Pracownicy wadowickiego pogotowia ratunkowego domagają się wypłaty części - ich zdaniem - należnego im wynagrodzenia. Nie otrzymali go za ostatnie trzy lata.
Lawina pozwów
- Między 2013 r. a 2016 r. powinniśmy dostawać dodatek do podstawy wynagrodzenia, wynikający z ustawy o ratownictwie medycznym, którego nie mogliśmy się doprosić u dyrekcji szpitala aż do lipca tego roku - mówi Tadeusz Dubel z Międzyzakładowej Organizacji Związkowej Ogólnopolskiego Związku Ratowników Medycznych.
Wnioski do sądu pracy o zapłatę tego dodatku od połowy września skierowało już 60 pracowników pogotowia, w tym także ci, którzy pracują w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym.
- To prawie cała nasza załoga. Na biurku dyrektora szpitala leżą nasze wezwania do zapłaty. Jeśli nie dostaniemy pieniędzy, ruszą procesy sądowe. Pozwy zostały już złożone w sądzie, ale daliśmy pracodawcy ostatnią szansę - zapowiada Tadeusz Dubel.
Żądane kwoty są różnej wysokości. - To może być od 5 tys. zł do nawet 10 i 15 tys. zł, w zależności od rodzaju umowy, jaką miała konkretna osoba - wyjaśnia Janusz Kudłacz, jeden z ratowników medycznych. W sumie może chodzić nawet o 500 tys. zł.
Ratownicy podkreślają, że obecnie należne im dodatki są już wypłacane, dzięki zmianom zasad wynagradzania, wprowadzonym przed dyrekcję szpitala powiatowego od lipca tego roku. Zlikwidowano wtedy dodatek stały w wysokości 30 procent wynagrodzenia zasadniczego, i zastąpiono go dwoma innymi.
Jednym w wysokości 65 proc. stawki godzinowej wynagrodzenia zasadniczego za każdą godzinę pracy nocą oraz drugim - 45 proc. stawki godzinowej wynagrodzenia zasadniczego za każdą godzinę pracy w niedziele, święta oraz w dni wolne.
Nie chcą zapłacić
Józef Budka, dyrektor Szpitala Powiatowego im. Jana Pawła II w Wadowicach, tłumaczy, że jest zdziwiony postawą pracowników pogotowia.
- Poszliśmy im na rękę na tyle, na ile to było możliwe. Teraz płacimy im zgodnie z ustawą - podkreśla Józef Budka.
Dyrektor zadłużonej na ok. 16 mln zł lecznicy nie ukrywa, że sytuacja finansowa szpitala jest główną przyczyną tego, że nie zgadza się na wypłatę zaległych pieniędzy.
- Nawet nie miałbym z czego im zapłacić. Ledwo przekonaliśmy kilka dni temu Zarząd Powiatu, by wsparł nas finansowo kwotą 3,5 mln zł na nowy sprzęt i spłatę zaległych zobowiązań. Cały czas musimy szukać oszczędności - mówi.
Zaniepokojeni tą sytuacją są mieszkańcy i pacjenci.
- Spór trwa od wiosny, ale oddanie sprawy do sądu może jeszcze bardziej popsuć i tak złą atmosferę w pogotowiu. Oby to nie odbiło się na ludziach - martwi się Marcin Walczykiewicz z Wadowic.
Dyrektor Budka uspokaja: - Nie ma żadnego zagrożenia dla funkcjonowania SOR i pogotowia. Spór dotyczący zasad organizacji pracy rozstrzygnie prawdopodobnie sąd, ale bez względu na jego decyzję nikt z korzystających z naszych usług na tym nie ucierpi.
Pracownicy pogotowia zapewniają, że nie przestaną pomagać. Skarżą się, że czują się przez pracodawcę zastraszani. W marcu tego roku kilkudziesięciu z nich przeszło ulicami Wadowic w proteście przeciwko niskim wynagrodzeniom.
- Po tym, pod byle pretekstem, zwolniono jednego z nas. Tylko za to, że wziął udział w proteście i ostro nas bronił - twierdzi jeden z ratowników. Zwolniony ratownik sądownie domaga się przywrócenia do pracy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?