swój punkt do dorobku zespołu. Lekkoatleci stanowili zwartą grupę. Nie wiem, dlaczego mecze międzypaństwowe upadły, a zastąpiły je mityngi, które są jedynie popisem indywidualnych występów. A w meczach koledzy z drużyny napędzali się wzajemnie, mobilizowali. Na trybunach nie tylko śledzono wyniki w konkretnym biegu czy skoku, ale kibice niezwłocznie przeliczali je na punkty dla drużyny i __cieszyli się ze wspólnego dzieła reprezentacji. Dlaczego zlikwidowano te mecze?

Szczerba z żoną i dwojgiem dzieci od wielu lat mieszka na osiedlu Podwawelskim w Krakowie. Działa w Radzie Seniorów AZS i nadal prowadzi aktywny tryb życia, jeździ w góry na narty. W mieszkaniu przechowuje sporą, prywatną kolekcję sportową - medale, puchary, odznaczenia, zdjęcia, dokumenty. Ma co wspominać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski