Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rafał Komarewicz: Kraków potrzebuje konkretów, a nie mglistych wizji

Piotr Tymczak
Piotr Tymczak
Rafał Komarewicz
Rafał Komarewicz Joanna Urbaniec
Debata prezydencka. - Miasto to musi być wewnętrznie napędzająca się maszyna. Mam poczucie, że niestety teraz tak nie jest. Chciałbym to zmienić - mówi Rafał Komarewicz, poseł Trzeciej Drogi, polityk Polski 2050 Szymona Hołowni, były przewodniczący Rady Miasta Krakowa, obecnie kandydat na prezydenta Krakowa Komitetu Wyborczego Wyborców Rafała Komarewicza Kraków Trzecia Droga.

Trzecia Droga w nazwie Pana komitetu wyborczego nie jest myląca?

W parlamencie jestem członkiem klubu Polska 2050 Szymona Hołowni, a więc partii, która wchodzi w skład Trzeciej Drogi. PSL ma w parlamencie swój odrębny klub PSL – Trzecia Droga. Współpracujemy, ale formalnie każdy zachowuje swoją podmiotowość. Można więc powiedzieć, że jestem kandydatem Trzeciej Drogi Szymona Hołowni.

Szymon Hołownia na początku pracy w parlamencie zdobył wielką popularność, ale teraz dla części stał się politykiem kontrowersyjnym, część koalicjantów kieruje wobec niego zarzuty związane z przesunięciem debaty na temat projektów aborcyjnych po wyborach samorządowych. Poparcie lidera Polski 2050 nie jest teraz dla Pana obciążeniem?

Wręcz przeciwnie. Różnica między Szymonem Hołownią a politykami starej daty jest taka, że chce rozwiązywać problemy Polaków, a nie tylko udawać, że je rozwiązuje. Przesunął debatę na temat projektów dotyczących aborcji na 11 kwietnia, a więc po wyborach zaplanowanych na 7 kwietnia. Zrobił tak, by problem rozwiązać, a nie zrobić z tego rozgrzewający opinię publiczną temat w kampanii. Niestety, wielu polityków chcę z tego tematu zrobić spektakl, bo liczą, że w ten sposób pozyskają wyborców. Jestem za tym, aby prawo aborcyjne zostało znowelizowane, ale rozumiem postępowanie marszałka Hołowni. Teraz ten temat stał się paliwem dla lewicy, poruszyli te kwestie tylko po to, żeby zrobić szum przed wyborami. To są zagrania na pokaz, pod kampanię, a nie po to, aby realnie rozwiązać sprawę. Są cztery projekty ustawy aborcyjnej. Trzecia Droga chce, aby każdy z nich był procedowany. Przed
wyborami prawdopodobnie każdy będzie głosował za swoim, a przeciw projektom zgłoszonym przez kogoś innego i w ten sposób żaden projekt ustawy nie przejdzie. Po wyborach mamy szanse merytorycznie dyskutować w oderwaniu od wyborczego sporu. Trzeba mieć też na uwadze, patrząc na to jak zachowuje się prezydent RP Andrzej Duda, że istnieje małe prawdopodobieństwo, aby podpisał się pod którymś z tych projektów jeżeli zostanie uchwalony. Propozycja Trzeciej Drogi, aby przeprowadzić referendum krajowe w sprawie aborcji jest sposobem na to, by wprowadzić zmiany, które są oczekiwane przez Polaków, a których nie zablokuje prezydent Duda.

A jakie są Pana zdaniem oczekiwania krakowian, które mógłby wprowadzić, gdyby został prezydentem miasta?

Problemy komunikacyjne to według mnie, ale też mieszkańców największa bolączka. 10 lat temu krakowianie opowiedzieli się w referendum za budową metra. Niestety, prezydent Krakowa nie zrealizował tej potrzeby. Obecnie mamy w mieście paraliż komunikacyjny. Sytuację może poprawić budowa pierwszej linii metra z Nowej Huty przez centrum do Bronowic. Miasto nie jest w stanie samodzielnie udźwignąć finansowo takiej inwestycji, ale można sięgnąć po środki rządowe i unijne. Musimy też mieć na uwadze, sytuację geopolityczną w naszej części Europy. Jeśli metro będzie wyposażone w schrony, jak np. w Waszyngtonie, będziemy mogli pozyskać na ten cel środki z funduszy na obronność. Jestem daleki od tego, by straszyć krakowian, ale trzeba być przygotowanym na najgorsze scenariusze. Poza tym, że jeżeli o tym mówimy, to otwierają się też inne możliwości finansowania tego zadania - ze środków na obronność kraju. Na budowę metra, przy sprawnych działaniach , potrzeba ok. 5-10 lat. Do tego czasu musimy szybciej usprawnić publiczną komunikację. Można dostosować więcej torowisk tramwajowych do tego, aby mogły nimi jeździć autobusy. Obecnie mamy wspólne trasy dla tramwajów i autobusów w pewnej części co generuje spore zamieszanie. Możliwość skierowania autobusów na torowiska spowoduje, że będą się szybciej przemieszczać, nie będzie opóźnień związanych ze staniem w korkach. Trzeba też dalej rozwijać Szybką Kolej Aglomeracyjną.

To jednak korków nie zlikwiduje.

Największe korki mamy w Krakowie w piątki. Mój pomysł jest taki, aby w tym dniu była w mieście darmowa komunikacja. Zobaczymy, jak to będzie funkcjonować. Ale liczę na to, że jak osoby dotychczas jeżdżące autami w piątki będą korzystać z tramwajów i autobusów, to może się do nich przekonają także w inne dni. Oszacowałem, że darmowa komunikacja w piątki to rocznie koszt ok. 60 milionów złotych. Zmiany muszą być też korzystne dla stałych użytkowników krakowskiej komunikacji, czyli mieszkańców kupujących bilety miesięczne lub półroczne. Wraz z wprowadzeniem darmowych piątków w komunikacji obniżymy o 13 procent cenę każdego biletu okresowego. Uważam, że jeśli traktujemy transport zbiorowy w sposób priorytetowy, to są to wydatki, które Kraków może ponieść. To powinno też wpłynąć na rozwój Krakowa, zainteresowanie nim ze strony nowych podatników i przedsiębiorców. Nawet jak przez rok, dwa poniesiemy nakłady na transport miejski, to w kolejnych latach możemy mieć zysk, bo więcej osób będzie płaciło tu podatki. Jeżeli chodzi o pieniądze, to podstawą są środki wpływające ze wspomnianych podatków. Mamy teraz dużo samorządowców w Sejmie, którzy są zgodni, że rozdział środków musi funkcjonować na innych zasadach, tak aby wyższy procent z podatków zostawał w gminach. Postulat Polski 2050 jest też taki, by 3 procenty z VAT-u trafiały do samorządu.

Darmowa komunikacja w piątki zastąpiłaby więc możliwość bezpłatnych przejazdów w dni kiedy mamy smog?

Teraz darmowe przejazdy mamy w dni, kiedy jest smog, ale o tym mieszkańcy często nie wiedzą. Jeżeli ogłosimy, że we wszystkie piątki przejazdy są darmowe, to taka informacja się ugruntuje. Jeżeli chodzi o ochronę powietrza, to mamy paradoks polegający na tym, że Kraków poradził sobie ze smogiem wprowadzając w całym mieście zakaz palenia węglem, ale z tym problemem nie poradził sobie tzw. obwarzanek, czyli okoliczne gminy. Zanieczyszczone powietrze przedostaje się z nich do Krakowa. Nie zrobimy wyraźnego postępu bez mocnego lobbingu i nacisku prezydenta Krakowa na ościenne gminy i władze województwa oraz bez pozyskania dodatkowych funduszy na likwidację palenisk w tych gminach.

Tylko że w nich będą rządzić nowi wójtowie i burmistrzowie, a nie prezydent Krakowa.

Trzeba na to patrzeć szerzej. W Sejmie będzie procedowana ustawa metropolitalna. Jeżeli zostanie uchwalona, to Kraków
wraz z okolicznymi gminami utworzy metropolię, na czele której powinien stać prezydent największego miasta. W ramach metropolii będzie można zintegrować komunikację. To jest też moment, aby przekonać włodarzy ościennych gmin, aby przyspieszyli działania antysmogowe. Jeżeli zostanę prezydentem Krakowa, to bardzo aktywnie będę rozmawiał z wójtami i burmistrzami okolicznych gmin oraz z władzami województwa. Do tej pory rozmowy włodarzy Krakowa w tym temacie, nie były satysfakcjonujące.

Innym ważnym tematem dominującym w debacie publicznej w Krakowie w ostatnich latach była walka z betonozą i upominanie się o tereny zielone. Z drugiej strony coraz więcej mówi się o tym, że pod Wawelem brakuje mieszkań. Da się w ogóle to jakoś pogodzić?

Przy jednym stole powinni usiąść aktywiści miejscy zabiegający o więcej zieleni, mieszkańcy, deweloperzy i przedstawiciele urzędu. Z jednej strony mówimy, że brakuje zieleni, z czym się zgadzam. Z drugiej jednak brakuje około 80 tysięcy mieszkań. To są dwie przeciwstawności. Moim zdaniem trzeba zmienić podejście do nowo budowanych osiedli. Oprócz bloków musimy zapewnić tereny zielone, dostępność do dużych parków, miejsc parkingowych, usług publicznych, żłobków, przedszkoli, szkół. Jeżeli mamy osiedle z zabudową jednorodzinną, to powinien być koniec z „wuzetkami" na wciskanie tam bloków. Miasto powinno być kreatorem przemyślanego rozwoju tkanki miejskiej, a dziś tak nie jest. Nic się samo nie zadzieje, bez wspólnej dyskusji ten temat nie zostanie cudownie sam rozwiązany. Ale najważniejsze byśmy wspólnie planowali rozwój przestrzenny miasta.

Mamy projekt Nowego Miasta, czyli dzielnicy wieżowców w Płaszowie i na Rybitwach. To dobry kierunek rozwoju?

Jeżeli chcemy zagospodarować dużą część miasta, to nie powinniśmy się opierać tylko na naszym widzi mi się, ale ogłosić duże konkursy międzynarodowe, aby architekci i urbaniści przedstawili nam swoje wizje. Na dziś pomysł tworzenia dzielnicy wieżowców z biurowcami nie jest chyba najszczęśliwszy, skoro słyszę, że wolne jest 15-20 procent powierzchni biurowych w Krakowie. Trzeba więc zaangażować specjalistów z międzynarodowym doświadczeniem, którzy mogą zaproponować różnorodne rozwiązania. Stworzenie nowoczesnego miasta jest ciekawym pomysłem, choć nie wiem, czy na tym terenie powinno znaleźć się aż tak dużo biurowców. Inna sprawa to przedsiębiorcy z Płaszowa i Rybitw. Nie powinno być mowy o budowie Nowego Miasta do momentu, w którym nie przedstawi im się uczciwej propozycji dotyczącej ich dalszej działalności.

Była propozycja, żeby mogli dalej działać na terenach po kombinacie w Nowej Hucie.

Ale to powinny być przygotowane umowy do podpisania, a nie gdybanie! Chciałbym, żeby polityka w Krakowie bazowała na konkretach, a nie na mówieniu, że my wam coś zorganizujemy. Takie rozmowy nie mogą się kończyć na mglistej zapowiedzi. Jeżeli chodzi o Nową Hutę, to powstaje tam nowa strefa gospodarcza. Problem jednak w tym, że w zakresie Nowej Huty Przyszłości przez lata niewiele zrobiono. A potrzebne jest nowe centrum gospodarcze. Kraków skupił się na usługach outsourcingowych, które w ciągu trzech miesięcy można przenieść w dowolny zakątek świata. Już mamy, w ostatnich miesiącach, sygnały o zwolnieniach w takich firmach. Powinniśmy też stawiać na przedsiębiorstwa produkcyjne, przemysł, który jest oczywiście akceptowalny dla mieszkańców, np. produkcja paneli fotowoltaicznych, części do samochodów elektrycznych, itp. Przeniesienie fabryki jest dużo trudniejsze niż w przypadku outsourcingu, w którym obecnie w Krakowie pracuje około 100 tysięcy osób. A jak się okaże, że w najbliższych latach 30 tysięcy z nich zostanie zwolnionych z powodu przeniesienia działalności do innych krajów, to co zrobimy? Prezydent, tak jak to jest przykładowo we Wrocławiu czy Katowicach musi aktywnie szukać inwestorów. Samo to, że Kraków jest rozpoznawalną marką już nie wystarczy.

Będzie się Pan licytował z innymi kandydatami na liczbę parków w Krakowie?

Trzeba zmienić podejście do tego tematu, a nie licytować się. Zieleń i drzewa mają mieć priorytet. Nie może być tak, jak w przypadku budowy linii tramwajowej do Mistrzejowic, że wycinka drzew miała być minimalna, po czym pod topór idą setki drzew. To nie może być tak, że urząd idzie na rękę inwestorowi i zgadza się na wycinkę, żeby mu się lepie budowało. Inwestor ma tak zaprojektować przedsięwzięcie, aby zachować jak najwięcej zieleni. Nie chodzi też o to, by powstał park gdzieś na obrzeżach, do którego mieszkaniec dotrze jak wsiądzie w autobus i przejedzie dziesięć przystanków. Parki, place zabaw, tereny rekreacyjne muszą być blisko osiedli, wtopione w tkankę miasta.

Jak przekona Pan do swoich pomysłów tych, którzy kojarzą Pana z dotychczasową polityką miasta i wieloletnią współpracą z obecnym prezydentem, w którego klubie w Radzie Miasta był Pan przewodniczącym?

Pojawia się pytanie, jaka zmiana ma pojawić się w Krakowie po 21 latach. Jeżeli ma być rewolucyjna, to są kandydaci, którzy to proponują. Mamy też kandydata kontynuacji, bo wystartował wiceprezydent Andrzej Kulig. Trudno inaczej to odbierać, jeżeli do rywalizacji staje ktoś, kto de facto rządził przez ostatnie pięć lat w Krakowie. Widać było przecież, że wiceprezydent Kulig decydował o najważniejszych kierunkach rozwoju Krakowa, skupiał w swoich rękach większość władzy. Ja jestem za zmianami ewolucyjnymi. Uważam, że niektóre rzeczy były w Krakowie dobre. Wybudowano Centrum Kongresowe ICE Kraków czy halę widowiskowo-sportową Tauron Arenę, gdzie można pójść na koncert a nie jechać do innego miasta, to do nas przyjeżdżają goście. Są jednak rzeczy, które się w ostatnich latach nie udały i to trzeba zmienić. Nie może pozwolić sobie na kontynowanie nieprzemyślanych, chaotycznych inwestycji, ich kumulacji, opóźnień. Pięć lat temu ktoś mówił, że nie stać nas na metro, teraz ten ktoś jest jego gorącym zwolennikiem. Tak nie może być, w ten sposób nie zbudujemy długofalowej wizji rozwoju naszego miasta.

Czego zabrakło?

Już dawno mówiłem o tym, że powinniśmy mieć masterplan dotyczący komunikacji. Dzisiaj wszystko, co jest robione w Krakowie, jest robione at hoc. Proszę zobaczyć, ile razy zmieniała się organizacja ruchu w różnych miejscach, raz jest ulica jednokierunkowa, później dwukierunkowa, następnie jednokierunkowa, ale w przeciwnym kierunku. Nie na tym polega dobre zarządzanie miastem. Nie może być też tak, że planujemy remonty dwóch ulic obok siebie, jeden ma być w tym roku, drugi za dwa lata, a później się okazuje, że jeden się opóźnił, obydwa są realizowane naraz i następuje totalna blokada komunikacyjna. Mieliśmy remont mostu Dębnickiego, trzeba było wszystko zrobić, żeby prace zostały szybko zakończone, zanim rozpocznie się przebudowa pobliskiej ulicy Kościuszki. Nie zrobiono tego i terminy obu inwestycji się na siebie nałożyły. Kraków powinien być też miastem równych szans. Są dzielnice i osiedla, gdzie są piękne szkoły z basenem i nowoczesną salą gimnastyczną. Zazwyczaj jest tak w tych miejscach, skąd są sprawni i skutecznie radni. Są jednak miejsca, gdzie w szkole wypadają klepki z parkietu, które są z lat70. Tak być nie powinno.

Po tym jak ogłosił Pan swoją kandydaturę kończący urzędowanie prezydent Jacek Majchrowski nie oszczędził Pana zamieszczając kąśliwy komentarz. Prezydent poparł swojego zastępcę Andrzeja Kuliga. Pan był w prezydenckim obozie i tak się odwdzięczył?

Mamy demokrację. Każdy może wystartować. Z obecnym prezydentem rozmawiałem wielokrotnie. Nie zdecydowałem się poprzeć wskazanego przez niego kandydata. Pan prezydent poparł wiceprezydenta Kuliga. To jest jego decyzja. Szanują ją, choć jej nie podzielam. Z panem prezydentem zrealizowaliśmy wspólnie sporo rzeczy. Nie odcinam się od tego. Widzę jednak jak wielu zmian wymaga Kraków. Skoro nie mogłem zmienić sytuacji od wewnątrz to doszedłem do wniosku, że sam wystartuję. Jestem kandydatem bezpiecznej zmiany. Mam doświadczenie, jeżeli chodzi o pracę w samorządzie i znam potrzeby krakowian. Wiele osób mnie też namawiało do startu. W uzgodnieniu z Szymonem Hołownią podjąłem decyzję, alby kandydować na prezydenta Krakowa.

Dzięki startowi w wyborach parlamentarnych z radnego miasta stał się Pan parlamentarzystą. Ocenia Pan, że wstąpienie do Polski 2050 było przełomową decyzją?

To pierwsza partia, do jakiej wstąpiłem. Zrobiłem to dwa lata temu,w wieku 50 lat. To była decyzja bardzo przemyślana. Przez lata byłem samorządowcem i widziałem, jak wygląda współpraca samorządowców z politykami sprawującymi władzę na szczeblu centralnym. Doszedłem do wniosku, że życie publiczne jest zdominowane przez partie, szczególnie w dużych miastach. Zobaczyłem też, że bez kontaktów z przedstawicielami ogólnopolskiej polityki ciężko będzie wprowadzić duże zmiany w Krakowie. Szymona Hołownię cenię za to, że jest osobą, dla której ważna jest sprawczość a nie politykierstwo. Polityka jest po to, aby zmieniać życie ludzi na lepsze i Szymon Hołownia konsekwentnie każdego dnia to udowadnia. Zaimponowała mi jego otwartość, a jednocześnie umiejętność jasnego przedstawienia swoich poglądów, a nie kluczenie.

Koalicjant Trzeciej Drogi, czyli Polskie Stronnictwo Ludowe nie poparło Pana, a wspomnianego już obecnego zastępcę prezydenta Krakowa Andrzeja Kuliga. Wyszedł Pan przed szereg ogłaszając swoją kandydaturę bez poparcia ludowców?

Wśród pretendentów do tego, by zostać wspólnym kandydatem Trzeciej Drogi w Krakowie byłem ja oraz ze strony PSL poseł Ireneusz Raś i do niedawna dyrektor Zarządu Zieleni Miejskiej w Krakowie Piotr Kempf. Ireneusz Raś poparł moją kandydaturę w taki sposób, że osoby z nim związane startują z naszej listy w wyborach do rady miasta. Piotr Kempf rozwija się natomiast w zakresie zarządzania zielenią, bowiem został dyrektorem krakowskiego oddziału Lasów Państwowych. Nie wyskoczyłem więc przed żaden szereg. PSL poparło innego, jak się okazuje czwartego kandydata, który jest też kandydatem obecnego prezydenta Jacka Majchrowskiego. Jest to człowiek spoza Trzeciej Drogi. Jeśli więc ktoś coś powinien wyjaśniać, to raczej PSL. Ale ja tego nie oczekuję.

To ma Pan żal do krakowskiego PSL za brak wsparcia?

Absolutnie nie mam żalu. Jest wiele rzeczy, które nas łączą. Natomiast w kwestii dotyczącej wyborów prezydenckich w Krakowie się nie zgadzamy. Oczywiście szkoda, że poparli osobę spoza środowiska Trzeciej Drogi. Widocznie mieli jakieś powody, skoro poparli wiceprezydenta Andrzeja Kuliga. Ich decyzja. Mieli do niej prawo.

Jeden z kontrkandydatów może nie wypomniał, ale zauważył, że pochodzi Pan z Ełku. Jak to się stało, że z Mazur trafił Pan pod Wawel?

Mój tata skończył Wojskową Akademię Medyczną. To był czasy komuny, na Mazurach poszukiwano specjalistów. Dlatego zaczął pracować w szpitalu wojskowym w Ełku, tam zamieszkał z moją mamą i tam się urodziłem. Później przeprowadziliśmy się do Krakowa. Tu mieszkam od szóstej klasy szkoły podstawowej. Czuję się więc w pełni krakowianinem.

Z wykształcenia jest Pan lekarzem. Pracuje Pan w wyuczonym zawodzie, robi jakieś biznesy?

Kiedyś prowadziłem firmę zajmującą się kosmetologią. Ale firmę odsprzedałem. Teraz jestem posłem, wcześniej poświęcałem się pracy w samorządzie. Z wykształcenia jestem stomatologiem. Jakbym został prezydentem, to nie wyobrażam sobie, bym zajmował się jeszcze czymś innym niż działaniem na rzecz krakowian. To jest praca 24 godziny na dobę. Ale jako że jestem stomatologiem, to oczywiście chciałbym bardziej zadbać o piękne zęby i uśmiechy mieszkańców, szczególnie młodzieży. Mam taką idę, by każda szkoła była przypisana gabinetowi stomatologicznemu, gdzie dzieci mogą leczyć zęby w ramach refundacji z Narodowego Funduszu Zdrowia.

Co jeszcze może przekonać krakowian do tego, by na Pana zagłosować?

Przede wszystkim proponowana przeze mnie bezpieczna zmiana. To nie ma być zmiana, która niszczy to co było, równa z ziemią i buduje struktury miasta od początku. Z drugiej strony to też nie powinno polegać na tym, że zostawiamy w Krakowie to, co było dotychczas. Do zarządzania miastem muszą zostać zaangażowani nowi ludzie ze świeżą energią. Tę energię trzeba też wydobyć od już pracujących urzędników, jest wśród nich wielu wybitnych fachowców. Ważne, żeby motywować ludzi do pracy. Powinni wiedzieć, jakie są wobec nich oczekiwania i na jakiej podstawie są nagradzani. Praca osób piastujących stanowiska dyrektorów w urzędzie miasta też musi być weryfikowana przez pracowników i mieszkańców. Miasto to musi być wewnętrznie napędzająca się maszyna. Mam poczucie, że niestety teraz tak nie jest. Coś się zacięło. Chciałbym to zmienić. Jak się jest prezydentem, to nie wystarczy mieć pomysły, trzeba mieć ludzi, którzy potrafią je zrealizować. Ja mam pomysły i wiem jak zmotywować ludzi do działania.

Sztuczna inteligencja - czy świat stanie się lepszy?

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Rafał Komarewicz: Kraków potrzebuje konkretów, a nie mglistych wizji - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski