Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prowadzą proces bez znajomości akt

Marcin Banasik
Obrońcy Kwietnia twierdzą, że śledczy zdemonizowali postać ich klienta
Obrońcy Kwietnia twierdzą, że śledczy zdemonizowali postać ich klienta FOT. ANNA KACZMARZ
Proces. Ławnicy przedłużyli areszt tymczasowy dla Brunona Kwietnia oskarżonego o planowanie zamachu na Sejm, mimo że nie przeczytali całości dokumentów sprawy.

– To skandal. Taka ignorancja może doprowadzić nawet do unieważnienia wyroku – tak Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości zareagował na informację o tym, że czterech ławników z pięcioosobowego składu sędziowskiego nie zapoznało się z tajną częścią akt dotyczącą działań agentów ABW w sprawie Brunona Kwietnia. Dwóch ławników podejmuje decyzje razem z sędzią, dwóch dodatkowych tylko doradza.

O niezapoznaniu się z dokumentami świadczy brak podpisów na pierwszych stronach akt, gdzie każdy, kto przegląda dokumenty, ma obowiązek się podpisać. Na kartach widnieje tylko nazwisko sędzi przewodniczącej.

Sprawa bulwersuje tym bardziej, że 28 kwietnia sędzia razem z ławnikami po raz kolejny zadecydowali o przedłużeniu tymczasowego aresztu dla oskarżonego. – W przypadku tej sprawy decyzję o przedłużeniu aresztu podejmuje się głównie w oparciu o materiały niejawne, których ławnicy nie przeczytali – podkreśla mecenas Tomasz Wróbel, jeden z obrońców Brunona Kwietnia.

Atmosferę wokół procesu byłego pracownika Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie podgrzała również wczorajsza informacja podana przez ,,Gazetę Wyborczą”. „Adwokat znalazł w aktach śledztwa zeznania funkcjonariusza ABW, z których wynika, że miesiąc przed aresztowaniem Brunon Kwiecień zaniechał ataku na polski parlament, rząd i prezydenta” – czytamy w GW.

Obrońca Brunona Kwietnia, mecenas Maciej Burda wyjaśnia jednak, że dziennikarze źle zinterpretowali jego słowa. – Po pierwsze, nie są to zeznania znalezione w aktach, tylko e-maile, które przekazaliśmy prokuraturze jeszcze przed procesem. Po drugie, nie jest potwierdzone, że osoba pod pseudonimem „Kamil” była agentem ABW, gdyż nie została jeszcze przesłuchana – tłumaczy mec. Burda.

Adwokat przyznaje jednak, że e-maile, w których Kwiecień pisał do „Kamila” w październiku 2012 r. „jesteś z policji” i „rezygnuję z remontów” (remontem konspiratorzy nazywali zamach), wskazują na to, że oskarżony wycofał się z planowanego zamachu. Zdaniem Burdy, to może być poważny argument podważający akt oskarżenia.

Zbigniew Ćwiąkalski, adwokat, były minister sprawiedliwości uważa jednak, że pisanie o wycofaniu się wcale nie musi mieć pokrycia w rzeczywistości. – Oskarżony od roku wiedział, że interesuje się nim ABW, był nawet przez nich przesłuchiwany w związku ze swoimi zainteresowaniami wybuchami, mógł więc tak napisać, aby zmylić agentów – twierdzi Ćwiąkalski.

Z kolei Prokuratura Apelacyjna w Krakowie, która jest w tej sprawie oskarżycielem, zapewnia, że Kwiecień nigdy nie odstąpił od planowania zamachu. – Do ataku przygotowywał się do momentu, w którym został zatrzymany – twierdzi Piotr Kosmaty, rzecznik PA. Śledczy nie chcą jednak podać, jakie konkretne działania miał wykonywać oskarżony w czasie między e-mailami o wycofaniu się z planowania zamachu a zatrzymaniem.

Proces niedoszłego zamachowca ciągnie się już cztery miesiące. Podczas ostatniej rozprawy zeznawał 25-letni Paweł T., były student, który trzy lata temu brał udział w wykładach Kwietnia na temat materiałów wybuchowych. Świadek zeznał, że oskarżony poważnie przemyślał przeprowadzenie zamachu. Paweł T. przyznał jednak, że Kwiecień nie nakłaniał go do zamachu, nie nagabywał i nie namawiał. Miał mu jedynie złożyć propozycję.

W ubiegłym tygodniu zmarła matka Kwietnia. Obrońcy niedoszłego zamachowca zwrócili się do sądu z wnioskiem o zgodę na udział oskarżonego w pogrzebie w asyście policji. Sąd odmówił mu jednak udziału w pogrzebie.

Śledczy widzą w Brunonie Kwietniu groźnego terrorystę, ale mają skromną listę dowodów

Proces Brunona Kwietnia znowu trafił na czołówki gazet i portali internetowych. Wczoraj ,,Gazeta Wyborcza” podała, że niedoszły zamachowiec na miesiąc przed zatrzymaniem przez ABW zrezygnował z przeprowadzenia zamachu. Dziś ,,Dziennik Polski” informuje, że ławnicy, którzy będą decydować o wyroku dla oskarżonego, nie zapoznali się z aktami sprawy.

Kontrowersje i wątpliwości towarzyszą sprawie przeciwko byłemu pracownikowi Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie od samego jej początku, czyli od 9 listopada 2012 r., kiedy został zatrzymany. Kilka dni później Prokuratura Apelacyjna w Krakowie i ABW zorganizowały spektakularną konferencję, na której chwalili się sukcesem zatrzymania groźnego terrorysty.

Ciekawe jest to, że konferencja odbyła się tuż przed planowaną przez premiera i ministra spraw wewnętrznych reformą służb specjalnych. ABW miałaby zostać odciążona w zakresie drobniejszych spraw. Te miałyby przejść w kompetencje m.in. policji i CBŚ. Rozważano także odebranie ABW części uprawnień śledczych.

Największe kontrowersje w sprawie niedoszłego zamachowca budzi stopień zaangażowania agentów ABW w obserwowanie Brunona Kwietnia. Według prokuratury tajniacy wzorowo pilnowali oskarżonego, a do zatrzymania doszło w momencie, kiedy mężczyzna dopinał plan zamachu na ostatni guzik.

Wątpliwości budzi skromna lista dowodów z przygotowań do ataku na Sejm. Pomimo bardzo intensywnych poszukiwań ABW nie znalazła broni, materiałów wybuchowych oraz opancerzonego samochodu SKOT, których Brunon Kwiecień miał użyć do ataku. Nie wiadomo nawet, czy istnieje laweta, która miałaby odpowiednią nośność do przewiezienia takiego pojazdu. Ponadto pojazd ma dwie tony ładowności, a według prokuratury Kwiecień planował załadować na SKOTA 4 tony saletry.

Piotr Kosmaty wyjaśnia, że ze względów na bezpieczeństwo prokuratura nie czekała z zatrzymaniem podejrzanego o zamach do momentu, w którym będzie miał materiał wybuchowy oraz SKOTA.

– Wybuch mógłby nastąpić podczas konstrukcji bomby, a wtedy mogliby zginąć ludzie. Musieliśmy działać szybciej – wyjaśnia oskarżyciel.

Z kolei obrońcy oskarżonego uważają, że gdyby nie prowokacje agentów, do planowania zamachu nigdy by nie doszło. – Przerysowano stopień zaawansowania przygotowań do zamachu i zdemonizowano postać Brunona Kwietnia – twierdzi mecenas Burda.

Życie niedoszłego zamachowca od dziecka było naznaczone fascynacją materiałami wybuchowmi. W wieku 15 lat podczas konstruowania pierwszej bomby stracił siedem palców. Nie zniechęciło go to jednak do dalszej „przygody” z trotylem, pentrytem itp.

Świadkowie zeznający przed sądem przedstawiają oskarżonego jako osobę na co dzień spokojną, ale w sytuacjach nerwowych bardzo wybuchową. Miesiąc temu jeden z byłych współpracowników doktora chemii opowiadał przed sądem o rozmowie z Brunonem, podczas której ten miał powiedzieć, że pracuje nad wyprodukowaniem nowego materiału wybuchowego; wspominał też, że chciałby na żywo zobaczyć wybuch bomby atomowej.

Napisz do autora:
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski