Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierć Księcia Niezłomnego, czyli lipcowe dni żałoby w Krakowie

Paweł Stachnik
Prymas Stefan Wyszyński prowadzi kondukt pogrzebowy. Na małym zdjęciu kardynał Adam Stefan Sapieha
Prymas Stefan Wyszyński prowadzi kondukt pogrzebowy. Na małym zdjęciu kardynał Adam Stefan Sapieha Fot. Archiwum
Historia. 65 lat temu, 23 lipca 1951 r. w pałacu arcybiskupim przy ul. Franciszkańskiej 3 zmarł metropolita krakowski kard. Adam Stefan Sapieha. Jego krakowski pogrzeb stał się wielką manifestacją solidarności wiernych ze swoim pasterzem i wyrazem sprzeciwu wobec władzy.

23 lipca 1951 r. wypadł w poniedziałek. W jednym z pokojów Pałacu Arcybiskupiego przy ul. Franciszkańskiej w Krakowie zgromadzili się lekarze, księża i siostry zakonne. Metropolita krakowski kard. Sapieha był w poważnym stanie. Duchowny chorował od roku, a teraz jego kondycja znacznie się pogorszyła.

Obecni na miejscu lekarze spoglądali znacząco na siebie: sytuacja była beznadziejna. Rzeczywiście, 84-letni Sapieha zmarł o godz. 7.15. Jego śmierć była wielką stratą dla polskiego Kościoła i społeczeństwa.

Lider narodu

W 1945 r. krakowski metropolita miał 78 lat. Godna postawa, osobista odwaga i niezłomność, jakie prezentował podczas okupacji wobec Niemców, zyskały mu wśród Polaków ogromny autorytet. Społeczeństwo, pozbawione przez wojnę przywódców, potrzebowało kogoś takiego - mądrego, nieugiętego i przewidującego lidera. Księcia Niezłomnego - jak go nazywano.

A wobec nieobecności w kraju legalnego prezydenta i premiera RP oraz (do lipca 1945 r.) prymasa Augusta Hlonda, abp Sapieha stał się faktycznym przywódcą Kościoła i społeczeństwa w Polsce. Jego pozycja jeszcze wzrosła, gdy w 1946 r. został mianowany przez papieża Piusa XII kardynałem. Zaś po śmierci prymasa w 1948 r. został najstarszym i cieszącym się największym autorytetem hierarchą w kraju.

A czasy były takie, że przywódca był potrzebny. Szybko okazało się, że zapewnienia nowej władzy o jej szczerym przywiązaniu do demokracji są niewiele warte.

Po krótkim okresie zachowywania pozorów komuniści przystąpili do opanowywania całości życia politycznego i społecznego w kraju. Posypały się aresztowania, wyroki, kary śmierci. Swoją brutalną politykę represji realizowały też w Polsce sowieckie organy bezpieczeństwa.

Kard. Sapieha od samego początku wykazywał dystans wobec komunistów. Nie bojkotował nowej władzy, ale wykluczał jej poparcia. Z czasem jednak - gdy działania komunistów stawały się coraz ostrzejsze - i on zaostrzał swoje stanowisko. W grudniu 1948 r. wystosował do prezydenta Bolesława Bieruta memoriał, w którym protestował przeciw antykościelnym posunięciom władzy: likwidacji szkół katolickich, utrudnianiu posługi duszpasterskiej chorym i więźniom, niszczeniu prasy katolickiej, antyreligijnej indoktrynacji obywateli i szkalowaniu duchowieństwa.

Podobne listy protestacyjne wysyłał także później, inspirował też podobne wystąpienia episkopatu. Na spotkaniach z proboszczami napominał ich, by nie ulegali władzy i nie szli na współpracę z komunistami. Wspierał wiernych w trwaniu w oporze i w wierności Kościołowi. „Nie ustąpiłem Niemcom, tym bardziej nie ustąpię teraz” - mówił.

Zdając sobie sprawę z rosnących represji i determinacji władzy zmierzającej wszelkimi sposobami do podporządkowania sobie Kościoła, w marcu 1950 r. sporządził własnoręcznie oświadczenie, w którym napisał: „W razie gdybym był aresztowany stanowczo niniejszym ogłaszam, że wszelkie moje tam złożone wypowiedzi, prośby i przyznania się są nieprawdziwe. Nawet, gdy one byłyby wygłaszane wobec świadków, podpisane, nie są one wolne i nie przyjmuję [ich] za swoje”.

Zgoda Bieruta?

Wiek i troski robiły swoje. W lipcu 1950 r. 83-letni kardynał poważnie zachorował. W październiku przeszedł zawał serca, a lekarze stwierdzili u niego dusznicę bolesną. Po chwilowej poprawie stanu zdrowia w pierwszych miesiącach 1951 r. powrócił do aktywności duszpasterskiej. 15 kwietnia ostatni raz opuścił Pałac Arcybiskupi i udał się do Domu Katolickiego (dziś Filharmonia) na zebranie Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. 16 kwietnia w piśmie do Bieruta zaprotestował przeciwko planowanej akcji wysiedleń części mieszkańców Krakowa. 5 maja przekazał rządy w archidiecezji wikariuszowi generalnemu abp. Eugeniuszowi Baziakowi, a 10 maja odbył ostatnie spotkanie z prymasem Wyszyńskim. Potem postępująca choroba i osłabienie uniemożliwiły mu funkcjonowanie. Jak już wiemy, zmarł 23 lipca 1951 r. o godz. 7.15.

Niedługo później, punktualnie o 8, dzwon Zygmunta poinformował mieszkańców Krakowa o odejściu ich duszpasterza, a wieść szybko rozniosła się po mieście. Na Franciszkańską, pod budynek kurii zaczęli przychodzić wierni. Pojawili się też dziennikarze z krakowskich gazet, chcący wykonać zdjęcie zmarłego. Odmówiono im, kierując do fotografii dostępnych w agencjach prasowych. Odebrano też telefon z Polskiego Radia z prośbą o potwierdzenie informacji o zgonie. Jeszcze w tym samym dniu zwłoki kardynała zostały poddane balsamowaniu przez specjalistę medycyny sądowej prof. Jana Olbrychta, a następnie przeniesione do kaplicy pałacowej.

24 lipca po południu przy Franciszkańskiej pojawili się wiceprzewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej Rudolf Starzec i przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej Marcin Waligóra. Oświadczyli oni, że nie ma jeszcze zgody prezydenta Bieruta na pochówek kardynała na wzgórzu wawelskim. Wywołało to oburzenie obecnych, bowiem gospodarzem katedry była archidiecezja, a biskupi krakowscy tradycyjnie chowani byli na Wawelu. Zdając sobie sprawę z niezręczności, władze rychło zrezygnowały z tego tematu.

Mimo że o śmierci hierarchy było wiadomo w zasadzie od razu, informacja o niej ukazała się w „Dzienniku Polskim” dopiero dwa dni później - w środę 25 lipca. W dodatku nie była informacją własną, tylko depeszą PAP z Warszawy. Przedstawiono w niej krótko życiorys zmarłego, treść telegramu wysłanego przez kapitułę krakowską do Bieruta z doniesieniem o śmierci kardynała oraz zwięzłą odpowiedź dyrektora Urzędu ds. Wyznań Antoniego Bidy z kondolencjami.

W ciszy i milczeniu

Uroczystości żałobne Adama Sapiehy rozpoczęły się 24 lipca. O godz. 6.30 bp Stanisław Rospond odprawił w kaplicy mszę w intencji zmarłego. Uczestniczyli w niej członkowie rodziny, najbliżsi współpracownicy kardynała i duchowni. Następnie trumna została przeniesiona do pobliskiego kościoła Franciszkanów. Przez dwa dni czuwano przy niej, a wierni odwiedzali świątynię, by pożegnać swojego pasterza. Przeniesienie zwłok na Wawel odbyło się w poniedziałek 26 lipca o godz. 16. Kondukt żałobny prowadził prymas Stefan Wyszyński w asyście abp. Romualda Jałbrzykowskiego i abp. Eugeniusza Baziaka.

Pochód wyszedł z kościoła Franciszkanów i ulicą Bracką, Rynkiem oraz Grodzką ruszył na Wawel. Trumnę okrytą purpurą nieśli przedstawiciele duchowieństwa, potem strażacy, młodzież akademicka, górnicy, rzemieślnicy i górale. Kondukt kroczył w milczeniu i ciszy ulicami, na które wierni rzucali kwiaty. Po obu stronach chodniki wypełnione gęsto tłumem ludzi. Gdy pochód był tuż przed katedrą, trębacz zagrał hejnał mariacki i rozległo się bicie dzwonu Zygmunta. Trumnę ustawiono w prezbiterium na katafalku, a prymas Wyszyński odprawił nieszpory żałobne.

Następnego dnia odbyły się finalne uroczystości pogrzebowe. Do świątyni mogli wejść tylko nieliczni posiadacze kart wstępu. Dla pozostałych ustawiono na zewnątrz ołtarz polowy, przy którym odprawiano w tym czasie msze ciche. Podczas kazania prymas Stefan Wyszyński powiedział o zmarłym: „Pozostanie wśród nas duchem swych czynów, bo te czyny żyją i wywołują go przed oblicze stęsknionego narodu, który łaknie wspaniałych wzorów życia”. Po nabożeństwie trumnę złożono w krypcie pod konfesją św. Stanisława.

Mimo że w prasie nie zamieszczono informacji o terminie pogrzebu, w ostatniej drodze metropolicie krakowskiemu towarzyszyły tysiące ludzi. Według strony kościelnej było ich 100 tys. (choć podawano też liczbę 200 tys.). Z kolei Służba Bezpieczeństwa szacowała, że uczestników było tylko 35 tys. W każdym razie obecnych było 35 biskupów, 36 członków kapituł oraz 1700 księży. Oprócz nich także przedstawiciele organizacji i stowarzyszeń, delegacje parafii, reprezentanci różnych części Polski w strojach ludowych. Byli też - co skrupulatnie zanotowała SB - także zachodni dyplomaci: pierwszy sekretarz ambasady USA, attache wojskowy USA oraz pierwszy sekretarz ambasady brytyjskiej ze współpracownikami.

Pogrzeb był ostatnią dużą manifestacją społeczną przed wydarzeniami 1956 r. „Uroczystości pogrzebowe, w środku stalinowskiej nocy, stały się manifestacją przywiązania społeczeństwa do Kościoła i hołdem złożonym wielkiemu zmarłemu” - wspominał po latach nieżyjący już biskup Albin Małysiak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski