MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Pracownicy z Ukrainy

Liliana Sonik
Cały ten zgiełk. Są studentami z Ukrainy i łatwo znajdują pracę, ponieważ akceptują warunki, których Polacy zaakceptować nie chcą lub nie mogą. Pracodawcy uważają, że się do roboty sami przyuczą i jakoś to będzie. Tymczasem bywa różnie. Zanim lepiej poznają język i obyczaj, przeżyją niejedną traumę. A my z nimi. Taki los „najemników”.

Pracują w sklepach, restauracjach, na stacjach benzynowych, w piekarniach, a nawet pociągach. Najczęściej sympatyczni i uprzejmi. Mówią „Dzień dobry; kartą czy gotówką?, do widzenia, miłej podróży, smacznego…”. Jednak wobec najmniejszej komplikacji, gdy sytuacja przestaje być standardowa, pojawiają się kłopoty.

W pociągu proszę roznoszącego napoje kelnera o zmniejszenia ogrzewania. W jego oczach widzę panikę i następuje warknięcie, że to „nie jego sprawa”.

Gdy kupując bułki westchnęłam, że drogo (były nietypowo drogie), usłyszałam: „Pani nie musi kupować!”. To prawda, że nie muszę, ale odpowiedź była bezczelna, jak w czasach PRL. Na stacji benzynowej podchodzi młody człowiek, by pomóc. Proszę, aby nalał 100-oktanowej do pełna, jeszcze raz powtarzam, bo wyczuwam wahanie i gdy chłopak mówi „OK”, biegnę do kasy. Było to przed sylwestrem i tłum ludzi przestępował z nogi na nogę, by czym prędzej zatankować i jechać do domu. Kiedy nadeszła moja kolej, okazało się, że zamiast „setki do pełna”, dostałam „95” za sto złotych. Musiałam zapłacić, odjechać i na nowo ustawić się w kolejce. Myślałam, że tego chłopaczka uduszę, ale cóż, on w ogóle nie mówił po polsku.

Maciej Morawski był po imieniu z połową zachodniej arystokracji i obficie z tego korzystał by w latach 80., załatwiać pracę uchodźcom z PRL. Dykteryjki z tym związane są przezabawne. Dla ich bohaterów musiały być doświadczeniem upiornym.

Z polecenia Macieja dwaj znajomi znaleźli robotę u paryskiej hrabiny. Mieli wysprzątać mieszkanie z ogromnym tarasem na dachu. Hrabina prosiła, by przycięli rosnące na tarasie krzewy. Nie przewidziała jednak, że słabo znający język Polacy pomylą słowo „przyciąć” z „wyciąć”. I ze szczętem wycięli pielęgnowane od 15 lat cyprysy, bez których latem taras zamieniał się w piekarnik.

Z kolei Jaś Zajączkowski nieźle znał języki, ale nie urodził się do prac fizycznych. Dom, gdzie znalazł fuchę, wielkich robót nie potrzebował; chodziło o cyklinowanie parkietów i pilnowanie sprzątaczki. Dama uprzedziła, że najcenniejszym sprzętem jest szklany stół zaprojektowany przez jakiegoś mistrza designu. Gdy prace zakończono, Jaś z kolegą postanowili cenny stół przestawić. Ale blat im się omsknął i kryształowe szkło rozprysło się na milion okruchów. Właścicielka stała zamurowana i szeptała: „To nieprawda, to nie może być prawda”. A Jaś towarzyszył jej rozpaczy powtarzając: „A jednak prawda. Naprawdę prawda”.

Wobec podobnych katastrof małe impertynencje pracowników z Ukrainy wydają się drobiazgiem. Ale może byłoby dobrze ich jakoś szkolić? Dobrze dla nich i dla pracodawców. Oraz dla nas.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski