Puchacz, który uciekł z zoo, odnaleziony

- Oba ptaki nie odleciały daleko - mówi Teresa Grega, wicedyrektor ogrodu do spraw hodowlanych. - Od pewnego czasu docierały do nas sygnały, że kręcą się w okolicach Lasu Wolskiego.

O kiepsko wyglądającym puchaczu powiadomiły ogród zoologiczny osoby spacerujące przez polanę bielańską. Dyrekcja natychmiast wysłała w to miejsce pielęgniarzy opiekujących się ptakami drapieżnymi.

- Puchacz siedział na koszu - opowiada pani dyrektor. - Początkowo, gdy opiekunowie się zbliżyli, próbował odlecieć. Ale szybko zrezygnował. Druga próba odłowu zakończyła się sukcesem. Był bardzo wygłodzony. Prawdopodobnie nic nie udało mu się złapać do jedzenia przez dwa tygodnie. Jadł naszym pracownikom z ręki.

Wielki ptak trafił na kwarantannę. Powoli jest przyzwyczajany do przyjmowania pokarmu. Dostaje małe dawki. Jak zapewnia lekarz weterynarii z zoo, wkrótce dojdzie do siebie. Na ekspozycji zobaczymy go ponownie, gdy uda się odbudować wielką wolierę, doszczętnie zniszczoną przez przewracające się potężne drzewa.

Drugi z ptaków, który wydostał się na wolność - orzeł przedni - był zauważony na pobliskim cmentarzu. Ptaki wyraźnie nie umieją poradzić sobie z łapaniem myszy, zajęcy czy mniejszych ptaków. Być może wkrótce uda się odłowić i tego osobnika.
Podczas potężnej nawałnicy, która siała spustoszenie w ogrodzie zoologicznym 8 lipca, przewróciły się tam 52 drzewa.

- Ciągle robimy porządki i naprawiamy zniszczoną infrastrukturę, ale zwiedzający mogą już bez przeszkód spacerować po zoo. Na pewno dłużej potrwa usuwanie wiatrołomów na terenie Lasu Wolskiego - dodaje dyrektor Grega.