Kronikarz Krakowa od jego śmiertelnej strony

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banaś
Katarzyna Janiszewska

Kronikarz Krakowa od jego śmiertelnej strony

Katarzyna Janiszewska

Były technik kryminalistyki przez pięć lat wertował archiwa Zakładu Medycyny Sądowej. Stworzył wyjątkowy obraz kryminalnego Krakowa od 1881 r. do czasów współczesnych.

Andrzej Chytkowski, miłośnik Beatlesów, ojciec trójki dzieci, w sekcji MOJE pod datą 13 lutego 1985 r. zanotował: kobieta zamordowana na tle seksualnym. Znalazły ją dzieci bawiące się nad Sudołem, leżącą w śniegu. Kożuch odnaleziono przy ul. Siemaszki 1.

Pd datą 14 września 1918 r. zapisał: zmarł 49-letni Józef M., po złamaniu szczęki przy wyrywaniu zęba przez wiejskiego partacza. Podobnie 4 czerwca 1908 r. (poz. 135, sekcja ZĄB): Franciszek Ł., lat 38, szynkarz, zgon po wyrwaniu zęba przez kowala, poprzez zapalenie części miękkich szyi, okostnej, żuchwy po stronie prawej.

W zapiskach uwzględnił, że 5 listopada 1896 r. znaleziono mężczyznę w dole kloacznym przy ul. Dietla L105. Śmierć wskutek wpadnięcia po załamaniu pokrywy dołu.

W sekcji WYPADKI odnotował fakt, że 10 września1896 r. 80-letni mężczyzna został przejechany przez tramwaj konny. Zaś 5 listopada 1907 r. podczas nauki kierowania automobilem wypadł z niego 28-letni ślusarz Jan B. i zginął.

Pierwszy zapis jest z 15 października 1881 roku: 17-letni Stanisław L. znaleziony martwy na Błoniach. Sekcjonowany zmarł z krwotoku wewnętrznego przez rozszarpanie serca i płuca lewego kulą, a wszystko za tem przemawia, że zginął z własnej woli.

Autor starał się zachować język danych czasów.

Zeszyty śmierci

Zeszyty, 96-kartkowe, zapisane są starannym pismem („Kiedyś pisałem pismem technicznym, teraz już nie”), linijka pod linijką. Wyraźnie, równo, czytelnie. Bez skreśleń, błędów czy poprawek. W porządku chronologicznym. Daty, nazwiska i krótki opis.

To zapis wszystkich zgonów w Krakowie, od 1881 do 2015 roku, jakimi zajmował się Zakład Medycyny Sądowej. W sumie ponad 6 tysięcy śmierci. Wypadki, zabójstwa, samobójstwa.

- Trzeba pamiętać, że dawniej do zakładu nie trafiali ludzie na stanowiskach, możni i wpływowi - podkreśla Andrzej Chytkowski, emerytowany policjant. - No, chyba że to było zabójstwo i to głośne. Ale z reguły nie przeprowadzano sekcji na osobach znanych. Mnie się zdaje, że to by było poniżające dla tych ludzi. Więc badano tylko przyczyny zgonów szarych obywateli.

Spisywać zaczął Chytkowski już na emeryturze. Trochę przypadkiem. Od zawsze fascynował się lotniczymi historiami. Jak tylko w górze coś brzęczało, zadzierał głowę. Sam też trochę latał, najpierw w wojsku, później w aeroklubie. Napisał książkę „Lotnicy z Prokocimia” (tam dorastał), chodził po krakowskich cmentarzach, notował gdzie który leży. Ma taką wewnętrzną potrzebę porządkowania, segregowania.

- Ponad 20 lotników z Prokocimia latało w II wojnie światowej, nie ma takiej drugiej wsi na świecie - mówi starszy pan.

Do lotnictwa nie poszedł, bo mama nie chciała, by wyjeżdżał z Krakowa.

Wstąpił do policji i pracował jako technik kryminalistyki przy daktyloskopowaniu zwłok, zabezpieczaniu śladów zbrodni. Współpracował z Zakładem Medycyny Sądowej. To w jego archiwach postanowił szukać informacji o pilotach, którzy zginęli tragicznie („Oni często ginęli, latając do swoich dziewczyn”). Wszyscy go tam znają, nie miał problemu, aby dostać klucze, pożyczyć drabinę, jeśli trzeba było sięgnąć na wyższe regały po archiwalne dokumenty. Okazało się jednak, że sekcji zwłok lotników wojskowych w gmachu przy ul. Grzegórzeckiej 16 nie wykonywano.

W Krakowie są  miejsca, gdzie trup ściele się gęsto - mówi Chytkowski. - Trzeci Most, Planty - tam zawsze było niespokojnie
Andrzej Banaś W Krakowie są miejsca, gdzie trup ściele się gęsto - mówi Chytkowski. - Trzeci Most, Planty - tam zawsze było niespokojnie

- Ale za to zainteresowały mnie zgony zwykłych ludzi - mówi Chytkowski. - Na początku miałem zamysł, żeby napisać książkę kryminalną o Krakowie. Nie tylko o zabójstwach, ale o tym, co się wtedy działo w mieście. Tu wychodzą bardzo ciekawe historie z punktu widzenia medycyny sądowej. Dają nowe światło na Kraków tamtych czasów.

Baśka Zwierzyniecka i inne

Weźmy takie samobójstwa. Teraz ludzie najczęściej się wieszają. Albo skaczą zokna. Wtedy życie odbierały sobie częściej kobiety wten sposób, że truły się siarką. Zdrapywały ją zzapałek ipopijały wodą. Najczęściej były to służące, które zaszły wnieplanowaną ciążę. Wtamtych czasach to było nie dopomyślenia, ajak jeszcze były spoza Krakowa, to już wogóle były napiętnowane.

Już w XIX wieku wykonywano szkice z miejsca zdarzenia.

- Ten, z 11 grudnia 1896 r. pochodzi z domu dla ubogich - pokazuje Chytkowski. - Ciekawy jest też język, jakim protokoły były wtedy pisane. Niczego w opisach nie zmieniałem, nawet jak były błędy, nie poprawiałem.

5 marca 1902 r. Błażej J., czeladnik szewski, lat 23 znaleziony na cmentarzu krakowskim. Wymieniony strzelił sobie w głowę. Przy denacie znaleziono rewolwer i w notesie kartkę z napisem: „Kiedy Baśka Zwierzyniecka nie żyje, nie ma dla mnie życia na tym świecie”. A na drugiej kartce wiersz miłosny.

- To dlatego jestem zdecydowanym przeciwnikiem powszechnego dostępu do broni palnej - podkreśla były policjant. - Znaczna osób ginęła kiedyś właśnie dlatego, że można ją było bez problemu zdobyć. Były zabójstwa, samobójstwa, przypadkowe postrzelenia.

Protokół dalej Chytkowski trafił i na Baśkę. Barbara G., lat 60, 169 cm wzrostu, żona murarza. Znana pod nazwą Baśka Zwierzyniecka. Uległa wraz z mężem zaczadzeniu. Męża znaleziono martwego. Ją zaś odwieziono do szpitala nieprzytomną, gdzie w parę dni zmarła.

- No i pytanie, kim była ta Baśka, starszawa, mężatka, że ten młody człowiek był w niej taki zakochany? - zachodzi w głowę Chytkowski. - Tu jest wiele takich historii, co by się nadawały na powieść kryminalną.

W budynku przy ul. Długiej nr 52 popełniono aż trzy zabójstwa. 10 lipca 1896 r. znaleziono noworodka w króliczej norze. Kilkadziesiąt lat później jedna służąca zastrzeliła drugą. Zaś podczas okupacji grupa Halszki zamordowała dziewczynę, która miała współpracować z gestapo.

- W Krakowie są takie miejsca, gdzie trup ściele się gęsto i takie, że nic się nie działo - mówi Chytkowski. - Trzeci Most, Planty, Błonia - tam zawsze było niespokojnie.

Bezduszność

Chytkowski zwykle odnotowuje jedynie fakty. Rzadko ocenia. A jednak pod datą 9 listopada 1893 r. (poz. 123) zanotował: Bezduszność. Maria G. znaleziona w Ludwinowie, leżała od południa do wieczora przy gościńcu. Przewieziona przez Towarzystwo Ratunkowe do szpitala, gdzie w sali dyżurnej zaraz zmarła. Śmierć naturalna z rozległej gruźlicy płuc i jelit.

- Mnie pewnie chodziło o to, że ona tak długo na tym gościńcu leżała i nikt się nią nie zainteresował - przypomina sobie.

8 listopada 1918 r. Jan K., lat ok. 40, ogarnięty radością z odzyskania niepodległości wszedł na dach, by założyć narodową flagę. Nieszczęśliwie spadł, ponosząc śmierć.

Wiele tych spraw wraca po nocach. Niektóre widzę, jakby były wczoraj. Najtrudniej było jechać do dzieci, jak już się miało swoje

Z zeszytów dowiemy się też, że na początku XX w. niechciane dzieci oddawano do „fabrykantki aniołków” mieszkającej przy ul. Lubicz. Kobieta starała się, aby dziecko... zachorowało. Co w tamtych czasach prawie zawsze oznaczało śmierć.

Nawet małe dzieci musiały pracować. 31 marca 1986 r. Józefa Z., lat 15, służąca, oparzyła się przy podpalaniu pieca naftą. Zmarła w wyniku poparzeń ponad połowy powłoki ciała.

W czerwcu 1923 roku w Krakowie zaczęły się niepokoje. 6 listopada w strajkach robotniczych zginęło 14 ułanów, którzy szarżowali na robotników (konie ślizgały się po bruku, łamały nogi), 72 żołnierzy zostało rannych. Strajkujący (zginęło ich osiemnastu) zdobyli samochód pancerny.

Wojna

W czasie wojny Niemcy przywozili do zakładu zwłoki z egzekucji, z więzienia św. Michała, z Montelupich, z budynku gestapo przy ul. Pomorskiej, osoby ze śladami tortur. Nawet z obozu w Płaszowie. Na tej podstawie można określić, kiedy w obozie panowała epidemia, jak strzelano do ludzi.

- To kompletnie bezsensowne, że ich przywozili. Pewnie nie liczyli się z tym, że przegrają wojnę - mówi Chytkowski. I dodaje: Mnie zaskoczyło jeszcze coś. Z końcem Powstania Warszawskiego do Krakowa przychodziły transporty zabitych. I listy z opisem zwłok: wzrost, budowa, kolor włosów. W tych spisach są prawie same kobiety.

Rosjanie za to, gdy wkroczyli do Krakowa, zabijali zupełnie bez powodu, bez celu. 6 sierpnia 1945 r. przy ul. Starowiślnej 45-letnia Maria R. została wyrzucona z sowieckiej ciężarówki wojskowej. Miesiąc później, 29 września na dworcu kolejowym w Płaszowie pełniący służbę żołnierze sowieccy wepchnęli pod pociąg 22-letniego Karola F.

Po wojnie ludzie ginęli np. w wypadkach podczas podczas budowania Nowej Huty. Ówczesne władze ukrywały informacje o tych zgonach.

Protokoły sekcyjne, które przeglądał Chytkowski, to jedyny dokument na ten temat. Wynika z nich, że przez 10 lat powstawania Nowej Huty zginęło ponad stu robotników. Ginęli rażeni prądem, przysypani ziemią. 22 maja 1950 r. Franciszek C., ślusarz, zam. Nowa Huta, os. Centrum C, w czasie pracy na budowie został przyciśnięty przez urządzenie mechaniczne.

W Krakowie są  miejsca, gdzie trup ściele się gęsto - mówi Chytkowski. - Trzeci Most, Planty - tam zawsze było niespokojnie
Andrzej Banaś W Krakowie są miejsca, gdzie trup ściele się gęsto - mówi Chytkowski. - Trzeci Most, Planty - tam zawsze było niespokojnie

W życiu sentymentalny

Nad swoimi zapiskami Chytkowski pracował przez pięć lat. W budynku przy Grzegórzec-kiej spędził wiele godzin, wertował protokoły z sekcji zwłok. Protokoły są w tomach, oprawione rocznikami, każdy rocznik ma 10-14 tomów.

- Siedziałem i grzebałem - opowiada. - Przychodziłem o szóstej rano, kiedy nie było jeszcze studentów, ani wykładowców. Puściuteńko. Miałem ciszę i spokój. Mogłem pracować. Wychodziłem o dziewiątej. Zdarzało się, że przychodziłem przez tydzień, a później miesiąc nie chodziłem.

Przy wielu tych sprawach osobiście pracował.

Weźmy datę 24 lutego 1997 roku. 62-letni mężczyzna, pracownik umysłowy, samobójca znaleziony na torach kolejowych przed stacją PKP Łobzów. Leczony w poradni zdrowia psychicznego, wcześniej nie podejmował prób samobójczych.

Chytkowski, który wtedy pierwszy raz dźwigał ludzką głowę, po latach ma takie wspomnienie, że nie wyobrażał sobie, że ona może być taka ciężka.

- Wiele z tych historii wraca po nocach - wyznaje. - Niektóre przypadki do dziś widzę, jakby były wczoraj, nawet co, gdzie na stole ułożone. Najtrudniej było jechać do dzieci, jak już się swoje miało. Jak sobie to przypominam…

Jedyny w policji nosił długie włosy. - Pisałem wiersze, dalej piszę, ostatnio miłosne. Słuchałem Beatlesów, nosiłem buty na obcasach, modne wtedy. W życiu byłem sentymentalny, a tu taka praca, że ciągle miałem do czynienia z trupami. Ludzie nie wierzyli, że się mogę tym zajmować - mówi.

Inna sprawa: 6 czerwca 1998 r. Alicja S., rencistka. Znaleziona w swoim mieszkaniu przy ul. Królewskiej. Cierpiała na schorzenia nóg, miała stany depresyjne. Policję wezwał mąż, inwalida na wózku.

- Gdy przyjechaliśmy na miejsce kobieta leżała w kuchni, krwi było wysoko aż do progu, miała odcięte piersi i prawie całkiem odciętą głowę - relacjonuje. - Mnie to od razu wyglądało na zabójstwo. A sekcja wykazała, że sama się zabiła. Czasem tak jest przy zwłokach, że coś jest trudne do uwierzenia, a prawda jest całkiem inna.

Kryminalny

Kiedy w telewizji puścili serial „Belle Epoque”, wiele pań chciało, żeby Chytkowski im opowiadał o kryminalnym Krakowie.

- Ale ja tych zdarzeń, jakie były tam pokazywane, nie kojarzę… - mówi. Chociaż była podobna sprawa sędziego, którego znaleziono powieszonego, przebranego za kobietę, zmarł w trakcie miłosnych igraszek.

O, i jeszcze rzecz, z 4 sierpnia 1943 roku: mężczyzna lat 55, wspólnie z konkubiną zwabiali do mieszkania młode kobiety. Po zamordowaniu sporządzali z nich kiełbasy i sprzedawali w Krakowie na placach. Nikt nie jest w stanie ustalić ilu dokonali zabójstw. Zostali straceni w więzieniu św. Michała.

Były policjant wertuje zeszyty, by odświeżyć sobie pamięć. Nie wszystko może odczytać, pomaga sobie wtedy lupą.

Choć na emeryturze, nadal ma masę zajęć. Pracuje jako ławnik w sądzie. Ostatnio prowadzi wycieczki z getta na rampę w Prokocimiu (nieznaną zupełnie), z której odchodziły transporty Żydów do obozów koncentracyjnych. Pomysłów ma wiele.

- Tylko że ja to jestem leniwy. Biorę się za coś, zaczynam pisać, robić, a później zapał się kończy, szybko mi się nudzi. Ale może jeszcze tę książkę kryminalną napiszę?

Marchewa, rudy kanarek, siedzi cichutko w klatce, bo akurat się pierzy. Ale tak w ogóle, to podobno pięknie śpiewa.

***

Ostatni wpis z 8 czerwca 2015 roku: 25-letni mężczyzna przebywał nad wodą (Bagry) ze swoimi znajomymi. W pewnej chwili zaczął się topić, lecz nikt nie zareagował. Następnego dnia został wyłowiony przez straż pożarną. Miał we krwi 1 promil alkoholu.

Katarzyna Janiszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.