Zaczął się on w połowie lat 90. dzięki grupie zdesperowanych studentów i świeżych absolwentów wydziałów prawa, którzy przekonali się na własnej skórze, jak trudno będzie im zacząć pracę w tym zawodzie. Wśród najaktywniejszych znaleźli się również słuchacze Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Desperacja wynikała z prostych faktów. Miejsc na aplikacje, np. adwokackie w Krakowie było wtedy zaledwie kilka i tak się zwykle składało, że zajmowały je dzieci prawników już praktykujących. Niektórzy z nich byli gotowi zaręczać, że uprzywilejowanie ich pociech jest zupełnie naturalne, bo przecież już genetycznie są lepiej przygotowani do noszenia togi. Z kolei ci, którzy „z ulicy”, czyli bez znajomości jednak dostawali się na aplikacje, musieli borykać się z często horrendalnie wysokimi opłatami pobieranami przez samorządy prawnicze. Na własne uszy słyszałem, jak prezes jednej z korporacji tłumaczył bez żenady patrzącym mu w oczy studentom UJ, że opłat nie da się zmniejszyć, bo korporacja... buduje swą nową, krakowską siedzibę.
Tymczasem liczba bezrobotnych albo pracujących za psie pieniądze prawników rosła gwałtownie z końcem każdego roku akademickiego. Przyznać trzeba, że w latach rządu PiS zaczął się tu duży postęp. Dzisiaj mamy system egzaminów państwowych na aplikacje, w którym o nepotyzm znacznie trudniej. Zaraz także podział na radców i adwokatów będzie miał tylko historyczne znaczenie.
Konkurencja na tym rynku niby radykalnie wzrosła, ale w dalszym ciągu nie widać, by doprowadziła do wyraźnego spadku cen usług prawniczych. Pomocy prawnika prędzej czy później potrzebują wszyscy. Stać na nią niewielu. Czy to się zmieni?
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Radca równy adwokatowi, ale na jedność nie ma szans
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?