Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kierowca potrącił psa i ciągnął po jezdni

Katarzyna Hołuj
Katarzyna Hołuj
Borys, pies pana Krzysztofa, jeszcze przed wypadkiem
Borys, pies pana Krzysztofa, jeszcze przed wypadkiem Fot. Archiwum prywatne
Policja bada bulwersującą sprawę potrącenia psa. Kierowca, pod auto którego wpadło zwierzę, nie tylko się nie zatrzymał, ale wlókł je przez około kilometr. Prawdopodobnie pies sam wypadł spod podwozia.

Do zdarzenia doszło w środę późnym wieczorem na ulicy Niepodległości (na wysokości wylotu ul. Pardyaka). Właściciel psa, wracając z nim ze spaceru, chciał przejść przez jezdnię. Nie zdążył zablokować smyczy i pies, na której go trzymał, wyszedł na drogę pod nadjeżdżający od strony Stradomia samochód.

Kierowca auta odjechał, ciągnąc pod autem zwierzę. - Biegłem za nim, ale go zgubiłem. Jeszcze przed rondem zwolnił, ale jak wszedł w zakręt, odjechał z piskiem opon - relacjonuje Krzysztof Surówka, właściciel psa.

Wkrótce zadzwoniła do niego kobieta, która przechodząc ul. Szpitalną zobaczyła rannego psa leżącego na środku jezdni (na przejściu dla pieszych u wylotu ul. Szpitalnej). Mogła powiadomić właściciela, bo pies miał zanotowany jego numer przy obroży. - Był strasznie pokiereszowany, ale przytomny. Podnosił łeb, próbował wstać - mówi pani Danuta.

Pies trafił do pobliskiej lecznicy weterynaryjnej, gdzie szybko zajęli się nim lekarze. Jeden z nich, Zbigniew Wołoszyn, powiedział nam, że tak zmasakrowanego psa dotąd nie widział. Miał m.in. duży ubytek skóry na lewym boku, uszkodzone w wyniku tarcia o asfalt mięśnie, lewą przednią łapę niemal oderwaną od tułowia i rozerwany staw skokowy. Opis obrażeń zamieszczony w internecie jest dłuższy i daje wyobrażenie o cierpieniu, jakie musiało przeżywać zwierzę.

Pomimo wysiłków lekarzy, serce psa nie wytrzymało i nad ranem zwierzę zakończyło życie.

Właściciel psa w środę, po wyjściu od weterynarza, zgłosił dyżurnemu policji co zaszło, a potem dwukrotnie, w czwartek i piątek, próbował złożyć oficjalne zawiadomienie na policji. Bez skutku. - Usłyszałem, żeby zwrócić się z pozwem cywilnym do sądu. I że to ja mogę być pociągnięty do odpowiedzialności, za nieupilnowanie psa - mówi.

Był też w Straży Miejskiej, gdzie chciał dowiedzieć się, czy kamery miejskiego monitoringu zarejestrowały to zdarzenie. - Na moje nieszczęście nic się nie nagrało - mówił nam wczoraj przed południem.

Sprawa nabrała rozgłosu w internecie. Pod opisem zdarzenia zawrzało. Internauci domagają się złapania i ukarania kierowcy.

Straż Miejska, którą zapytaliśmy o nagrania z monitoringu powiadomiła nas wczoraj, że informacja o braku takich nagrań wynikała z wprowadzenia przez zgłaszającego w błąd co do dokładnego miejsca i czasu zdarzenia. Jak mówi Tomasz Burkat, komendant SM w Myślenicach, nagrania są i zostały przekazane policji na potrzeby prowadzonego przez organy ścigania postępowania.

- Na chwilę obecną zabezpieczony został zapis nagrań z dwóch kamer miejskiego monitoringu - mówi komendant. - System miejskich kamer w tym dniu działał, warto jednak przypomnieć, że większość tych urządzeń jest obrotowych.

Strażnicy nie ujawniają z których kamer pochodzą nagrania „z uwagi na prewencyjne zastosowanie tych urządzeń”.

Policja potwierdza, że nagrania są. Widać na nich samochód którego markę i kolor zapamiętali właściciel psa i świadkowie. - Dążymy do ustalenia osoby, która kierowała samochodem - mówi asp. sztab. Szymon Sala, oficer prasowy KPP w Myślenicach. Dodaje też, że jest za wcześnie, aby sprawę tę rozpatrywać w kategorii umyślnego znęcania się nad zwierzęciem.

Czy jest jednak możliwe, że kierowca nie wiedział co się dzieje? - Pies ważył 25 kg. Nawet trzyletnie dziecko tyle nie waży. Poza tym wył, jak go ciągnięto - mówi właściciel psa.

Także kierowca zawodowy z którym rozmawialiśmy, mówi, że nie ma możliwości, aby kierowca był nieświadomy sytuacji. - Każde uderzenie, nawet kamyka o zderzak słychać, a mówimy o dużym psie. Dla mnie to jest chore, że się nie zatrzymał - powiedział nasz rozmówca.

***

To był tylko pies...

Ponad rok temu pisaliśmy o podobnym zdarzeniu w Krakowie. Pies Barbary Hartman został postrzelony. Opiekunka zgłosiła sprawę policji, ale w komisariacie usłyszała, że „my tu się ludźmi zajmujemy”. Dopiero po interwencji adwokata spisano jej zeznania. - Znęcanie się nad zwierzęciem jest przestępstwem - mówiła wtedy mec. Dorota Dąbrowska. - Nie może być tak, że policjant odmawia przyjęcia zeznań.
(AGA)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski