Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bohaterka stanu wojennego, czyli „Kaśka” co nie bała się esbeków

Dorota Stec-Fus
Barbara Zientarska
Barbara Zientarska fot. Jacek Boroń
We wtorek na cmentarzu Rakowickim pożegnaliśmy Barbarę Zientarską, ps. Kaśka. W naszej pamięci pozostanie jako symbol niezłomności w walce z komunizmem, jako przykład codziennej, ofiarnej pracy podziemnej Solidarności w mrocznych latach stanu wojennego.

Barbara Zientarska nie piastowała w „Solidarności” żadnych funkcji, nie aspirowała do zasiadania we władzach związku. Ale bez niej nie byłoby możliwe wydawanie „Hutnika”, „Obserwatora Wojennego” czy „Bez Dekretu”. A gdyby nie podziemna prasa w latach stanu wojennego - której zasięg oddziaływania, liczba tytułów i tematyka sprawiły, że była swoistym fenomenem - nie byłoby dziś wolnej Polski.

W 1983 roku dom Zientarskiej na ul Stachiewicza (Azory) stał się miejscem druku prasy podziemnej. Ale nie tylko. -„Kaśka” wraz matką stworzyły tam miejsce wyjątkowe. Znalazł tam schronienie każdy ukrywający się przed esbekami, spotykali się robotnik z naukowcem, lekarzem i studentem. Każdy dostał coś do jedzenia i picia, co w tych czasach miało spore znaczenie - wspomina Krystyna Ryczaj-Marchewczyk, ps. Zośka.

Tradycja rodzinna zobowiązuje

Urodziła się w 1942 roku w Zakopanem. Z tym miejscem wiąże się dramatyczna historia jej rodziny, która - jak zawsze podkreślała - wyznaczyła również bieg jej życia. - Jeden z braci mojej mamy, Jasiek, był w czasie wojny kurierem tatrzańskim. Chodził na Węgry i przynosił polskie pieniądze w drobnych nominałach, które potem ojciec i mama wozili do Krakowa do wyznaczonych miejsc. Gdy Jasiek się ożenił, jego żona nalegała, by przestał chodzić po górach, lecz zaczął robić coś na miejscu. I wtedy zaczął współpracować z jednostką Armii Krajowej z Krakowa, a żona razem z nim. Niestety mieli wpadkę. Jej się udało, ale wujek, niestety, zginął w Oświęcimiu. Rozstrzelali go pod ścianą śmierci - opowiadała. To fragment wywiadu z Zientarską, który znajdzie się w II tomie książki “Kobiety Małopolskiej Solidarności” M. Maliszewskiej i B. Rewickiej.

W wieku kilku miesięcy Zientarska zachorowała na Heine-Medine, w wieku 5 lat rozpoczęła intensywne leczenie i rehabilitację w Krakowie. W 1950 roku rodzice wraz z dziećmi przenieśli się do Krakowa, gdzie kupili dom. Skończyła Politechnikę Krakowską i pracowała w biurze projektów. Ale problemy z poruszaniem zmusiły ją do przejścia na rentę, niestety socjalną, bo ZUS-owskiej wypracować nie zdołała.

Do podziemia wprost ze szpitala

W 1980 roku już nie pracowała, była na rencie i leczyła się. Wcześniej miała zapalenie piersi i operację. A później - kłopoty z oczami. To wszystko ciągnęło się prawie pół roku. Gdy Wojciech Jaruzelski ogłosił stan wojenny, była w szpitalu po kolejnej operacji. Wstrząsnęło to nią bardzo i i stwierdziła, że nie może tego tak zostawić, że musi coś zrobić. A ponieważ lekarz, który ją operował, Jacek Marchewczyk ( członek Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, zm. w kwietniu 2016 - przyp. red.) był szefem „Solidarności” na Akademii Medycznej, a raczej w PSK, czyli w Państwowych Szpitalach Klinicznych, to oświadczyła mu, że jest gotowa do działania.

Wszystkich wypisywali do domów zaraz po 13 grudnia. - Ponieważ to była trzecia moja operacja i byłam w bardzo dobrych stosunkach z pielęgniarkami i z lekarzami, poprosiłam, żeby mnie zostawili jak długo mogą. Pomyślałam: jak pójdę do domu, to co ja będę wiedziała? Telewizji nie było, telefonu nie mieliśmy, nie chodziłam, bo miałam nogę w gipsie. Byłabym więc odcięta od wszelkich źródeł informacji o tym, co się dzieje na świecie. A w szpitalu było kilka odbiorników radiowych, na których słuchano Wolną Europę i zawsze ktoś przynosił jakieś wiadomości. I jak w końcu wychodziłam do domu, tuż przed świętami, to powiedziałam Jackowi, że mogę mieszkanie udostępnić dla ukrywających się - mówiła Zientarska w wywiadzie.

Tak też się stało. Z propozycji skorzystał Wojciech Marchewczyk (brat Jacka) redaktor odpowiedzialny i wydawca „Hutnika” . Było to jedno z najważniejszych podziemnych pism „Solidarności” regionu Małopolska, wydawanego najdłużej, bo do 1989 roku. - Wcześniej ukrywałem się w różnych miejscach Krakowa. W 1983 roku „Kaśka” i jej matka przygotowały mi kryjówkę na Stachiewicza. Wkrótce ich dom stał się „sercem wszystkiego” - wspomina Marchewczyk. - Zorganizowaliśmy tam podziemną drukarnię, wydawaliśmy m.in. „Hutnika” „Aktualności Serwisu Informacyjnego RKS Małopolska”, „Solidarnośc Hutników”, „Kronikę Małopolską”, „Bez Dekretu” czy Obserwatora Wojennego”. Do tego książki - mówi Marchewczyk.

„Kaśka’” i jej mama robiły wszystko: redagowały, przepisywały na maszynie, w razie potrzeby także drukowały. Pomagały ściganym przez PRL-owski aparat represji, nazwany - jak na ironię - Służbą Bezpieczeństwa. Oddały się tej działalności bez reszty, poświęciły cały swój czas, umiejętności i skromne dochody. - Stworzyliśmy wtedy taką wolną wyspę „Solidarności” i solidarności. I to pamięta się bardziej niż wszystkie negatywne uczucia, które czasami każdego z nas dopadały: zmęczenie, napięcie czy niepokój. Jeszcze jedno: na tej naszej wyspie czuliśmy się wolni i bezpieczni. Pamiętam swoje zdziwienie, gdy spotykałam znajomych a oni się bali. Panicznie się bali, nawet myśli, że może ktoś ich posądzić o działalność podziemną - opowiadała Barbara Zientarska w 2013 roku w rozmowie z Biuletynem Informacyjnym Stowarzyszenia Sieć Solidarności (BI)).

Któregoś dnia konieczność przestrzegania zasad konspiracji sprawiły, do pracy nad kolejną edycją „Hutnika” nie pojawił się nikt. - I co? One same wydrukowały 5-tysięczny nakład gazety! - Marchewczyk do dziś nie może wyjść z podziwu.

Wielka wpadka i aresztowania

W czerwcu 1987 roku ktoś sypnął. Kto? Nie wiadomo do dziś. Do domu na Stachiewicza zawitali esbecy wraz z gen. Jerzym Grubą, ówczesnym zwierzchnikiem krakowskiej bezpieki na czele. Przyjechali “starem”, który kursował kilkakrotnie. Przeszukali wszystko, piwnice, garaż itp. Wywieźli całe archiwum, maszynę drukarską, wiele ryz papieru. - To było straszne-- Wojciech Marchewczyk do dziś nie może odżałować tej straty.

Do aresztu trafili on i Zientarska. - Nikogo nie obchodziło, że „Kaśka” jest osobą niepełnosprawną. Drewniane prycze, kubły zamiast toalet, straszliwa ciasnota sprawiły, że te dwie doby zapamiętała jako najgorsze w swoim życiu - mówi Marchewczyk.

Kolegium ds. wykroczeń ukarało ją grzywną w wysokości 50 tys. zł. Zapłaciła krakowska kuria.

Ale Kaśka nie wystraszyła się. Po wakacjach Marchewczyk ruszył z robotą na nowej maszynie, druk odbywał się w innym miejscu. „Kaśka” stawiła się jako pierwsza. Robiła to samo, co przedtem, czyli wszystko.

W czerwcu 1989 twórcy pisma podjęli decyzję o zaprzestaniu jego wydawania. W sumie ukazały się 202 numery Hutnika w nakładzie 2-16 tys. egz., nie licząc numerów specjalnych. Ilustrowany numer specjalny z 16 grudnia 1984 poświęcony ks. Jerzemu Popiełuszce ukazał się w nakładzie 20 tys. egzemplarzy

W rozmowie z BI Barbara Zientarska tak podsumowała ten okres: „Naharowałam się wtedy. Pisałam na maszynie na matrycach białkowych, przygotowywałam płyty do offsetu. Wydawaliśmy książki, więc zajmowałam się ich obcinaniem i oprawianiem. Czasami drukowałam jedynie z pomocą mojej mamy. W moim mieszkaniu dobywały się spotkania, były skrzynki kontaktowe (...)”

W wolnej Polsce żyła skromnie

W wolnej Polsce Barbara Zientarska - podobnie jak przez całe swe życie - nie ubiegała się o żadne zaszczyty i apanaże. Żyła bardzo skromnie, do marnej renty dorabiała sobie chałupnictwem.

Była członkiem Stowarzyszenia Sieć Solidarności, które od kilku lat opiekowało się nią z powodu jej poważnego stanu zdrowia. Ostatnie miesiące swojego życia spędziła w hospicjum, gdzie zmarła 28 czerwca tego roku. We wtorek, 4 lipca, na cmentarzu Rakowickim pożegnało ją ok. 100 osób.

Odznaczona była Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski (2012), Medalem Za Zasługi dla Małopolskiej „Solidarności” (2007), Medalem Niezłomnym w Słowie (2010), oraz Medalem „Dziękujemy za wolność” (2014).

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 11

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski