Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczęsny znaczy szczęśliwy. I taki jest pan Stanisław

Aleksander Gąciarz
Aleksander Gąciarz
Stanisław Szczęsny we wtorek skończył 100 lat
Stanisław Szczęsny we wtorek skończył 100 lat Fot. Aleksander Gąciarz
We wtorek Stanisław Szczęsny z Kuchar skończył 100 lat, choć patrząc na niego, trudno w to uwierzyć.

Wyprostowana sylwetka, gęste, tylko lekko posiwiałe włosy i uśmiech pod przystrzyżonym równo wąsem. Jubilat postarzał się pięknie. Do tego ciągle jest sprawny i samodzielny. - Pan Stanisław nawet czyta bez okularów - mówi Anna Łanecka, kierownik Środowiskowego Domu Samopomocy w Gruszowie, gdzie nestor od ośmiu lat codziennie przyjeżdża z domu na kilka godzin. - Był naszym drugim uczestnikiem i jest z nami cały czas - dodaje.

Pan Stanisław ośrodka nie może się nachwalić. - Jest nam tu bardzo dobrze. Panie się nami opiekują, są miłe. Nie tylko ja, ale wszyscy się tu świetnie czujemy - mówi. We wtorek cały personel i uczestnicy świętowali setne urodziny jubilata. Byli goście, tort, życzenia od najbliższej rodziny, samorządowców, przedstawicieli KRUS. Burmistrz Nowego Brzeska Jan Chojka poza upominkami przywiózł i odczytał list gratulacyjny od premier Beaty Szydło.

Stanisław Szczęsny urodził się w Ciborowicach 25 kwietnia 1917 roku jako najmłodszy z sześciorga dzieci Julianny i Kacpra Szczęsnych. Przez cztery lata uczył się w Przez-wodach, potem jeszcze przez trzy w Kościelcu. Sale lekcyjne znajdowały się prywatnych domach. - Jak przyszliśmy na drugą zmianę, to musieliśmy na polu czekać, aż inni wyjdą. Nie było korytarza. Tylko jak były wielkie mrozy, puszczali nas do środka -wspomina.

Po ukończeniu siedmiu klas chciał się uczyć dalej, ale rodziny nie było stać, by posłać go do szkoły. Wiedział też, że nie zostanie w gospodarstwie. Pier-wszeństwo miał najstarszy brat. Postanowił, że zostanie szewcem. - Wiedziałem, że po szkole będę musiał na siebie zarobić, a moja starsza siostra wyszła za mąż za szewca. Podpatrywałem go, pomagałem, on mnie trochę uczył - opowiada. Potem jeszcze terminował u szewca Jarosza w Kościelcu.

Pierwszą pracę znalazł w Słomnikach, gdzie przepracował rok. - Siostra mamy miała syna w Krakowie, który miał zakład szewski. Gdy się dowiedziałem, że chce mnie przyjąć, to pieszo do niego poszedłem - mówi. Taka podróż nie była niczym wyjątkowym w połowie lat 30. ubiegłego wieku. Potem wielokrotnie do domu wracał na piechotę. - Raz chciałem pojechać do domu na święta. Zaszedłem na peron, ale pociąg już odjechał. Spotkałem kilku kolegów z moich stron i w pięciu poszliśmy razem. Wyszliśmy o 9 wieczorem, na 7 rano byłem w domu.

W Krakowie pracował od roku 1933 do grudnia 1939. Po wybuchu wojny w mieście było ciężko o jedzenie. Musiał wrócić do domu. Zarabiał, robiąc modne wówczas oficerki.

Aż trzy razy był wytypowany do wyjazdu na przymusowe roboty do Niemiec. I za każdym razem zdołał się wymknąć okupantom. Za pierwszym razem uciekł, będąc jeszcze na miejscu. Za drugim był już w Krakowie, skąd wysyłano robotników do Rzeszy. Udało mu się uciec razem ze znajomą dziewczyną z Bobina, przez... dziurę w ogrodzeniu. Najbliżej wywózki był o za trzecim razem. - Do domu przyjechali żandarmi i kazali się ubierać. Wzięli nas wtedy dwóch, mnie i jeszcze kolegę z Piekar, i zawieźli do Kazimierzy. Kolegę gdzieś zabrali, a ja pod eskortą pojechałem ciuchcią do Krakowa - wspomina.

Na ulicy Wąskiej znajdował się przejściowy obóz pracy, gdzie przetrzymywano osoby przed wysłaniem na roboty (obecnie w budynku mieści się VI LO - przyp. aut.). - Wszystko było otoczone drutem kolczastym. Chciałem uciec, bo wiedziałem, że rodzice będą mieli kłopoty. Wziąłem zaliczki od klientów na buty, kupiłem materiał. Wiedziałem, że rodzice nie będą mieli z czego tych pieniędzy oddać.

Gdy grupa więźniów była ostrzyżona, umyta w łaźni i gotowa do transportu, posłano ich pod eskortą na dworzec kolejowy. - Szedłem z brzegu, a za mną trzech Niemców z psem i jeden polski policjant, z którym zdążyłem się poznać. W pewnym momencie jeden z grupy zaczął uciekać. Wtedy Niemcy z psem pobiegli za nim. Ja wtedy odszedłem nieco w lewo i wmieszałem się w ludzi na ulicy. Jak szedłem, to Niemcy ze złapanym więźniem przeszli koło mnie, ale mnie nie poznali.

W czasie okupacji, wiosną 1943 roku poznał Emilię Kurę z Kuchar, swoją rówieśniczkę. Przypadli sobie do gustu, bo już jesienią tego samego roku wzięli ślub. Wkrótce przyszła na świat córka Krystyna.

- Urodziła się w niedzielę, a w środę zmarła teściowa, która ciężko chorowała (zięć po lekarstwo dla niej chodził pieszo do księdza do Racławic - przyp. aut.). Zdążyła jeszcze zobaczyć wnuczkę - opowiada.

Z Emilią przeżyli w Ku-charach 63 lata. Żona zmarła w 2006 roku. Oprócz córki pan Stanisław ma jeszcze syna Zbigniewa. Przypomina, że początki młodzi małżonkowie mieli ciężkie. - Jak się ożeniłem, to chlew się walił, dom się walił. A jeszcze dwóch braci żony i jej ciotkę trzeba było spłacić - opowiada. Uprawiali tytoń, ogórki, zajmowali się nasiennictwem. Z czasem udało się postawić gospodarstwo na nogi, zbudować dom i spełnić największe marzenie, czyli wykształcić dzieci. Dzisiaj ma jeszcze sześcioro wnucząt i tyle samo prawnucząt. Od śmierci żona mieszka jednak sam, choć na tej samej posesji co syn. Większość czasu spędza w ŚDS w Gruszowie.

- Syn mi pomaga, rozpala w piecu, w niedziele przynosi obiad - mówi, ale zaraz zastrzega: - Ja też dokładam się do prądu, żeby nie być ciężarem.

Stanisław Szczęsny zapewnia, że nigdy poważniej nie chorował, jeśli nie liczyć zapalenia płuc sprzed dwóch lat. Jego lekarz rodzinny Stanisław Szot z ośrodka zdrowia w Bobinie przyznaje, że to wyjątkowy pacjent.

- Pierwszy raz w czterdziestoletniej praktyce zdarzyło mi się, by ktoś dożył w takim zdrowiu stu lat - mówi i zaleca każdemu sposób jubilata na długowieczność: - Nie pić, nie palić, być uśmiechniętym i życzliwym dla wszystkich. Taki jest pan Stanisław - mówi lekarz, a wnuczki dodają: - Dziadek to wyjątkowo spokojny człowiek, nigdy się nie denerwuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szczęsny znaczy szczęśliwy. I taki jest pan Stanisław - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski